Rozdział 4

172 9 0
                                    


Angel

7 lat wcześniej

   Spoglądam na mapę, zostało mi jeszcze siedem godzin do celu. San Francisco to najpiękniejsze miasto, idealne na rozpoczęcie nowego etapu życia. Mijam kolejną stację benzynową.

   Z każdym kolejnym kilometrem czuję jak z mojego ciała uchodzi niepokój. Nie pozwolę aby ktoś kiedykolwiek mnie tak zranił jak On.

   Zostaw to Lily, uspokój się i jedź. Zostaw to za sobą.

  Dzwoni mój telefon. Spoglądam na wyświetlacz i krzywię się.

  Mama.

  Powinnam odebrać, jednak wiem, że będzie przekonywać mnie do powrotu. Nie mogę sobie na to pozwolić. Nie mogę wrócić i przeżywać to wszystko na nowo.

  Zjeżdżam na pobocze i wyciągam z telefonu kartę sim. Łamię ją i wyrzucam przez okno. Teraz już nikt mnie nie znajdzie. Mam nadzieję, że nie będą mnie szukać.

  W radiu leci Where's my love. Jak na złość słysząc tą piosenkę w oczach wzbierają się łzy. Nie wątpiłam w to że ucieknę, ale to zrobiłam i jestem cholernie z siebie dumna. Stawiam na siebie i na moje zdrowie.

  Właśnie jadę do domu. Do San Francisco.

  Z oddali widzę machającą kobietę, podjeżdżam i widzę że opona jest całkowicie rozwalona. Staje koło jej czerwonego mercedesa i gaszę silnik.

  – Dzięki Bogu, że się zatrzymałaś! – mówi blondynka.

  – Machałaś, jakby od tego zależało całe twoje życie – uśmiecham się, podchodząc do niej. – Zresztą Bóg nie ma tu nic do rzeczy.

  – Tak ten palant, mój były mnie tu zostawił – pokazuje na samochód i oponę – a ja nie umiem tego naprawić.

  Łapie się pod boki i mruży oczy. Jest ładna, błękitne oczy spoglądają na mnie uważnie.

  – Zadzwoń po lawetę – wzruszam ramionami i obchodzę pojazd sprawdzając pozostałe opony.

  – Coś ty oszalałaś! Ojciec mnie zamorduje, dosłownie! – krzyczy.

  – To co chcesz zrobić?

  – Pomyślałam, że zatrzyma się jakiś umięśniony facet, a nie takie chucherko jak ty – spogląda na mnie z góry do dołu.

  – No tak, ale zatrzymałam się ja i to ja mam sprawny samochód. Mogę cię gdzieś podwieźć – odchodzę do niej w stronę swojego auta.

  Siadam za kierownicą i wkładam kluczyki do stacyjik, kiedy drzwi od strony pasażera się otwierają. Blondynka wchodzi do środa i sadowi się wygodnie na siedzeniu. Cały czas obserwuję ją kątem oka.

  – Jestem Sofia – podaje mi szczupłą dłoń, jej paznokcie pomalowane są na krwistoczerwony kolor. Wpatruję się w nie jak wariatka.

  Przedstaw się jakoś! Wyjdzie to podejrzane.

  W mojej głowie coraz szybciej pracują trybiki. Od dwóch lat nikt mnie nie dotknął.

  – Jestem, eee – mówię do Sofii ściskając jej dłoń.

  – No to cześć Eee – śmieje się i przegląda wiadomości w telefonie.

  Skoro zaczynam nowe życie muszę mieć nową tożsamość. Nie mogę być już Lily DuPont, ona zmarła w tamtym pokoju.

PAETAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz