Rozdział I

878 43 4
                                    

Theo's Pov

Bolała mnie głowa i to bardzo. Przymrużyłem oczy, próbowałem je otworzyć. W pomieszczeniu, w którym się znajdowałem nie było dużo światła, więc na spokojnie i powoli przyzwyczajałem oczy, nabierając przy tym ostrości. Kiedy w końcu je otworzyłem, doznałem szoku. Byłem w moim pokoju. Zerwałem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem dokładniej. Nikogo oprócz mnie nie było w pomieszczeniu, ale co ja tu robię, przecież byłem w starym domu z przyjaciółmi. Wstałem z łóżka, przebrałem się w wygodne ubrania, czyli dresy i bluzę z kapturem. Nie wiedziałem która jest godzina. Poszedłem do salonu, gdzie znalazłem mój plecak. Po drodze nie spotkałem nikogo. Nawet mojej mamy. Co było dziwne, nie zostawiła mi żadnej kartki z informacjami kiedy wróci i gdzie poszła. Ona zawsze tak robi nawet jeśli idzie tylko do pracy. Wszedłem do kuchni, w której jak w całym domu nie było ani jednej żywej duszy. Jednak miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuję. Przez to co chwilę rozglądałem się dookoła siebie. Nikogo nie widziałem co bardzo mnie niepokoiło. Na blacie znalazłem szklankę z wodą. Zdziwiło mnie to, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana, tak? Chwyciłem szklankę i wypiłem wszystko na jednego łyka. Popełniłem błąd nie wąchając tej wody. Zaraz po wypiciu poczułem zawroty głowy, po chwili zemdlałem. Nie wiem co się ze mną działo, jednak usłyszałem trzepot skrzydeł. Co mnie zdziwiło bardziej niż wszystko co się do tej pory stało. Sam nie wiem czy naprawdę to słyszałem czy było to tylko w mojej wyobraźni. Ja widziałem tylko ciemność otaczającą mnie z każdej strony. Ta ciemność mnie dobijała już drugi raz tu byłem, w krótkim odstępie czasowym. Stałem w totalnej pustce, sam bez żadnego towarzystwa, co mi w ogóle nie przeszkadzało. Lubiłem samotność, ale kiedy było jej za dużo chce mi się płakać. Zawsze płaczę z dala od ludzi, żeby nie nazywali mnie loser'em, czyli przegrywem którym nie jestem, chyba. Ciemność mnie dobijała, powoli. Usiadłem na ziemi, podwinąłem nogi. W takiej pozycji siedziałem bardzo długo, sam nie wiem ile, ale na pewno nie była to minuta. Nawet nie jestem pewien kiedy zasnąłem.

Obudziłem się znowu w moim pokoju. Usiadłem na łóżku i miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie. Teraz wiem, że wcześniej śniło mi się coś bardzo realistycznego. W tamtym momencie nie pomyślałem o tym. Postanowiłem się ubrać w bluzkę z długimi rękawami i jeansy. Wyszedłem z pokoju i najostrożniej jak tylko mogłem wędrowałem przez korytarz prowadzący do klatki schodowej. Nie widziałem nikogo należącego do mojej rodziny. Wchodząc do salonu zobaczyłem mój plecak i mamę siedzącą na kanapie. Wyglądała na złą. Nie zapowiadało się na przyjemną rozmowę, jeśli do jakiejkolwiek dojdzie. Odwróciła głowę w moim kierunku.

- Kiedy ty wróciłeś do domu!? - krzyknęła, w jej głosie było słychać zmartwienie i wściekłość jednocześnie.

- Nie pamiętam - odpowiedziałem prawie szeptem, zgodnie z prawdą.

Kobieta przyjrzała mi się nieufnie. Zeskanowała mnie bardzo uważnie od stóp do głów. Przez chwile na jej twarzy pojawił się wyraz zażenowania. Spojrzała mi prosto w oczy i westchnęła głęboko.

- Masz mnie za głupią?

- Nie, mamo

- Mi się wydaje, że masz.

- Gdzie byłeś wczoraj w nocy, synku?

- Nie pamiętam. - skłamałem. Nie lubię kłamać. Czas jednak nauczył mnie, że nie zawsze kłamstwo jest złe, czasem ono chroni innych przed niebezpieczeństwem z nim związanym.

- Jakoś Ci nie wierzę. Wyglądasz jakbyś nie miał żadnego kaca. Co oznacza, że nie piłeś alkoholu. Z tego wynika, że musisz wszystko pamiętać.

Nie odpowiedziałem jej. Stałem i wpatrywałem się w drzewo za oknem. Milczałem, sam nie wiedziałem co stało się poprzedniej nocy. Miałem tylko nadzieje, że nie stało się nic co uwolniło lub przyzwało kogoś z innego wymiaru. Przynajmniej taką miałem nadzieje, szkoda iż okazała się błędna. Moja zniecierpliwiona mama wstała i podeszła do mnie. Położyła swoją rękę na moim ramieniu. Spojrzałem na nią, wydawała się zła, ale spokojniejsza niż jeszcze przed chwilą. Zawsze potrafiła szybko zmieniać swoje emocje, tak przynajmniej mówi. Według mnie przez swoje trudne dzieciństwo nauczyła się ukrywać swoje prawdziwe uczucia. Nazywam to momentem kiedy ubiera na twarz ,,maskę". Mam bardzo surowych dziadków z strony mamy, jeśli dowiedzą się o tym, że mam jedynkę, dwójkę lub trójkę po rodzinnym obiedzie mogę spodziewać się kazania na temat tego jak ważna jest edukacja. Nawet czwórka to według nich slaba ocena, ale to już przemilczali, dają jednak ciche, nie werbalne znaki, że im się to niepodoba. Wypominają również mojej mamie, że słabo się uczyła. Jest ona z zawodu prawniczką, przeze mnie i moją młodszą siostrę przez jakiś czas nie pracowała. Uznali wtedy, że jest leniwa, chociaż jej pracodawca wręcz kazał jej wziąść macierzyński. Obecnie pracuje, ale zdanie jej rodziców się nie zmieniło. Tata jest dla niej zbyt miły, takie jest ich zdanie. Ja jakoś nie zauważyłem, żeby mama była leniwa, a tata był dla niej zbyt miły.

Mój demon [yaoi]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz