Rozdział 30

5.9K 242 10
                                    



Restauracja miała dwa piętra. Parterowe, gdzie znajdowała się główna sala i stoły oraz balkonowa sala, gdzie miało się widok na sale główną. Właśnie tam z Karolem się udaliśmy i bez wahania i skrępowania wgapialiśmy się w naszych partnerów.

Modliliśmy się by się nie pozabijali.

– Myślisz, że mną zerwie? – zapytałam, skupiając się na mimice twarzy mojego chłopaka.

– Po jego minie wydaje się, że ma ochotę. – Jak zwykle Karol bezlitośnie szczerze mi dokopał.

– Będę musiała go przekupić – podsumowałam.

– Albo porządnie zaciągnąć do łóżka – dodał trochę żartobliwie.

– Tak, to chyba szybciej zadziała .

Przynajmniej jeszcze humor nam się trzymał, bo nie tylko ja byłam zestresowana, ale i sam Karol, który nie miał wpływu na przebieg rozmowy i był za daleko by szybko ochronić swojego chłopaka gdyby rozmowa poszła w złym kierunku.

– Jesteśmy okropni – powiedziałam, obserwując jak mój chłopaka mocno zaciska pięści, by nie wybuchnąć.

Widziałam, że się powstrzymuję i gra spokojnego. Starał się normalnie rozmawiać ze swoim bratem. To już był duży krok.

– Tak, ale czy nie bylibyśmy okropniejsi, gdybyśmy udawali, że nie widzimy jak cierpią?

Westchnęłam.

– Racja – przytaknęłam.

Byleby to nie przyniosło tragedii.

Pochyliłam się gwałtownie równo z Karolem, kiedy Maks pochylił się i powiedział w miarę głośno:

– Tu nawet nie chodzi o nią, kurwa.

Ledwo usłyszałam, ale dało się dzięki temu, że w restauracji nie było głośno.

– Jak to? – zapytał słabo jego brat.

A w każdym razie tylko się domyśliłam z ruchu jego warg. Bo akurat jego słów w ogóle nie usłyszałam. Aleks zdecydowanie za cicho mówił.

– Tu boli mnie zdrada twoja, nie tej zdziry – warczał zaskakująco agresywnie. To nie był Maks, którego znałam. – Straciłem do ciebie zaufanie, to jakbym stracił naprawdę brata.

Zrobiło mi się tak go szkoda, że aż poczułam wzruszenie w piersi.

– Idę go przytulić – powiedziałam, wstając.

Zaraz jednak zostałam szarpnięta z powrotem na krzesło przez przyjaciela.

– Siedź na tyłku, wariatko – warknął zirytowany. Przynajmniej on trzeźwo myślał. – W końcu zaczęli rozmawiać. Chcesz to zniszczyć?

Miał rację, nie chciałam. Dlatego usiadłam z ciężkim sercem z powrotem i znów skupiłam się na blondynach.

– Podać coś? – Naszą uwagę rozproszyła uśmiechnięta kelnerka, która do nas podeszła z gotowym do użycia notatnikiem i długopisem.

– Cola – powiedzieliśmy jednocześnie, jakbyśmy to wyćwiczyli z Karolem.

Nie na darmo mówią, że zachowujemy się jak rodzeństwo.

Zamrugała zdezorientowana. Jednak jej twarz zaraz zamieniała się w zniecierpliwioną.

– Proszę wybaczyć, ale w polityce naszego sklepu należy zamówić jakieś danie, by tu siedzieć. Mogą być nawet ciasteczka z wróżbą.

Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.

– Poprosimy w takim razie – powiedziałam szybko.

Kiwnęła głową i odeszła, a wtedy my znów spojrzeliśmy na naszych partnerów. I takiego obrazka na pewni się nie spodziewaliśmy.

Wystarczyło parę sekund, by stała się tragedia, a plan runął.

Przy stoliku naszych chłopaków stała kobieta i to Karol pierwszy ja rozpoznał.

– Kurwa, to ona.

Wstał gwałtownie, przewracając krzesło i pobiegł w ich kierunku. Ja potrzebowałam paru dodatkowych sekund, by zrozumieć sytuację. Rozpoznać Ją.

Ona. Ona czyli była Maksa i Aleksa. Karol musiał widzieć jej zdjęcie, skoro tak szybko ją rozpoznał.

Nie ważne jak wysportowany by nie był Karol, dzielił nas piętro i kawałek drogi do ich stolika. A ja widziałam jak Maks wstaje ze swojego krzesła, a Aleks przewraca szklankę. Szykował się wybuch. Nie wiedziałam, co ona im powiedziała, co oni jej odpowiedzieli. Ale nie wyglądało to dobrze.

Wyglądało wręcz tragicznie.

Musiałam coś zrobić, zwłaszcza kiedy zobaczyłam, że Maks chce zrobić krok w stronę dziewczyny, a i Aleks wstał.

W powietrzu było czuć kłopoty i nadchodzącą bójkę. Problemem było też to, że ludzie zaczęli zwracać na nich uwagę.

Moje nieprzemyślane, szybkie w podjęciu decyzję zawsze są szalone, a nawet głupie. Nie kończą się też dobrze.

Dla nikogo, zwłaszcza dla mnie.

Ujrzałam czerwony punkt i zadziałałam impulsywnie. Pobiegłam do niego, nie był tak specjalnie daleko. Na pewno był bliżej niż dystans od nas do stolika chłopaków, gdzie mogła zaraz rozpocząć się krwawa jatka.

Podejrzewałam to. Bo Maks był w furii, a Karol nie bał się używać przemocy. W końcu potrafił pacyfikować ludzi. Nie chciałam by się pobili. Obaj mogli mieć kłopoty.

Karola nawet mogliby za to wywalić z pracy.

Dlatego z całą pewnością chwyciłam szklaną butelkę wody ze stolika obok, gdzie obiad jadła jakaś para i wybiłam nią szybkę do guzika alarmu przeciwpożarowego. Duży czerwony guzik przez siłę przebicia, wcisnął się sam. I natychmiast włączyły się spryskiwacze i alarm.

Aż się skuliłam, przez głośny hałas. Był ogłuszający, a ludzie wpadli w panikę.

Wyprostowałam się i rozejrzałam. Wszyscy szybko zaczęli kierować się do wyjścia, przez co zniknęli mi z pola widzenia chłopacy.

Będę miała przerąbane, pomyślałam cała mokra i zdezorientowana.

– Wzywam policję!

Już mam przerąbane, uświadomiłam sobie, widząc zbliżającego się w moim kierunku właściciela restauracji.

Cóż, nie żałowałam tej głupiej decyzji. 


Tylko mój sąsiadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz