III

88 9 11
                                    

Jestem tu – oznajmiłam krótko.

Uśmiechnęłam się do Izabelki i położyłam dłoń na jej miękkiej, śnieżnobiałej grzywie. Ona natychmiast podniosła uszy i delikatnie dotknęła nosem mojego ramienia, na co aż krzyknęłam.
– Chodź, ktoś musi Ci pomóc – odezwała się wreszcie, pełnym przejęcia tonem, klacz – dasz radę wstać?
– Chyba tak – złapałam prawą ręką za róg siodła i powoli przełożyłam nogę nad siedzącym koniem. Było mi słabo, więc musiałam z boku wyglądać jak przerażony pierwszą lekcją jeździec – okey, myślę, że siedzę – zaśmiałam się.

Cinnamontop podniosła się z ziemi, obejrzała się jeszcze w kierunku, w którym parę minut temu galopowałyśmy. Zmrużyła groźnie oczy jakby skanowała teren. O co chodzi? Po chwili, spokojnym krokiem ruszyła w stronę Stajni Moorland.
Oceniając obrażenia, czułam, że jutro nie będę w stanie zwlec się z łóżka (jak to zwykle jest po solidnym upadku z konia), ale tak naprawdę teraz niemiłosiernie boli mnie lewe ramię i łopatka. Adrenalina odchodzi.

Zjechałyśmy ze zbocza skręcając w ścieżkę w kierunku stajni, a Cinna zastrzygła uszami i wtedy naprzeciw wyjechał nam znajomy quarter wraz ze swym kowbojem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zjechałyśmy ze zbocza skręcając w ścieżkę w kierunku stajni, a Cinna zastrzygła uszami i wtedy naprzeciw wyjechał nam znajomy quarter wraz ze swym kowbojem. Josh podniósł rękę na powitanie, ale zatrzymał ją w połowie jak tylko zorientował się, że nie siedzę na tym koniu normalnie.
– A tobie co? – Żadnego cześć, ani nawet siemka. Więc przynajmniej ja zachowam się z gracją.
– Witaj Josh, ewakuowałam się z konia, nie mogę ruszać ręką, czy umrę? – odpowiedziałam z entuzjazmem i ironią. Ten człowiek budził we mnie jakieś dobre pokłady energii.
– Podziwiam jak dzielnie zakończyłaś naszą misję. Mam nadzieję, że opowiesz mi ją ze szczegółami, ale widziałaś swoje ramię? Jest jakby nie na miejscu – mówił z żartem w głosie, tylko że wcale nie żartował. Na tyle na ile mogłam obróciłam głowę i rzeczywiście wyglądało dziwnie. Zrobiło mi się jeszcze słabiej. Kowboj zeskoczył z Perły i podszedł do mnie. – Musisz zejść z konia.

Zdecydowany ton zadziałał na mnie niemal jak rozkaz. Czułam się zapewniona i bezpieczna. Przełożyłam prawą nogę nad rogiem i zeskoczyłam, niezdarnie lądując na ziemi. Josh stał blisko, ale chyba nie zamierzał mnie asekurować. Usiadłam na ławce pod jego wozem, w którym on w tym czasie czegoś szukał.

– Na pewno tylko spadłaś z Cinny? – spytał zeskakując z pod plandeki.
– Uczyłam się latać – poprawiłam z przekonującym uśmiechem i dodałam – naprawdę glebłam z konia.
– Niemożliwe, taki dżygit jak ty? – śmiał się i usiadł obok, otwierając małą skrzynkę, którą przyniósł z wozu. W środku były rzeczy, które powinny być w każdej standardowej apteczce ratunkowej.
– Zdziwiłbyś się, dziś rano okazało się, że nie umiem skakać. A ty co, kowboj i medyk? – spytałam.
­– Wiesz, czasem trzeba sobie radzić. Ściągaj to. - odparł spokojnie patrząc na mój T-shirt.
– Co? – spytałam krótko z wyraźną konsternacją – ale że...
– No nie wygłupiaj się, nasze szkapy są już dorosłe, pomogę ci. – Zanim zdążyłam jakkolwiek na to zareagować, złapał za mój rękaw i czekał aż przełożę zdrową rękę. – Okay, to spróbuj chociaż tamtą jedną stronę – zaproponował widząc moje zagubienie.

HOW TO RIDE THE STAROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz