25.

377 16 13
                                    

10 miesięcy później

Xavier w takich chwilach żałował, że nie ma przy sobie Ricka. Często wysługiwał się nim i po prostu kazał mu chodzić na nudne spotkania. Takie jak to.

Dziwił się, że większość obecnych tu wieśniaków - którzy nazywają się biznesmenami lub zamożnymi inwestorami myśli, że zdoła wkraść się w jego łaski. I w dodatku oni myśleli, że coś na tym zarobią. Nic bardziej mylnego, ale Crawford do ostatniej minuty chciał dawać im złudną nadzieję. 

Podczas, gdy oni wygłaszali nudne przemowy on gdzieś całkowicie odpływał. Myślał o przeklętym Reedusie, Aristaneii, której potwornie mu brakowało. Dla niej całkowicie zrezygnował z seksu, postanowił na nią poczekać. Jednak to wszystko przedłużało się dłużej niż powinno, ale na szczęście zaczął robić postępy.

Noi przecież dwa miesiące temu na tym chorym świecie pojawił się jego syn. Nie musiał go widzieć ani dotykać, żeby stwierdzić, że nie tylko Aristanea wywołuje w nim dobre uczucia. Tak bardzo pragnął mieć ich już przy sobie. Chciał po raz pierwszy wziąć syna w ramiona i stwierdzić do kogo jest podobny chociaż to praktycznie nie ma znaczenia. 

Od zawsze zarzekał się, że nie chce mieć dzieci. Zarzekał się też jednak, że nie pozwoli sobie czuć. I kilkanaście razy przegrał tą walkę. Prawda jest taka, że nie można przewidzieć co przyniesie nam przyszłość. Na większość sytuacji możemy się przygotować, ale nie na wszystkie. Wczoraj to przeszłość, dzisiaj to dzisiaj. Jutro? Jutro jest nieznane. Tak samo jak nowy rozdział czy nowy odcinek ulubionego serialu.

On dosadnie się o tym przekonał.

Dziesięć miesięcy temu zapytał pannę Rhoden o rękę. Otrzymał odpowiedź w liście od niejakiej Bonnie. Chyba nigdy tak długo się nie uśmiechał patrząc na kartkę papieru. Wszystko mogło być tak piękne, wystarczyło jeszcze pozbyć się Fernanda a mogliby spokojnie stworzyć rodzinę. 

Razem z Michaelem Crawfordem II i przyszłą panią Crawford.

Nie ustalał z Aristaneą imienia, ale domyślił się, że w ten sposób chciała upamiętnić jego tragicznie zmarłego ojca. Z początku, gdy Rick go o tym poinformował nie był zachwycony, ale ostatecznie stwierdził, że Ari nie mogła trafić lepiej.

Dane Michaela nie są publiczne, nie można ich nigdzie znaleźć. W szpitalu nadali mu fałszywe imię i nazwisko. Gdyby jego prawdziwe nazwisko wyszło na jaw natychmiast znaleźli by się w internecie i gazetach. 

A Fernando i jego ludzie tylko czekają na jakąkolwiek informacje. Już dawno zauważyli zniknięcie Aristaneii i Ricka, ale na szczęście za późno, żeby mogli cokolwiek sprawdzić.

Cała trójka była bezpieczna. To było najważniejsze.

— Więc jak panie Crawford?

Wyrwany z letargu spojrzał na siwiejącego mężczyznę, który siedział po jego prawej stronie, dwa siedzenia dalej. Uśmiechnął się cierpko w jego kierunku a tamten nie wiedząc co robić również się uśmiechnął.

— Nic z tego. Żaden z was mnie nie przekonał. — wstał zapinając czarną marynarkę, musiał ukryć uśmiech widząc zszokowane miny inwestorów — Spotkanie uważam za zakończone. Żegnam.

Tak bardzo chciał uwiecznić ich miny. Obszedł cały stół konferencyjny i z należytą klasą opuścił pomieszczenie. Przywołał windę, aby dostać się do swojego gabinetu a to zdawało się trwać w nieskończoność.

Gdy ledwie wyszedł w windy dopadła go Samantha, ledwie udało powstrzymać mu się przewrócenie oczami widząc jak ochoczo biegła w jego stronę.

— Sam, mam naprawdę chujowy dzień także jakbyś mogła chociaż na godzinę dać mi spok...

Spare MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz