18.

358 18 20
                                    

— Mogę dzisiaj wyjść? — Marvin parsknął cicho, gdy Xavier i Rick równocześnie na niego spojrzeli wychylając nosy zza dokumentów. — No co? Przecież mamy Sylwester.

Reedus posłał mu pobłażliwe spojrzenie dając mu do zrozumienia, żeby lepiej się zamknął.

— Możesz — Xavier udał, że nie widzi zdziwionego spojrzenia przyjaciela zza jego okularów — ale nie zabierzesz ze sobą Aristaneii.

Powstrzymał chęć powiedzenia o tym, że mógłby się już wyprowadzić mimo, że zagrożenie wcale nie zmalało. Po prostu Rick pod jego dachem to już za dużo a przyjaciel dziewczyny jest zbędny.

— Myślałem, że — przełknął ślinę, gdy spojrzał w przerażające oczy bruneta — poszlibyśmy do moich znajomych. Nic by jej nie...

— Jasne. Spuściłbyś z niej wzrok na kilka sekund a ona zniknie i pomyśli, że nachlanie i naćpanie się na Times Square brzmi kusząco. — Znów utkwił wzrok w dokumentach, które chciał przeanalizować przed kolejnym pieprzonym Nowym Rokiem. — Moja odpowiedź brzmi nie.

— Za kogo ty się masz, żeby za nią decydować? Za jej tatusia?

Marvin cofnął się odruchowo wpadając na czarną komodę, gdy tylko Crawford wstał z fotela rzucając dokumenty na stolik. Uniósł głowę, żeby na niego spojrzeć i w sekundę zaczął żałować swoich słów.

Rick postanowił zostać na swoim miejscu i obserwować sytuację dopóki mężczyzna trzymał ręce przy sobie, ale jego tors znajdował się centymetry od torsu Celseya.

— Chcesz wiedzieć jak jeszcze mnie nazywa, gdy pieprzę ją za ścianą twojej sypialni?

Reedus przyłożył pięść do ust tłumiąc śmiech, poważna mina mężczyzny śmieszyła go jeszcze bardziej. Jednak rozbawienie przeszło, gdy do salonu wpadła Aristanea.

Miała na sobie satynowy szlafrok w chabrowym kolorze a czarne włosy związała w wysokiego kucyka. Opatrunek na policzku został wymieniony na mniejszy, ale wciąż był bardzo widoczny.

— Co wy robicie?

Odciągnęła Marvina oplatając drobną dłonią jego ramię, jej wzrok przeskakiwał pomiędzy dwoma najważniejszymi mężczyznami w jej życiu.

— Chcesz iść ze mną do Annie i Toma? — odwrócił się w stronę przyjaciółki uśmiechając się ciepło, ale przyjaciółka wyczuła w tym doń fałszu.

— Wiesz, że nie lubię imprez czy innych spotkań. — przechyliła głowę uśmiechając się delikatnie. — Wolę się wyspać, ale ty idź się bawić. Potrzebujesz tego.

Po chwili wahania pokiwał głową łapiąc pannę Rhoden za nadgarstek.

— W takim razie teraz musisz mi pomóc co ubrać. — pociągnął ją w stronę korytarza — Czekaj co ci się stało z twarzą?

— Nie pamiętasz? Mówiłam ci, że po tym jak rozbiłam lustro...

Ich konwersacja przestała być słyszalna, gdy tylko zniknęli na górze. Xavier sam był zszokowany, że kłamstwo tak szybko i gładko przeszło przez gardło Aristaneii. Czy jest coś jeszcze co może przed nim skrywać? Czy może poddawać go jeszcze jakiejś manipulacji?

Z głośnym westchnieniem opadł na fotel przyciskając swoje palce do powiek.

— Naprawdę mówi na ciebie tatusiu? — z mordem w oczach spojrzał na Ricka, który prawie zwijał się ze śmiechu — Nie no stary, rozumiem. Każdego kręci coś innego.

— Gówno powinno cię to obchodzić, ale nie. Nie mówi tak.

Ściągnął okulary ścierając łzy, które pojawiły się w kącikach jego oczu.

Spare MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz