4.

179 7 1
                                    


Następnego dnia Lily wstała w wyśmienitym humorze. Udało jej się wstać przed przyjaciółkami więc skorzystała z wolnej łazienki. Dobry humor sprawił że dziewczyna nałożyła lekki makijaż oraz wyjątkowo zadbała o nienaganną fryzurę. Wychodząc z łazienki pobudziła współlokatorki i szybko wyszła przed nimi na śniadanie. Planowała przy porannej kawie zbożowej poczytać podręcznik z obrony przed czarną magią na temat rzucania patronusa. W Wielkiej Sali były pojedyncze osoby więc mając duże pole do manewru usiadła w miejscu odległym od pozostałych obecnych aby mogła się skupić. Przygotowała sobie swoje ulubione śniadanie nucąc pod nosem swoją ulubioną piosenkę. Następnie przygryzając tosty z dżemem zabrała się za lekturę. Pół godziny później zauważyła wchodzących na śniadanie Huncwotów. Każdy był uśmiechnięty od ucha do ucha. James rozglądnął się po Sali w poszukiwaniu tej jedynej osoby płci przeciwnej. Ich spojrzenia się spotkały, a na jego twarzy zagościł jeszcze szerszy uśmiech. Pomachał jej z daleka i usiadł dalej z przyjaciółmi. Lily odmachała mu nieśmiało i również się uśmiechnęła nie mogąc się powstrzymać. Kilka osób najbliżej zakrztusiło się napojem na ten widok i momentalnie zaczęły szeptać do swoich sąsiadów. Pokręciła głową na znak dezaprobaty dla nich i wróciła do książki. Jej myśli pobiegły w przeciwnym kierunku. Po raz kolejny przypomniała sobie jego śmiech wczorajszego wieczoru. Nigdy go takiego nie słyszała, nawet w towarzystwie Huncwotów. Co takiego się zmieniło w jego zachowaniu, że momentalnie zaczął ją mniej jego widok irytować. Poczuła że ktoś siada obok niej. Nie musiała się odwracać żeby wiedzieć kto się posiadł. Po jej karku przeszedł dreszcz.
- Dzień dobry koleżanko - Uśmiechnął się do niej już nie w ten swój szelmowski sposób, tylko tak zwyczajnie.
- Witaj kolego -powiedziała z uśmiechem na ustach, próbując się nie roześmiać z tego powitania.
- Evans tak sobie pomyślałem, że skoro i tak mamy razem szlaban u McGonagall to może pójdziemy na niego razem z wieży? - spojrzał na nią tymi swoimi orzechowym oczami z wyraźną nadzieją, nie przestając ani na chwilę tryskać radosna energia. Widocznie musi też być w dobrym humorze, pomyślała Lily.
- W sumie dlaczego nie - odparła bez chwili namysłu.
- Świetnie to w takim razie będę czekał za dziesięć ósma w Pokoju Wspólnym.
Uśmiechnął się ponownie i odszedł z powrotem do przyjaciół. Lily obserwowała go czekając czy zacznie zbijać piątki z nimi, ale nic takiego się nie wydarzyło. Nic nie wskazywało na to że cokolwiek im powiedział o ich sojuszu. Kącik jej ust powędrował do góry, a głowę szybko spuściła na dół, nie chcąc by ktoś to zauważył i miał kolejny temat do plotkowania. Po chwili dołączyły do niej Ann i Dorcas.
- Co to za ranny ptaszek? - zapytała Dor kradnąc przy okazji jej jednego tosta.
- Wstałam dziś w wyjątkowym humorze i nie zamierzam tego zepsuć.
- A czy Ty przypadkiem nie masz dziś szlabanu? I to z Potterem?

- Mam, ale wczoraj zakopaliśmy topór wojenny - powiedziała jak gdyby nigdy nic.

- On przestaje z 'umów się ze mną' - powiedziała rysując cudzysłów w powietrzu - a ja jestem dla niego miła. Wydaje się w porządku wymianą nie? - skończyła zatrzaskując podręcznik i zaczynając zbierać swoje rzeczy do szkolnej torby. Obie przyjaciółki wyglądały na wstrząśnięte tą nowiną.

- I dopiero teraz nam o tym mówisz? To nowina tygodnia! Ba całego roku!- krzyknęła Dorcas.

- Cii wariatko - powiedziała ze śmiechem Lily - nie chce zapeszać, ale wczoraj pokazał mi całkiem inną twarz. On może się okazać NORMALNY - zaakcentowała ostanie słowo jakby to było ostatnie czego by się spodziewała.

- Chodźcie na lekcje - zadecydowała podczas gdy dziewczyny próbowały pozbierać swoje szczęki z podłogi.

Gdy zbliżała się godzina ósma, Lily zaczęła się denerwować. Zastanawiała się dlaczego. Czy to z racji, że zaraz idzie na swój pierwszy szlaban w życiu , czy dlatego że idzie na niego z Huncwotem, którego jeszcze kilka dni temu tak bardzo nienawidziła. Myśli o Rogaczu ostatnio bardzo często gościły w jej głownie. Zaczęła o nim inaczej myśleć, inaczej go postrzegać. Przez ostatnie miesiące nic nie psocił, nawet Snape'owi dał spokój. No nic, pożyjemy zobaczymy, pomyślała Ruda. Wychodząc z dormitorium już go zauważyła. Przystanęła za rogiem, aby mu się przyjrzeć. Roześmiała się w duchu. Przebiera rękami jakby się denerwował przed randką. Po cichu zaszła go od tyłu i krzyknęła prosto do jego ucha.

Jily - Miłość zaczyna się od nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz