II

116 10 9
                                    

– Z całego serca dziękuję – powiedziałam odbierając od starszej pani filiżankę herbaty. Choć trudno nazwać wielki jak dzban kubek filiżanką – kocham herbatę.
– Ależ proszę i częstujcie się – namawiała pani Holdsworth, siadając z nami przy stole i wskazując na ciasto.
– Czyli podsumowując, ktoś, ale nie wiecie kto, uprzedził telefonicznie moje przybycie i tyle? Skąd miał moje dane, skąd wiedział, że układam konie, skąd pomysł na podarowanie mi własnego? – miałam tysiące pytań, ale nikt nie znał na nie odpowiedzi.
– Tu jest papier twojej kobyłki, imię musisz wpisać i kilka stron dalej złożyć swój podpis w tabeli. Na dniach skoczysz do urzędu w Forcie Pinta i zgłosisz zmianę właściciela – mówił Herman – koń był pomysłem Thomasa – spojrzał na przyjaciela – wyhodował ją, teraz jest twoja.
– Koń pozwoli ci na swobodne poruszanie się po wyspie – dodał serdecznie Thomas – 97% mieszkańców Jorvik je posiada. Sam też wyhodowałem tu wiele koni, kupowałem i sprzedawałem. To drobiazg.
Zapadła na chwilę przerwa na wzięcie łyka herbaty i kawałek ciasta.
– Dziękuję – powiedziałam cicho – naprawdę wam dziękuję.
Pani Holdsworth poszła do kuchni postawić wodę na nową herbatę, a ja do niej szybko dołączyłam.
Popatrzyła na mnie doskonale wiedząc, że chcę jej coś powiedzieć na osobności.
– Moje dotychczasowe życie było przepełnione smutkiem i lękiem z powodu spraw, których większości nawet nie pamiętam. – Zaczęłam. – Teraz obawiam się, że wylądowałam tu przez przypadek, którego także nie mogę sobie przypomnieć. A najwłaściwszą odpowiedzią wydaje mi się, że zwyczajnie śnię. Z wielką przyjemnością zajmę się końmi i pomogę we wszystkim w czym zdołam dopomóc choć prawda jest taka, że nikt mnie nie spytał o nic i was także, czy jesteście mi w stanie zaufać w tej sytuacji?
– Dziecko – powiedziała – widzę wyraźnie po Twoich oczach, że jesteś dobrym człowiekiem, a przeżyłam w swoim życiu tak wiele, że znam się na ludziach. Mnie to w zupełności wystarczy, aby ci zaufać.

Wróciłyśmy do salonu po jakichś 15 minutach, ze świeżą herbatą.
– Co mam robić? Od czego zacząć? – zapytałam pana Thomasa. Wszyscy wyglądali na uradowanych moim pytaniem.
– Zaczniemy od tego, że pójdziesz się wyspać, bo rano czeka cię długa trasa za uciekinierką – odpowiedział Herman.
– Jest dla ciebie pokój z łazienką w moteliku przed dużym placem, jak wyjdziesz z domku i skręcisz w lewo to będziesz praktycznie na miescu, drzwi numer 4 – dokończył Thomas wręczając mi mały, złoty kluczyk z zawieszką w kształcie gwiazdy – a gdybyś czegokolwiek potrzebowała, to wiesz gdzie szukać mnie czy Justina. Leć już.
– Dziękuję bardzo – powiedziałam wstając i posyłając wszystkim uśmiech i ukłoniłam się lekko w stronę pani Holdsworth – dobrej nocy.
– Dobrej nocy! – usłyszałam ich wychodząc z domku.

Słońce już zaszło. Wokół unosił się piękny zapach kwiatów wiśni. Powoli skierowałam się w stronę domu, myśląc teraz tylko o tym, że kiedy położę się spać, ten magiczny sen się skończy. Z tą świadomością tuptałam najwolniej jak mogłam, aby to możliwie dobrze przedłużyć. Za moment usłyszałam znajomy głos syna pana Thomasa i drugi, też znajomy. Mężczyźni szli pieszo ścieżką w stronę stajni i żartowali z czegoś głośno się przy tym śmiejąc. Nagle, mimo zapadającego zmroku, dostrzegli mnie.
– Willow! – zawołał Josh podnosząc rękę, Justin też mi zaczął machać.
– Elo chłopaki! – Zatrzymałam się.
– Piąta rano widzimy się na padoku szykować konie! Nastaw budzik – śmiał się kowboj tak, jakby doskonale wiedział, że wstawanie tak wcześnie może być dla mnie pewnym wyzwaniem. Chwila, chwila. Zachowuje się jakby mnie przeczytał. Co taki gość może wiedzieć o... cholera, on ma rację.

Ale fakty są takie, że ja przecież rano będę już w realu. Nie wspominając już o tym, że nie mam ze sobą ani telefonu, ani zegarka. A niee, wait, zegarek z budzikiem stoi tam. Rozglądałam się właśnie po pokoju. Ale ładny kącik!

HOW TO RIDE THE STAROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz