— Chusteczkę? — zapytał nieznajomy, wyciągając do mnie rękę z białym zawiniątkiem.
Skrzywiłem się, nie pojmując, co takiego chodzi pomyleńcowi po łbie, ale jednocześnie poczułem, że coś skapuje mi z twarzy. Gdy dotknąłem wolną ręką policzka, doznałem szoku. Był cały mokry.
"Czy to od śniegu?".
— Nie? Trudno się mówi — rzekł Benedict, chowając materiał do kieszeni spodni, po czym dodał wszechwiedząco: — Domniemam jednak, że później ci się jednak przyda.
— Co tu robisz i czego ode mnie chcesz?! — wykrzyczałem.
Czułem w sobie wzbierający niczym tajfun bezmiar niszczycielskich emocji. Byłem wściekły na Pele, że zniknęła i nie odpowiedziała na moje pytania, które dręczyły mój umysł całymi PIERDOLONYMI LATAMI. Byłem wkurwiony na cały ten pieprzony świat!
— Oj, oj, oj... Już spokojnie! Przecież mówiłem. To iście naturalne, iż młodzieniec w twoim wieku, za sprawą zupełnie nowych doświadczeń, nie potrafi ujarzmić swego gniewu. Ba! Gdy dołączą do tego nierozumiane, tłumione emocje i cała ta niebotyczna burza hormonów, tworzy nam się klasyczna mieszanka wybuchowa!
— CZEGO ODE MNIE CHCESZ, POJEBANY CHUJU?!
Chciałem, by się wystraszył, czmychnął i uciekł, zostawiając mnie samego ze sobą. Tak byłoby najłatwiej. Zawsze byłem sam i jak dotąd jakoś sobie radziłem. Moje groźby nic jednak nie wskórały.
— Posłuchaj mnie uważnie — przemówił ze stoickim spokojem nieznajomy, kierując się, jak gdyby nigdy nic, w stronę drzew.
Kroczył dumnie i spokojnie, a ja podążyłem bezwolnie za nim.
— Nie jestem twoim wrogiem... Znaczy, w istocie, znajdujemy się po różnych stronach barykady, ty jesteś Zabójcą: mordującą bestią na usługach Bytu, choć, co mnie niebywale fascynuje, posiadającym jeszcze tlącą się cząstkę człowieczeństwa. Ja zaś jestem jedną z ofiar, innymi słowy Ocalałym, choć nie takim zwykłym, gdyż najwidoczniej Byt darzy mnie szczególnym zainteresowaniem. Dokładnie to nie mną jest zainteresowany, tylko moimi notatkami, które porywa i rozsiewa w siną dal. Nie jesteś jedyny pośród światów, podobnie zresztą, jak i ja. Jesteśmy trybikami w gigantycznej, zawiłej maszynerii; częścią wielkiego, skomplikowanego planu, bądź testu, który próbuję za wszelką cenę pojąć umysłem. W sumie, co mam do stracenia? Życie? Ha, ha... Toż tu się nie umiera, jak sam dobrze wiesz. Po złożeniu w ofierze pojawiamy się ponownie przy Centrum. A gdzie Centrum tam Ognisko... które obecnie zniknęło z niewiadomej mi jeszcze przyczyny.
— Kim ty jesteś? — zapytałem skonfundowany. — I skąd wiesz o Bycie?
Mężczyzna przystanął na moment, jego twarz wydawała się zamazana, zatarta i zniekształcona. Im bardziej próbowałem mu się przyjrzeć, tym mniej dostrzegałem. Gdy przychodziło jednak do przejawiania emocji, dało się je wyczytać i zrozumieć. Teraz na przykład, uśmiechał się z wyższością.
— Widzisz, tak się składa, że to JA go tak nazwałem.
Zawiał wiatr, kierując nas w stronę lasu. Morderca i Ofiara, pogrążając się w konwersacji, która nie powinna się nigdy zdarzyć.
— Według mnie, a wiedzę swą opieram na własnych spostrzeżeniach tudzież doświadczeniach, to istnienie, które nazwałem Bytem, jest złem w najczystszej postaci. Ów Byt nie pojmuje w pełni, o ile w ogóle ma świadomość, naszego świata i popędów ludzi. Zamyka nas w, z pozoru znanych nam z ludzkiego świata, pomieszczeniach, nazwanych przeze mnie Kieszeniami Bytu i nie wypuszcza, póki nie wypełnimy swej powinności. Dopóki nie spełnimy jego woli, wczuwając się w nałożoną na nas rolę i nie nauczymy go CZEGOŚ, nie zaznamy spokoju. Ach, te Kieszenie, ciągle zmieniająca się koszmarna mieszanka znanych i nieznanych elementów... Ciągły chaos, który jedynie z pozoru przypomina normalność. Jest tak, ponieważ Byt wymyśla to, czego nie może pojąć. Stąd te wszystkie... dziwactwa! Ha, ha, ha!

CZYTASZ
The Legion
HorrorPozbyliśmy się okowów nijakości, a anarchia to nasze drugie imię. Razem dążymy ku wolności, aby odczuć ją w pełni, burzymy ramy sztywnej rutyny, monotonii i bylejakości. Nikt nie zdoła nas powstrzymać. Nikt nie zdoła przed nami uciec. Wszyscy jesteś...