20. Chrisian

10K 215 35
                                    

Obejmowałem śpiącą Victorię. Pachniała wiśniami jak zawsze, i oddychała równomiernie. Jej jasne włosy były potargane w każdą stronę, a kilka pasm włosów przykrywało jej bladą twarz.

Wyszedłem z łóżka delikatnie aby nie obudzić żony. Obiecałem Williamowi że pomogę mu przygotować imprezę niespodziankę, z okazji urodzin Gianny. Byłem kurewsko zadowolony z tego powodu, no bo przecież wszystko jest lepsze od zabijania ludzi, prawda? Prychnąłem pod nosem, ruszając w stronę garderoby.

Założyłem czarne polo oraz dżinsy w tym samym kolorze. Zapiąłem na nadgarstku srebrnego Rolexa i włożyłem czarne adidasy. Ruszyłem jeszcze szybkim krokiem do gabinetu, aby zabrać broń która leżała na biurku.

Rozmawiając przez telefon z ojcem, skręciłem w uliczkę obok East River. Znajdywał się tam klub nocny mojego ojca, w którym mój cudowny brat postanowił zrobić imprezę urodzinową.

Największa prywatna loża była ozdobiona na różowo i złoto. Różowe balony latały pod sufitem, złote płatki róż były wszędzie, a serpentyny plątały się pod nogami.

Sięgnąłem po telefon do kieszeni i rzuciłem go na stolik. Złapałem za paczkę balonów w kształcie penisów i zacząłem dmuchać każdego po kolei.

***

Sala miała być gotowa na chwilę przed dwudziestą pierwszą. Zostało jeszcze w cholerę dużo czasu, mieliśmy trzy godziny a wszystko było już praktycznie gotowe.

William popijał z ojcem szampana i rozmawiali o panienkach do towarzystwa, które chcą zamówić na wieczór kawalerski naszego kuzyna Boba. Bob ma pieprzone trzydzieści cztery lata, a wygląda jakby miał pięćdziesiąt cztery. Lekko siwe włosy, zmarszczki na czole, wory pod oczami i pełno blizn. Współczuje w chuj, jego przyszłej żonce, bo z tego co mi wiadomo ma ledwie dwanaście centymetrów.

Zmęczony wiecznym gderaniem Willa, że coś jest krzywo lub nie stoi tam gdzie powinno, opadłem bezwładnie na kanapę i nalałam sobie pół kieliszka szampana. Upiłem trochę tego buzującego alkoholu i wybrałem numer Damon'a Castillo - Dona Camorry. (O Damonie będzie osobno książka.)

Jakiś czas temu nawiązaliśmy kontakt i współpracę odnośnie zamachów na Liv i Gulię. Damon ma problemy z pewną panią Prokurator w naszym mieście. Camorra głównie działa w Neapolu, ale próbuje rozciągnąć się na różne strony świata. - oczywiście nie oddam im swoich terenów.

Castillo odebrał już po pierwszym sygnale. Głośne sapanie i krzyki odbijały się echem, aż w Nowym Jorku poczułem zapach potu i krwi z takiej odległości.

- Jak się nazywa? - zaśmiałem się gorzko. - Twoja pani prokurator oczywiście. - włączyłem głośno mówiący i odłożyłem telefon z powrotem na stolik.

- Emma Anastasia Black. - warknął. - Ta suka mnie kiedyś wykończy. - kolejny krzyk rozbił się o betonowe ściany.

- Aż tak nie znosisz swojej byłej narzeczonej, Damonie? - westchnąłem ironicznie. - Co przeskrobała tym razem?

- Cztery lata temu mnie zdradziła, a teraz próbuje zamknąć jednego z moich ludzi. A bardziej ojca. - pistolet po drugiej stronie wystrzelił. - Niech się cieszy że jej nie zabiłem. Ale wszystko może się zmienić, kurwa! - wrzasnął na całe gardło.

- Rozumiem że na rozluźnienie kogoś zabijasz? - podniosłem kieliszek do ust. - Dogadałbyś się z Victorią.

- To niestety nie bajka. To zło zawsze wygra z dobrem, a mrok przegoni światło. To mafia Christianie, nie mogę pozwolić sobie na słabość. - nastała chwilowa cisza. - Nie mogę wybrać miłości do niej, po tym co mi rozrobiła. - odchrząknął gdy jego głos zaczął delikatnie się łamać. - Ale nie mogę pozbawić jej życia, pogrozimy jej trochę i tyle.

- Ja pozwoliłem sobie na słabość. - ojciec wraz z bratem spojrzeli na mnie. - Jeżeli będzie taka konieczność... zabij ją. - westchnąłem. - Jest zagrożeniem, zwłaszcza że zna wszystkich z twojego otoczenia.

- A ty? Zabiłbyś Victorie? - poczułem się jakby egzaminator zadawał mi to pytanie. Gdy odpowiedź nie nadchodziła mężczyzna parsknął śmiechem. - No właśnie Christianie, no właśnie.

- Victoria nie zdradzała mojego syna na prawo i lewo. - Ojciec prychnął. - Za to panna Black nawet nie starała się tego ukryć, jak widać. - wstał i podszedł do telefonu. - Damonie, czy aby napewno Emma jest warta twojego poświęcenia?

                                         ***

Godzina. Tyle zostało do pisków i zapachów damskich perfum. Czułem już pierwsze początki migreny, która miała u mnie zawitać za maksymalnie pięć godzin.

Na myśl o tym co ubrała dzisiaj Vi, ślinianka zaczęła produkować coraz więcej śliny. Jedyne o czym myślałem od blisko czterdziestu minut, to zatopienie swojego kutasa w jej słodkich ustach.

Wiliam był już lekko wstawiony i podjął próbę tańczenia na róże obrotowej, za to ojciec załatwiał interesy przez telefon, pilnując przy tym młodszego syna.

Każda myśl jaka przychodziła mi do głowy była związana z moją żoną. Fiut zaczął pulsować napierając z całej siły na rozporek spodni. Musiałem jak najszybciej sobie zwalić, aby nie skończyć w słodkiej Victorii w minute. Podniosłem tyłek z fotela i złapałem za telefon. Wchodząc do jednej z kabin poczułem nieustanne wibracje telefonu. Wkurwiony że nie mogę załatwić sprawy w spokoju, odebrałem nieznany numer z warknięciem.

- Kupę lat stary. - niski głos odezwał się po drugiej stronie. - Nie chcę przeszkadzać, ale proszę, sprawdź skrzynkę mailową za kilka sekund. - zanim zdążyłem odpowiedzieć coś temu skurwielowi, rozłączył się. Edward Salvatore, pieprznięty diler z okolic Brooklynu.

Nabrałem powietrza do ust i zrobiłem to, o co mnie poprosił.

Serce w jednej chwili przestało mi być, zrobiłem się blady jak ściana i zimny. Po kilku sekundach serce zaczęło mi napierdalać jak nigdy a w oczach zapłonął ogień. Z całej siły rozbiłem lustro nad umywalką. Z knykci sączyła mi się krew, mój wrzask usłyszeli pewnie jeszcze za Brooklynem.

Mój plan na wieczór był tylko jeden - zerżnąć jakąś dziwkę i się odegrać.

No bo przecież to było lepsze, od rozmowy z niebieskooką.

Wife of the mafia king // Pierwsza część dylogii: Rodzina LicalloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz