Tak, kolejny nudny dzień kiedy nic strasznego nie może sie st- AA O MÓJ BOŻE, CO TO JEST....
Miałam wrażenie, że krzesło sie samo poruszyło...ale chyba tylko mi sie zda- ZNOWU SIE PORUSZYŁO.-VICTORIAAAAA
V: co się znowu stało?
-NO BO, KRZESŁO SIĘ SAMO RUSZA
V: Jak się samo rusza
- NO PORUSZYŁO SIE, NIE DOTYKAŁAM GO
V: piłaś cos?
-NIE, NAPRAWDE, ZOBACZ
Podeszłysmy spowrotem do krzesła, które stało jakby nigdy nic.
V: mogłabys mi nie zawracać glowy jakimis głupotami, mam wazne rzeczy do zrobienia
Jak tylko Victoria wyszła z pokoju krzesło się na mnie rzuciło. GŁUPIE KRZESŁO!
Wiec zaczełam swoją bitwe z krzesłem, którą oczywiście....przegrałam. Kiedy leżałam na ziemi ledwo żywa (miałam jedno zadrapanie) krzesło wyskoczyło z pokoju i zaczeło tańczyć z innymi krzesłami. MOŻE SERIO MI COŚ DOSYPALI DO SOKU.
Wziełam miotłe do ręki i podeszłam do tańczącej sekty krzeseł. JEŻELI VICTORIA MI NIE CHCE POMÓC TO SAMA JE POKONAM!
Walnełam jedno z krzeseł miotłą i....nic.
Zupełnie mnie ignorują!
Uderzyłam inne mocniej łamiąc przy tym miotłe. Krzesło na mnie spojrzało wzrokiem, jakby miało zamiar swoimi nogami na mnie nadepnąć i zmiażdżyć.
Uznałam, że może jak nie będe się ruszać, to mnie nie zauważy. Sekta krzeseł rzuciła się na mnie i powaliła.V: CZEMU TAK HAŁASU-..... CO TY ROBISZ
-KRZESŁA MNIE ZAATAKOWAŁY!
V: Ty dalej o tych krzesłach, powinnas się położyć i odpocząć.
-Ale one naprawde są jakieś opętane
V: tak, powiedz jeszcze, ze tańczyły.
Krzesła odwróciły się w strone Victorii i znowu zaczeły tańczyć.
V: CO TY ZROBIŁAŚ
-TO NIE MOJA WINA
Victoria machneła ręką i wszystkie krzesła leżały martwe na ziemii.
V: nie rób tak więcej, to nie jest zabawne
-TO NAPRAWDE NIE JA, TO PEWNIE DUCHY
V: Duchy? Nasze mieszkanie jest zaklęte, żaden duch nie ma wstępu.
-Nie ważne co to, możesz to wypędzieć? BŁAGAM
V: eh, zobacze co da sie zrobić...
Victoria zaczeła odprawiać jeden z jej legendarnych rytuałów i spojrzała na mnie niechętnie.
V: to....jednak...duchy. - powiedziała zawiedziona
-mówiłam....MÓWIŁAM!
V: TAK TAK.
Rzuciła jakieś zaklęcie na duchy, ale chyba coś nie wyszło bo widać było złość na jej twarzy.
-Co się stało?
V: nic tylko ... W DOMU SĄ 3 DUCHY I POTRZEBUJEMY 3 SŁOIKI BY ZAMKNAĆ W NICH DUCHY I ODPĘDZIĆ.
Pobiegłam po słoiki i wróciłam do Victorii.
V: dobrze, pierwszy duch jest w łazience
-jak go masz zamiar złapać?
V: nie ja, TY go złapiesz
-CZEMU JA
V: Ja musze trzymać słoik, a ty wpędzisz do niego ducha.
-Jak mam go wpędzić, jeżeli nie moge go złapać
V: nie wiem, weź jakiś wiatrak może go wdmuchasz
-NIE POMAGASZ
Poszłyśmy złapać pierwszego ducha korzystając z wiatraka. Nie mam pojecia jakim prawem, ale zadziałało. 5 minut zajeło złapanie jednego ducha.
-Nie ucieknie ze słoika?
V: zaklęłam je, więc nie powinny.
-Kiedy to zrobiłaś?
V: wyższy poziom magii, któremu nie dosięgasz do stóp 😎
- .........
Złapałyśmy tym samym sposobem 2 pozostałe duchy.
V: widzisz po sprawie i po co tyle się darłaś
-...., co zrobisz ze słoikami?
V: odeśle tam, skąd przyszły duchy.
-Więc po co łapałyśmy je w słoiki?
V: to chyba oczywiste, zeby nie uciekły w trakcie odsyłania, jeszcze by jednorożce nawiedziły.
-JEDNOROŻCE ISTNIEJĄ?
V: nie -_-
Więc Victoria odesłała duchy, a ja miałam przez następny miesiąc koszmary o tańczących krzesłach.