X

23 5 5
                                    






- Nie jesteś... zły? - Byłam odrobinę zdumiona odpowiedzią Josha.
- A po co? To dość nieprzyjemne uczucie, być złym. Lepiej starać się go unikać. - Kowboj podniósł się z krzesła, wziął do ręki kubek z kawą i zaczął chodzić powoli po moim małym mieszkanku.

- Trzeba teraz na spokojnie pomyśleć jak cię wydostać z tego bagna.
- Nie wplątuj się w to - już i tak masę nerwów pożera sprawa z kośćmi. To ja zadarłam z typami z pod ciemnej gwiazdy. Załatwię to i sprawa zamknięta, jak bardzo mogą być groźni? Może to wcale nie jest tak złożony problem, jak go przedstawiają Soul Riders? I jeszcze te dziwne nazwy, jak u drużyn z podwórka, co bronią swoich baz. Może mają własny konflikt i dlatego jedni robią z drugich czarne charaktery? Ale o czym ja w ogóle mówię? Dark Riders prawie wysadziły prom w porcie i zabrały tego złodzieja na motorówkę. Co mu zrobią? Ale to chyba w porządku bo to on był zły. Ale później Katja strzeliła z łuku i... właśnie! Josh, potrzebuję mieć broń, pamiętasz jak rysowałam...
- Whoah, zwolnij trochę co? - Nie mam pewności w którym momencie kowboj złapał mnie za ramiona.
- Nadal chcesz ciągnąć te sanki sama? - mówił donośnie - To jest jakiś szczęśliwy traf, że... że jesteś cała.
- Nie chcę, abyś się przez moje wybryki naraził.

Kowboj opuścił ręce.
- Dlaczego tak uparcie chcesz wszystko brać na siebie?
- Bo się boję. - Wstałam z krzesła i podeszłam do okna, bo umbra szurała nosem po szybie. Otworzyłam je. - Dziś w nocy bałam się o Starsky, bardziej niż o to, że udusi mnie Anvir. O ciebie też się będę bać, jeśli nie pozwolisz mi działać samej.
- W porządku. Poszukam mojego colta, a w kwestii łuku myślę, że warto podpytać w Mistfall.
- Ale...
- Nadal tylko nie mogę sobie ułożyć, jak to jest, że twoja klacz się zmienia w... gwieździste niebo. Byłem pewien, że jest normalna.
- Jest normalna.
- No nie wiem... - chrapnęła umbra przekrzywiając łeb tak, że jej jedno ucho stało, a drugie zwisało na bok.
- Hej, wstawiam się za tobą.
- Po co. Przecież jesteśmy w jednym teamie - odparła machając łbem w kierunku Josha po czym zniknęła z okna.

Część mnie czuła jakby statystyki wsparcia wylevelowały na maksa, druga obrzucała mnie butelkami z winą, bo to chyba mój problem i powinnam rozwiązać go sama.

- Mieszkasz tu już trochę - zwróciłam się do kowboja - sądzisz, że te czarne charaktery rzeczywiście są aż tak czarne?
- Szczerze mówiąc - powiedział - nie znam zbyt dobrze żadnej amazonki z Dark Riders. W pamięć zapadły mi skargi na szkolne spory i bójki pomiędzy nimi a dziewczynami z młodszych klas, które teraz znasz jako czwórkę wspaniałych Soul Riders. Po lekcjach, zamiast zawieszenia broni, działy się szkółkowe rywalizacje o pozycję w kadrze jeździeckiej Stajni Jorvik, czy czegoś podobnego. Ale to nie mój świat.

Ktoś zapukał do drzwi.

- Otwarte! - zawołałam wiedząc, że to nasz człowiek. Rozpoznałam przed chwilą przemykające za oknem czarne włosy.

Justin zajrzał do środka.
- O, cześć - przywitał się z nami trochę zdezorientowany - skąd się tu wzięły te konie?

Krótką chwilę zajęło mi łączenie z bazą, zapomniałam o nich. Zanim w ogóle zaczęłam kleić w głowie sensowną i wiarygodną historię, Josh się odezwał.

- Pod kontrolą, Bro, zaraz je zabieram. - Głos jasnowłosego kowboja brzmiał tak przekonująco, że jego przyjaciel nawet nie kwestionował tego co usłyszał.
- Luz - odparł Justin - jakby co, Madison wróciła na South Hoof. Hugh dzwonił podziękować za opiekę i czas, który z nią spędziłaś w stajni, Willow.

Trochę zawał.
Na szczęście Hugh mnie nie sprzedał, nawet jeśli dziś o świcie wbiłam na jego ranczo z przypadkowo znalezionymi, rasowymi końmi. Nie zrobił tego, to równy gość.

HOW TO RIDE THE STAROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz