rozdział 8

106 5 0
                                    

  Perspektywa Vasquez'a
Był to dość nerwowy dzień dla wszystkich członków zakszotu. Erwin się wogóle nie odzywa dziwne. Każdy dzwonił do niego jednak nikt nie ma z nim kontaktu nawet Monthana. Carbonara razem z davidem i resztą szukają go po całym mieście już wszystko przeszukali ale po nim ani śladu. Postanowiłem że nie będę nic robić. Ale na wszelki wypadek mogę sprawić jego mieszkanie. Podjechałem pod aparty. I poszedłem do jego drzwi. Zapukałem raz drugi trzeci nikt nie odpowiada. Stwierdziłem że wywarze drzwi. Bardzo dobrze że tak zrobiłem to co zobaczyłem było strasznie. Był tam Erwin który był naćpany i nachlany i chyba zemdlał?. Nie wiem ile godzin tak był ale szybko postanowiłem podejść do niego i zobaczyć czy oddycha. Oddychał ale puls był ledwo wyczuwalny. Wziąłem go na ręce jak pannę młodą i wsadziłem do auta po czym podjechałem pod szpital. Szybko wezwałem lekarza i wieli go pod sale operacyjną.  Zadzwoniłem do chłopaków że znalazłem Erwina i że jestem w szpitalu po nie całych 5 min byli już prawie wszyscy z zakszotu. O dziwo Grzesiek też przyszedł. Po nie całej godzinie wyszedł lekarz.
V(Vasquez)- co z nim?
L(lekarz)- wszystko w porządku ale gdyby pan przyniósł go później mógł by umrzeć. I radzę abyście wzieli go na terapię widać że jest od tego uzależniony. By okazji przypilnować.
V- jasne będziemy go pilnować. Można do niego wejść?
M(mothana)- wiadomo kiedy się obudzi?
L-można do niego wejść. A obudzić powinien się za jakieś 2 godziny.
Po tym już nikt się nie odezwał jako pierwszy wszedłem ja. Chwilę u niego byłem i poszedłem do mojego auta i jeździłem po mieście bez żadnego celu.

pamiętnik Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz