Rozpleniona zgnilizna

51 4 0
                                    

"Nie. Tylko nie to...
Czemu to wciąż mnie dotyka?
Boże, dlaczego?
Czemu akurat JA muszę to wszystko przechodzić?!".

Gdy otworzyłam drzwi wejściowe, uderzył we mnie mdlący odór. Wybuchowa mieszanka potu, papierosów, alkoholu i zgnilizny doprowadzała do odruchów wymiotnych, kto inny mógłby nawet zemdleć. Mnie to jednak nie dotyczyło. Wyzbyłam się delikatności już dawno temu.

"Ja też tak śmierdzę? Zdążyłam przesiąknąć tym smrodem?".

Ze zdenerwowania złapałam za rąbek spódnicy. Przez chwilę miętosiłam materiał w dłoniach. Przyciągnęłam kołnierz białej koszuli do twarzy i wciągnęłam powietrze nosem.

Nic nie poczułam.

"Nie!" — krzyknęłam w myślach, serce zaczęło mi szybciej bić. — "Jeszcze wytoczy się z pokoju i zobaczy, że ją unoszę. Znów będzie się do mnie dobierać!".

Puściłam czarny materiał jak poparzona. Nie wiedząc, czy się śmiać, czy płakać, ze swojego paskudnego losu, zsunęłam baleriny ze stóp i udałam się do swojego pokoju.

"Cicho, cichuteńko, na paluszkach, niczym szara myszka" — szeptałam w myślach, bojąc się wyrażać głośno nawet we własnej głowie.

Drzwi do mojego pokoju były uchylone. Z jednej strony cieszyło mnie to, mogłam bowiem bezgłośnie wślizgnąć się do środka, z drugiej jednak żołądek podjechał mi do gardła i zrobiło mi się słabo.

"Przed wyjściem na pewno je zamknęłam.".

Złapałam za klamkę. Już miałam wejść do pokoju i zaryglować drzwi od środka, gdy zatrzymał mnie krzyk.

— Maria!

Zadrżałam na całym ciele, lecz szybko się opanowałam. Nie wołał do mnie. W ogóle do nikogo nie wołał. Majaczył we śnie. W pijackim transie. Jak zawsze.

Wślizgnęłam się pospiesznie do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.

Zasunęłam zasuwkę, którą sama dawno temu zamontowałam, by zachować choć odrobinę spokoju. Ten jednak nigdy nie nadszedł. Już raz wyrwano zasuwkę z drzwi, gdy je wyważono. Źle wspominałam tamten czas.

Rozejrzałam się po pokoju. Przezroczysta koszulka na kartki A4 wysunęła się z mojej odrętwiałej ręki i spadła na podłogę. Po ziemi potoczyły się czarne długopisy, ołówki, gumka i przyrządy geometryczne. Dowód osobisty i legitymacja szkolna jako jedyne pozostały w środku, przedstawiając same kłamstwa, które na mnie nałożono.

Mój pokój, zawsze czysty, poukładany, idealny, przesiąkł zgnilizną. Szuflady komody wybebeszono, moja bielizna leżała porozrzucana po pokoju. Krew odpłynęła mi z twarzy, ręce zaczęły drżeć.

"Znowu! Znowu to się dzieje!".

Łzy napłynęły mi do oczu, lecz nie pozwoliłam im uciec.

— Już nawet się nie kryjesz, pierdolony zboku — warknęłam cicho, gdy kolejne łzy nawiedziły moje oczy.

Momentalnie pożałowałam swojego wybuchu złości. Ponownie usłyszałam JEGO wołanie. Napięta niczym struna wsłuchiwałam się w ciszę.

"Obudził się?". 

— Ja nie chciałem, przepraszam! — wyjęczał, zachrapał głośno, po czym ponownie wykrzyknął: — Maria!

"Trochę za późno na przeprosiny. Martwi nie słuchają, pozostawiają po sobie jedynie odór zgnilizny.".

Nie musiałam przeszukiwać majtek i staników, by wiedzieć, że coś z nich zginęło. To było pewne, jak w banku, że wziął kilka ze sobą. By się nimi podniecać, by się nimi bawić, by dawać upust swemu zwierzęcemu popędowi, którego nie potrafił stłumić ani kontrolować.

The LegionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz