prolog

24 3 2
                                    

"I jedyne co usłyszałam następnie to odgłos łamania ludzkich kości...
Potem zapanowała cisza"
____________________________________________________________________________

- Poczekaj! - krzyknęła Lizzy i szybko zamknęła swoją szafę, niedbale pakując rzeczy do ewidentnie zbyt małej torby - no ej, mamy jeszcze dużo czasu! Nie rozumiem czemu ty się tak spieszysz.

- Właśnie - poparła ją Olivia - do imprezy jeszcze trochę jest, poza tym dom Willa nie jest wcale tak daleko - mówiąc to, usiadła przy dużym lustrze idealnie wysprzątanej toaletki i zaczęła poprawiać swój i tak już idealny makijaż. Z całej piątki to ona przykładała największą wagę do swojego wyglądu. Zawsze ładnie ubrana, pomalowana, dobrze pachnąca. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć ile razy widziałam przyjaciółkę w zbyt dużej bluzce, bądź chociażby rozciągniętej bluzie lub zwykłych, domowych dresach. Dziewczyna miała jasną karnację, była wysoka, a jej czarne włosy opadały na szczupłe ramiona. W błękitnych oczach zawsze jaśniał blask. Ponadto odziedziczyła po mamie piegi - zawsze na nie narzekała i starała się przykryć tak dużą warstwą pudru, jaką tylko mogła. Nigdy jej nie rozumiałam, uważałam je za urocze i były wykończeniem jej wyglądu.

- Przestań to poprawiać, lepiej już nie będzie - skarciła ją tamta. W międzyczasie wychyliła szklankę i dopiła swoją wygazowaną już cole do końca. - Wyglądasz świetnie, serio.

W odpowiedzi na te słowa Liv wywróciła tylko oczami. Naprawdę czasem nie rozumiałam przyjaciółki. Wzdychając i ja dopiłam swój napój do końca i spojrzałam na wiszący nad dużym łóżkiem zegar.

- Mam okazję i przede wszystkim ochotę na wyrwanie jakiegoś nowego chłopaka. - zaśmiała się lekko. - Przecież nie będę znała każdego na tej imprezie!

Dziewczyny sprzeczały się jeszcze chwilę, ale już ich nie słuchałam. Nagle dostałam dziwnego uczucia, że coś się dziś wydarzy, coś niespodziewanego. Ten dzień miał zostać zapamiętany i to na długo. "Pewnie poznamy kogoś fajnego i nasza grupka się powiększy", pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie w myślach.

- Okej, zbierajmy się już. - przerwałam swoje rozmyślania, wchodząc Lizzy w słowo. Olivia dopiła sok marchewkowy i zabrała swoją czarną, napakowaną torebkę.

***

Po godzinie ja, Liv i Lizzy wsiadałyśmy już w autobus wiozący nas prosto pod drzwi naszego kolegi. To u niego dziś miała się odbyć impreza, którą każdy ma pamiętać. Will Sander zawsze chciał być rozpoznawany i zapamiętany, dążył do zdobycia popularności i gotów był zapłacić każdą cenę by jego marzenia się spełniły. Może wydawać się to bardzo płytkie, w końcu sława kiedyś przemija, mimo wszystko kochałam Willa takiego, jakim był i myślę, że wszyscy, którzy go poznali mają podobne lub takie same odczucia co ja. On o tym wiedział, ale miał w sobie coś, co i tak przyciągało do niego ludzi. Rozmowy z nim zawsze były ciekawe, zabawne, a czasem pouczające. I wcale nie sądziliśmy, że jego zachowanie jest żałosne.

Wysiadłyśmy przed jego domem i skierowałyśmy się w stronę wielkich, drewnianych drzwi.
- Wiecie może czy jest już Alex? - zapytałam dziewczyn, ale one tylko przecząco pokręciły głowami.

- No cóż - wzruszyłam ramionami i skupiłam się na podziwianiu ogrodu rodziców Willa. Jego mama przykładała dużą uwagę do estetyki oraz dobrego wyglądu ich posiadłości. Byłam tu nie jeden raz, a i tak widok komponujących się kwiatów i różnych drzew oraz małe jezioro ze schodkami i domkiem dla kaczek zawsze zapierały mi dech w piersiach. Kiedyś widziałam nawet jak pani Sander osobiście zajmowała się pracą w ogrodzie i nie pozwalała mężowi zatrudnić żadnych ogrodników. Muszę przyznać, że jej starania miały cudowne skutki. Zresztą nie byłam jedyna, każdy tak sądził, a Will nie raz chwalił rodzicielkę za jej poczynania.

We trójkę weszłyśmy, szybko zdjełyśmy buty i wchodząc w głąb skierowałyśmy wzrok prosto na szerokie, czarne schody, gdzie stał chłopak.
Z wielkim uśmiechem pokazał stół wystawiony przeróżnymi przekąskami, słodkimi napojami i alkoholem.
- Spójrzcie na to wszystko - powiedział podekscytowany - jeszcze godzina i zaczną się schodzić pierwsi goście!

Uśmiechnęłam się pod nosem i wyobraziłam sobie siebie za kilka godzin. Lubiłam imprezy. Nie dlatego, że ciągnęło mnie do picia, nie wspominając o paleniu czy braniu, ale lubiłam te chwile gdy skaczesz, śpiewasz i się bawisz z zupełnie przypadkowymi ludźmi, nie znając ich, a mimo to pamiętając wszystko przez długi czas. W takich momentach czuje się wolna. Wolna od szkoły, wolna od zadręczania się co będzie później, a przede wszystkim - wolna od problemów rodzinnych. Nie miałam w życiu lekko, ale nigdy się nie skarżyłam. To nic nie daje. Życie nauczyło mnie wytrwałości oraz tego, że jak skopało ci dupę raz, to najpewniej zrobi to po raz kolejny. Nigdy nie było mi łatwo. I nikt też nie powiedział, że kiedykolwiek będzie. Moi rodzice się mną nie przejmowali, nie tak jak kiedyś. Często najważniejszy dla nich był alkohol. Ważniejszy ode mnie i mojego życia, wyników w nauce czy chociażby takiej błahostki jak integracji pozaszkolnych. Nawet nie wiedzieli o Elizabeth, Alexie, Olivii i Willu. Szczerze mówiąc nie chciałam żeby wiedzieli, było mi lepiej ze świadomością, że ich nie znają i nie mogą mnie nimi szantażować.
To była moja pierwsza okazja na prawdziwą imprezę od kilku miesięcy. Dlatego dziś, ja, Maeve Elvis, zamierzałam bawić się tak dobrze jak tylko mogłam. Bo mi też należy się coś od tego spierdolonego życia.

Dark Side MirrorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz