17.

175 6 0
                                    


Ostatnie dni sierpnia minęły równie szybko. Pogoda dopisywała, ale i również humor rudowłosej w ostatnim czasie. Listownie dowiedziała się, że u Pottera będą Dorcas i Ann co ją niezmiernie cieszyło. Obawiała się być jedyną dziewczyną w gronie Huncwotów. Wszyscy byli zgodni co do terminu imprezy, a mianowicie ostatni dzień lata. Każdy miał przyjechać do Doliny Godryka spakowany już do szkoły, aby następnego dnia razem teleportować się na dworzec King's Cross. Lily z uśmiechem wspominała tych kilka chwil spędzonych z chłopakiem. Padło podczas nich wiele ważnych słów. Najważniejsze było jednak to że wiedziała. Znała prawdę o jego uczuciach. I na samą myśl uśmiechnęła się pod nosem. Było to miłe uczucie być dla kogoś tak ważną, choć zawsze myślała, że to chęć do żartów sprawiała, że Potter był zawsze blisko niej, to teraz patrzyła na ich przeszłość zupełnie w innym kontraście. Zrozumiała, że zachowanie chłopaka mimo że szczeniackie, to było przepełnione chęcią zbliżenia się do niej. Nieudolne jego próby zawsze kończyły się jej publicznym upokorzeniem, wybuchem złości lub niekontrolowanego wybuchu płaczu, oczywiście już w samotności. Teraz myśląc o tych sytuacjach to nawet jej się go trochę żal zrobiło. Tyle lat, tyle wrzasków i tyle odrzucenia. Nie jeden by tego nie zniósł, lecz on z uporem szaleńca dzień po dniu do niej wracał. Było w tym coś pięknego, chociaż tyle smutku kryły te wszystkie dni.

Potrząsnęła gwałtownie głową chcąc wygonić nieproszonego gościa z własnej głowy. Ostatnie dni spędziła rozmyślając nad okularnikiem w każdej chwili. Chciała się skupić bo od 4 godzin próbuje spakować swoje rzeczy, a co chwile kończy siedząc na łóżku i miętoląc jakąś rzecz którą aktualnie miała spakować do kufra, rozmyślając nad ich historią. Koniec tego.

- Pakuj! – mruknęła z westchnieniem. Chciała się spakować w tradycyjny sposób, lecz z jej rozkojarzeniem trwałoby to 2 tygodnie.

Po chwili jej kufer wypełniony był jej rzeczami, a ona sama była gotowa do drogi. Wstała z łóżka i strzepnęła niewidoczny pyłek z jej spodni. Ruszyła do drzwi ani razu się nie odwracając. Z rodzicami pożegnała się dnia poprzedniego, ponieważ mieli dziś dyżur w szpitalu.

- Petunia! – krzyknęła na cały dom, gdy już dotarła do przedpokoju. Usłyszała skrzypnięcie drzwi do jej pokoju, ale żadnych kroków.

- Wyjeżdżam! Zamknij za mną drzwi! – wydarła się znowu. Odczekała chwilę i kiedy dotarł do niej trzask zamykanych drzwi, wyszła z domu.

Odetchnęła głęboko. Myśl że zaraz go zobaczy sprawiła, że podkurczyła palce u stóp.

Dom Potterów wyglądał tak samo jak przed jej poprzednią wizytą, z tym że kwiaty przed domem były świeżo wypielęgnowane. Rodzice Jamesa musieli już wrócić i na samą myśl, podeszła jej gula do gardła. Starając się nie trząść zapukała do drzwi.

- Ja otworze! – usłyszała przytłumiony tak dobrze jej znany głos.

Drzwi otworzyły się jednak szybciej niż sądziła po odległości skąd dochodził głos. Przed nią stała dojrzała kobieta, która przypatrywała jej się z nieukrywaną ciekawością.

- Ach to Lily kochanie! – zawołała przez ramię do syna – Ależ poczekaj, gdzie moje maniery. Jestem Dorota Potter, mama Jimmiego.

Lily słysząc znienawidzone przez Rogacza zdrobnienie uniosła brew, lecz nie miała czasu się zbytnio nad tym zastanawiać bo kobieta postanowiła ją do siebie przytulić.

- Tyle o tobie słyszałam, że nie mogłam się doczekać, aby Ciebie poznać – uśmiechnęła się matczynie, co dziewczynę troszeczkę wprawiało w zakłopotanie – James bez przerwy o tobie opowiada od pierwszej klasy...

Jily - Miłość zaczyna się od nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz