XI

31 4 2
                                    




Po paru dniach sumiennego spełniania obowiązków, składających się głównie z leżenia, wejście na siodło wylało miód na moje jeździeckie serduszko. Starsky chyba udzielało się to szczęście, bo miałam wrażenie jakby paliły się jej kopytki. Przybierała dziś kakaową barwę.

Kiedy na wjeździe do Moorland pojawili się Alex i Tin-Can, Justin sprawnie wrzucił Maykę na grzbiet Fastshadow, naszej malowanej arabki.
- Dzięki - odezwała się rudowłosa. - Nie martw się. Nie będziemy zasuwać.
- Akurat.

Wytupotaliśmy za mury stajni i zgodnie z drewnianym drogowskazem, kierowaliśmy się na Silverglade. Mimo podejścia pod górę nasze konie pytająco przyspieszały krok, ale trzymaliśmy stęp. Kiedy droga przestała się wspinać, Alex obróciła głowę w stronę Moorland i wpatrywała się tam przez jakąś chwilę.
- Jedziemy? - zapytała zerkając na Mayę i na mnie.
Fastshadow zarzuciła grzywą, a jej kopyta subtelnie zaczęły wybijać rytm kłusa. Umbra również jakby cała się podniosła, deklarując gotowość.

Alex zapraszającym gestem wyciągnęła rękę w kierunku wąskiej ścieżki. Tin-Can bez zawahania wskoczył w nią galopem. My też.
Przemknęliśmy obok padoków w Silverglade, obok farmy, pola, potem kolejnego. Przestrzeń otworzyła się zalewając nasze oczy zielenią i konie ochoczo wzięły ją cwałem. Chciałam wołać z euforii rozlewającej się po całym moim ciele, ale postanowiłam zatrzymać ten pomysł na czas po ozdrowieniu. Choć nie wiem czy można czuć się bardziej żywym i silnym, niż w momentach takich jak ten.

Gdzieś na skraju przecinanych łąk zaczęły rysować się sylwetki innych jeźdźców na koniach. Naszych jeźdźców. Tak samo jak oni, pędziliśmy do ściany lasu. Zaczęliśmy zwalniać tempo.

- Idealny timing!  - zawołała Alex witając się z resztą ekipy.
- Willow - odezwał się głos mojego ulubionego kowboja, kiedy Perła książkowo zatrzymywała się na zadzie - dobrze cię widzieć w twojej naturalnej postaci.
- To prawda. - Nie spodziewałam się usłyszeć tego od Anne, ale to była ona. - To dobry pomysł Maya, o ile Avalon ma dobry humor. Podobno zgubił mu się koń.

Avalona pamiętałam z gry na gitarze przy ognisku i mojego pierwszego spotkania ze Stars, kiedy to zrujnowałam chłopakom jej schwytanie. Po za tym nie znałam typa, ale czułam się z tym planem dość spokojnie. Dla tych paru godzin w siodle mogłam jechać bez celu.
Trwały jakieś luźne rozmowy pomiędzy jeźdźcami, kiedy wierzchowce zaczęły kierować się do ścieżki. Słyszałam śmiech kowboja, kiedy żartowali z Lisą na przodzie. Ale najgłośniejsze skrzypce nadal grał tętent galopu z przed chwili.

- Dobra tam. Obie wiemy, że najbardziej cieszysz się na widok jasnowłosego szeryfa - głośnie parsknięcie umbry przerwało mój koncert.
- Nie podsłuchuj moich myśli pokémonie - mruknęłam do klaczy, zirytowana brakiem prywatności - i wcale nie masz racji.

Wbiliśmy się stępem w las. Szum rozmów zupełnie umilkł, a jego rolę przejął wiatr przemykający wysoko pomiędzy kronami drzew wraz z nieśmiało przebijającym się słońcem. Zieleń, która przewodzi wiosennym obrazom, była teraz ciemniejsza i głębsza. Wyobraziłam sobie całe książki zarysowane kolorowymi roślinami, które teraz w tej głębi mogłam podziwiać. A przejechaliśmy zaledwie kilkadziesiąt metrów.

- Hollow Woods - usłyszałam obok siebie głos Lindy - jest obłędny prawda?
- Czy aż tak po mnie widać, o czym myślę?
- Masz oczy otwarte tak szeroko, że ci się ten las w nich odbija.
- Przejeżdżamy go niemalże codziennie, a jednak nadal nie zobojętnieliśmy - odezwała się Lisa zwalniając Starshine'a - to musi być prawdziwa magia, nie?
- Przecież to oksymoron, Liso - zauważył kowboj - prawdziwa jest natura, która stoi za nietuzinkowo bogatą roślinnością, ale mag..
Przerwał jak tylko jedna ze skał błysnęła fioletowym światłem.

HOW TO RIDE THE STAROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz