Ostygły zapał

92 5 0
                                    

Spoglądając na piętrową, drewnianą ruderę o wybitych oknach, niedbale przyozdobioną słabymi graffiti, poczułem, jak ziemia drży, a me uszy wypełnia charakterystyczny skowyt męczennika oraz dudnienie wiecznie złaknionego, lecz obecnie zadowolonego ze złożonej ofiary Bytu.

Skrzywiłem się z niesmakiem, lecz skinąłem głową z aprobatą. Ten stan rzeczy był dowodem kolejnej śmierci.

— Legion spełnił swoje zadanie — rzekłem, niby sam do siebie, wiedząc jednak, że Byt zawsze wsłuchuje się w nasze słowa. Liczyłem, że być może będzie nam bardziej przychylny w następnej rozgrywce na śmierć i życie.

"Przynajmniej nastąpiło to szybko, jak nakazałem" — dodałem w myślach.

Byt pochłonął ostatnią ofiarę w obecnym wyzwaniu i zaczął odpełzać w tylko sobie znanym kierunku. Legion zaś został tymczasowo zwolniony z Próby, dostaliśmy chwilę, aby odetchnąć i zebrać siły. Oczywiście do czasu, aż JEGO łakomy wzrok oraz bezlitosne szpony zechcą posilić się krwią i strachem naszych ofiar.

Na moich oczach świat się rozmywał, zmieniał. Działo się tak, ponieważ nasza baza nie była do końca realnym miejscem. Przynajmniej nie teraz. Byt był wszechmocny. Potrafił pochłonąć część naszego realnego świata i umieścić go w miejscu, które nazywamy Kieszeniami Bytu. To właśnie tam znany mi fragment świata, co jakiś czas, ulegał pewnym... deformacjom bądź zmianom. Niektóre obiekty znikały, a inne pojawiały się najzupełniej realne i namacalne, chociaż nie do końca. Jeśli tego zażyczył sobie Byt, mogły utrudnić nam zabawę, lub ją znacząco ułatwić. Pieruńsko irytujące i jednocześnie cholernie satysfakcjonujące, bo trudno w tym chaosie o monotonię. Nie wiem dokładnie, jak to działa, w sumie, gówno mnie to obchodzi, ale gdy Legion znajduje się w środku, zatraca się w radosnym, morderczym szale. Nam, jak i naszym ofiarom, zostają narzucone przez Byt pewne ograniczenia tudzież zasady, których nikt nie waży się złamać. Czasem jednak możemy Byt o coś poprosić. On zawsze słucha i wynagradza tych, co spełniają jego nieodgadniętą wolę.

"Co innego nam pozostało? Jesteśmy jego więźniami. Niewolnikami uwięzionymi między życiem a śmiercią. Ofiary próbują przetrwać i uciec, a Legion ostrzy na nich noże. Lepiej być po naszej strony barykady. Poza tym...".

— To jest naprawdę zajebista zabawa — mruknąłem pod nosem, nie mogąc zapanować nad mimowolnie unoszącymi się kącikami ust.

Coś było jednak ze mną nie tak. Chociaż w głowie dalej miałem wspomnienia z morderczej euforii, to jednocześnie skręcało mnie w żołądku na samą myśl o kolejnych łowach. Nie wiedziałem, jak to dokładnie ująć. Niekiedy uwielbiałem zatracać się w szaleńczej pogoni za ofiarami. Kochałem to! Ta ekscytacja wypełniająca żyły, gdy zatapiałem broń w ciepłym, szamoczącym się ciele. Krew wytryskająca z rany, malująca na białym, nijakim śniegu niesamowicie żywy obraz. Istne arcydzieło! Dźganie ludzi było niewyobrażalną słodyczą. Łaknąłem jej niczym tonący powietrza. Potrzebowałem tej rozkoszy, by czuć się żywym, istniejącym, wyjątkowym. To było moje życie. Moja zabawa. Nieprzewidywalna, wyjątkowa, ekscytująca i porażająco uzależniająca. Powodowała, że zatracałem się w tym cudownym, rozkosznym transie, który wyrywał mnie od tego nijakiego, nudnego świata i wpędzał na ścieżkę upstrzoną krwawymi śladami. Ścieżkę, która nie była pisana każdemu. Była jedyna w swoim rodzaju. Zupełnie jak ja.

"Więc skąd we mnie te niepewności?" — zadałem sobie pytanie, lecz zaraz potrząsnąłem głową, chcąc odpędzić dziwaczny stan, w którym się znalazłem. — "Joey ma rację. Bez maski nie jesteśmy jednością. Nie jesteśmy Legionem, więc jestem nazbyt samym sobą. Upokarzające!". — Przemknęło mi przez mój wspaniały umysł to haniebne zdanie.

The LegionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz