2.

184 6 0
                                    


Następny dzień zaczął się spokojnie. James leżał jeszcze długo w łóżku. Przemyślał jeszcze raz sprawę. Kusiło go aby zacząć dzień od uprzykrzania życia pewnej małej, zgrabnej, rudowłosej osóbce. Taka okazja. Sama dobrowolnie przyjęła jego pomoc. Nigdy to się nie zdarzyło, nawet wtedy kiedy wpadła w tarapaty u McGonagall. Wspomniał to wydarzenie z piątej klasy... Lily przez przypadek transmutowała tiarę profesorki zamiast swojego kapelusza, w rezultacie czego cała klasa ujrzała psorkę z kurą na głowie, która w dodatku zniosła jajko! Miał taki ubaw, jak cała klasa zresztą, tylko Lily mamrotała pod nosem przeprosiny. Wtedy dostrzegł swoją szansę i wziął cała winę na siebie. To był błąd, jeszcze nie widział takiej wkurzonej Evansówny. Sprostowała cała sprawę przez McGonagall przepraszając ją przy tym obficie, a ta w zamian za prawdomówność i przyznanie się do winy odjęła tylko jej domowi dziesięć punktów. Bez szlabanu! James pokręcił głową. Jemu taki numer nie uszedł by na sucho. A teraz proszę bardzo, Lily Evans szła z własnej woli z nim pod rękę. Chociaż to, to nic w porównaniu z tym co działo się chwilę wcześniej. Nigdy nie spojrzała na niego w taki sposób jak tam. Widział jak mu się przygląda bez cienia złości, a tylko z widocznym zafascynowaniem. Kiedy jej oczy spoczęły na jego ustach myślał, że to ten moment. Źle zinterpretował wzrok dziewczyny, ale i tak ta chwila na zawsze zostanie mu w pamięci. Nie możliwe, żeby i ona nie czuła tego napięcia między nimi. Sam był tak blisko niej, że czuł jak wzrasta jej puls a oddech przyśpiesza. W życiu nie czuł takiego szczęścia. W dodatku cały poprzedni wieczór nie mógł zasnąć mając przed oczami wspomnienie jego dłoni na jej tali. Wiedział, że ma piękną figurę, ale nie sądził że aż tak. To że mógł ją poczuć chociaż przez grubą warstwę ubrań, było dla niego niewyobrażalnym przeżyciem. Lily nigdy nie ubierała się w żadne obcisłe koszulki, zawsze ją widział w szkolnej szacie lub luźnym swetrze. Jęknął i przewrócił sie na brzuch. Jak ta dziewczyna na mnie działa, pomyślał, to jest niemożliwe, żeby tak się zadurzyć w takiej upartej osobie! Przypomniał sobie jej wczorajszy wzrok na sobie i przeszły go ciarki, a w podbrzuszu poczuł ciepło. Nigdy się na niego tak nie patrzyła, a on dzielnie odparł jej spojrzenie, tyle że ona nie była tego wcale świadoma. Próbowała go rozgryźć, był tego pewien. Ale do czego doszła tego nie wiedział. Do jednego był przekonany, jego zmiana strategii działa! Tylko czy to jest warte świeczki?

Wstał z uśmiechem na ustach. Tym razem nie zamierzał niczego zepsuć. Musi zacząć działać inaczej, bo miłość jego życia przejdzie mu koło nosa. Jest połowa szóstego roku, więc czasu pozostało niewiele. Obudził przyjaciół, a sam w wyśmienitym nastroju poszedł do łazienki.
Kiedy zeszli do Wielkiej Sali dziewczyny już jadły śniadanie. Miejsca z każdej strony Lily były zajęte więc wybrał to na przeciwko niej.
- Hej Evans - przywitał się kulturalnie i uśmiechnął się szczerze na widok jej pięknego zielonego spojrzenia. Machinalnie jego ręka powędrowała do góry, sprawiając, że włosy były w jeszcze większym nieładnie niż wcześniej.
- Część Potter. - odpowiedziała obojętnym głosem, nie przerywając śniadania. Nawet nie spojrzała. Odwróciła się bokiem do niego i kontynuowała rozmowę z Dorcas na temat ostatniego artykułu w Czarownicy na temat zaklęcia prostującego włosy. Rogacz zabrał się za spożywanie wysokobiałkowego śniadania, ponieważ miał dziś trening Quidditcha. Zerkał co chwila jednak na Lily nie umiejąc się powstrzymać. Chyba to wyczuła bo coraz bardziej dostrzegał jak zaczyna się złościć.
- Potter masz jakiś problem?
- W zasadzie to jeden. Bardzo poważny... - przejechał sobie znowu ręką po włosach - Co mam zrobić żebyś się ze mną umówiła? - no nie mógł się powstrzymać, a do tego wysłał jej najpiękniejszy uśmiech. Prychnęła. Niczego innego się po nim nie spodziewała. Uśmiechnęła się słodko.
- Widzę że masz problem, ale z pamięcią. Myślałam że wczoraj dokładnie ci wyjaśniłam co myślę na temat twojej osoby, jednak chyba mało skutecznie. Pozwól że powtórzę. Nigdy. Przenigdy. Nie. Umówię. Się. Z. Tobą. Doszło? - specjalnie rozdzielała słowa, mówiąc je wolno i wyraźnie jak do małego dziecka. Wstała i już miała odchodzić, ale następne słowa chłopaka ją zatrzymały.
- Evans co z Tobą jest nie tak? Od sześciu lat latam za tobą jak pies, a ty nie chcesz mi dać jednej pieprzonej szansy! - Zdenerwował się i uderzył pięścią w stół - przecież nie proszę Cię abyś została moją żona do cholery!- część Wielkiej Sali zachichotała.
Lily pierwszy raz widziała go w takim stanie, w ogóle pierwszy raz się do niej odezwał w taki sposób i pierwszy raz nie wiedziała co powiedzieć. Nie tak się do niej odnosił, teraz jego twarz przybrała kolor purpury, a jego twarz pozostała poważna. Nic nie wskazywało na to, że chce się z niej pośmiać, lecz faktycznie był wściekły.
- Zapytaj kogokolwiek w Hogwarcie na kim mi najbardziej zależy! Każdy ci odpowie że na Tobie! - po tych słowach Lily odzyskała język i zarejestrowała, że przynajmniej połowa Wielkiej Sali się na nich bezczelnie gapi. Od razu zrobiła się cała czerwona na twarzy. Lecz mimo złości odezwała się spokojnym głosem.
- Jak zwykle to samo. Wielki Potter chce coś dostać i musi to dostać. Nie obchodzą go uczucia i potrzeby innych. Daj mi spokój raz na zawsze.
Szybko się odwróciła i uciekła. Jej przyjaciółki szybko pobiegły za nią. W połowie drogi do Pokoju Wspólnego zwolniła oparła się o ścianę i zaczęła płakać. Wtedy dogoniły ją Dorcas i Ann, które z miejsca nic nie mówiąc ją przytuliły, czekając aż się uspokoi i przestanie się trząść. Pierwszy raz doprowadził ją do takiego stanu wyłącznie słowami. Wcześniej płakała, przez niego nie raz, ale zawsze było to spowodowane jakimś żartem na jej osobie przez co musiała się wstydzić. Teraz było inaczej, płakała przez jego słowa, które zabolały ją, choć nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Lily nie płacz. To dupek... - zaczęła Dorcas.
- Dupek, który Cię kocha - skończyła Ann. Szatynka rzuciła jej mordercze spojrzenie - No co! Przecież wszystkie wiemy, że tak jest. Nie usprawiedliwia go to jednak, że mówił do ciebie takim tonem.
- Dziewczyny wy serio myślicie że to miłość?- żachnęła się z irytacją - Przecież to oczywiste, że robi to tylko dla tej całej szopki i szumu który się teraz tworzy w koło niego, jaki to on biedny nie jest! Gdyby mnie kochał dał by mi spokój tak jak sobie życzę - szlochała ruda.
- Lily a co Ci szkodzi dać mu szansy? - zapytała po raz setny Ann. Ta na to zapłakała kolejny raz.

- Ann zrozum ja chcę znaleźć normalnego chłopaka, który będzie się mną opiekował i dawał poczucie stabilności, a nie przez, którego będę musiała się wstydzić. Nie potrzebuje rozgłosu, bycia w centrum uwagi. Chcę czułości i zrozumienia, trochę romantyzmu i .... - przerwał jej pisk Dorcas.

- Szczur! - zaczęła krzyczeć na cały zamek. Wszystkie trzy momentalnie się zerwały i wskoczyły na najbliższą ławkę piszcząc w niebogłosy, zapominając o przykrym incydencie przed chwilą.

W tym samym czasie James wkurzony przemierzał błonia. W głowie miał istny armagedon, a to wszystko przez nią. Kiedy usiadł przed szklarnia, w której mieli mieć zielarstwo ciągle jeszcze głęboko oddychał. Próbował sobie poukładać co się właśnie wydarzyło i gdzie wyparował jego dobry nastrój. Zaklną pod nosem. Nie tak miał wyglądać ten dzień. Powoli zaczęli schodzić się uczniowie przed lekcją i dołączyli do niego wkrótce Huncwoci.
- Stary co to było za przedstawienie? Świetne! - Syriusz jak zwykle wszystko uznał za grę i świetna zabawę.
- Żadne przedstawienie. Uparta wiewióra chce spokoju to go dostanie. Koniec z nią! - wyznał w końcu Rogacz. Remus przekrzywił głowę słysząc te słowa i chyba nie za bardzo uwierzył w jego zapewnienia, nic jednak nie powiedział
- Ekstra stary! W końcu wracasz do gry! Zobaczysz ja Ci pokaże że mamy w szkole nie dość że śliczne to jeszcze i doświadczone dziewczyny, które wiedzą czego chcą! - zaczął gadać podekscytowany Syriusz. I opowiadał o swoich ostatnich dziewczynach, aż do pojawienia się profesor Saterini. Wzruszył ramionami i wszedł do szklarni za wciąż paplającym Łapą.

Tuż przed zamknięciem się drzwi wbiegł zdyszany Peter.

- Mam coś dla ciebie Rogaczu - powiedział i uśmiechnął sie chytrze.

On jednak rozejrzał się szukając dziewczyn, lecz ich nie znalazł. Zresztą Dorcas na pewno byłoby słychać. Peter zaczął swoją opowieść co udało mu się podsłuchać. James pokiwał głową ze zrozumieniem, zastanawiając się co zrobić z tą wiedzą. Lily chciała stabilności i spokoju, ale teraz na pewno nie z nim.

- Dzięki Glizdek, dobra robota - poklepał przyjaciela po łopatkach, na co widać było, że ten od pochwały przyjaciela urósł w oczach.
Po 20 minutach do pomieszczenia weszły 3 spóźnione Gryfonki, za co zostało im odjęte po pięć punktów. Jedna z nich miała lekko podpuchnięte i zaczerwienione oczy. Uśmiechnął się pod nosem. 

Jily - Miłość zaczyna się od nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz