Oszukałam Śmierć. Tak po prostu. Albo to może ONA oszukała mnie? Kazała mi myśleć, że zginę, bym nabrała chęci do życia, po czym, zamiast mnie zabrać ze sobą, porzuciła na pastwę... zgnilizny. Bo przegniły był cały ten cholerny świat.
Uniosłam się na łokciach, lecz zaraz ponownie padłam twarzą w śnieg. Nie miałam sił i dygotałam na całym ciele z zimna. Ręce, dłonie i stopy piekły przeraźliwie, jakby przypalano mi je żelazkiem, w głowie zaś odbywała się chyba trzecia wojna światowa – panowały chaos, ból i rozpacz. Obraz przed oczyma rozmazywał się i zniekształcał.
"Czuję ból, a więc żyję" — uświadomiłam sobie.
Próbowałam spokojnie oddychać. Było to jednak niewyobrażalnie trudne, biorąc pod uwagę, że płuca bolały mnie przeraźliwie, powietrze było straszliwie lodowate, a w dodatku tuż obok mnie leżała czyjaś noga.
Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie brakowało jej właściciela. Wokół krwawiącej, pękniętej kości zwisały żałośnie strzępki mięsa i skóry. Na stopie znajdowała się brudna, zakrwawiona skarpeta, sprawiająca wrażenie, jakby ciało zaczęło już proces gnilny.
Było ciemno, niby środek bezgwiezdnej nocy, lecz jakaś lampa niedaleko mrugała czerwonym światłem, to odpędzając, to zapraszając łakomy mrok, którego jedynym celem było dążenie do transcendencji. Wolałam jednak te chwile ciemności. W niej nie dostrzegałam tych wszystkich groteskowo powykręcanych, zmiażdżonych przez busa zwłok, wystających kości, rozciągniętych, pulchnych flaków, które wypływały komuś z brzucha.
Powieki stawały się coraz cięższe. Miałam wrażenie, że ktoś przyczepił mi do nich niewidzialne ciężarki. Starałam się nie usnąć, ale było to bardzo trudne. I niewykonalne, o czym uświadomiłam sobie dopiero po obudzeniu się.
Nie wiedziałam, ile już czasu przeleżałam w tym śniegu, lecz zauważyłam, że świeży puch przysypał już znajomą mi nogę pozbawioną właściciela.
Zakaszlałam. Dreszcz, jaki przeszedł przez moje ciało, uświadomił mi, że tylko cudem przeżyłam na tym zimnie. Ja także miałam na sobie płaszcz śniegu, który obecnie niemiłosiernie mi ciążył. Spróbowałam wstać. Starałam się robić to wolno.
Wiedziałam, że jestem osłabiona, lecz po drzemce, o dziwo, było to dla mnie wykonalne. Stanęłam na nogi. Skulona, przemarznięta, poobijana, zrezygnowana. Rozejrzawszy się, dostrzegłam parę dziwacznych rzeczy, lecz byłam zbyt skołowana i zmęczona, by się nad nimi teraz zastanawiać. Sięgnęłam ociężale po mój plecak leżący obok mnie, po czym, nie oglądając się za siebie, ruszyłam w stronę lasu, który rozciągał się wszerz, jakoby z otwartymi ramionami witając mnie w swych progach.
Wiedziałam, że jest to jedyna droga, jaką mogłam obecnie podjąć. Za sobą miałam wrak zmasakrowanego busa i stromy, gigantyczny klif, z którego spadliśmy. Starałam się nie myśleć, dlaczego wszystkie zwłoki zniknęły i zostałam przy busie tylko ja... wraz z oderwaną nogą bez buta.
Człapałam przed siebie. Czułam ścisk w brzuchu i suchość w gardle, jednakże, choć w plecaku miałam butelkę wody i kanapki, nie byłam w stanie zmusić się do sięgnięcia po nie. Pragnienie ciepła było zbyt silne. Parłam przed siebie, marząc o ujrzeniu ciepłego domu. O wzięciu gorącej kąpieli. Wypiciu gorącego kakao z rozpuszczającymi się w nim piankami.
Poczułam, jak chwilowe ciepło stacza się po moich policzkach, a następnie zamarza w lodowe sopelki.
"To nie czas na płacz! Musisz znaleźć jakiś dom. Na pewno coś niedługo się trafi, tyle się trąbi o przeludnieniu i w ogóle.". — Zachęcałam się do dalszej wędrówki, lecz nie na wiele się to zdawało.
Odnosiłam wrażenie, że poruszam się ślimaczym tempem i brnę po leśnym labiryncie w nieskończoność. Żadnych domów, żadnych ścieżek. Nic. Tylko drzewa, które chwytają mnie złośliwie swymi gałęziami i powstrzymują od dalszej podróży.
Lodowaty wiatr chłostał mnie bezlitośnie po twarzy. Ledwo mogłam rozchylić powieki, bo co rusz wpadał do moich oczu śnieg. Zawsze lubiłam śnieg, szczególne ciemną nocą, kiedy błyszczał pięknie w blasku księżyca, teraz jednak był mi wrogiem. Czułam się, jak w czasach szkolnych, kiedy w drodze do domu zostałam złośliwie obrzucona śnieżkami. Nienawidziłam
tych gówniarzy, szkoły, swojego domu...Wtem zawitało mi w głowie pojedyncze wspomnienie.
Wspomnienie o wojnie na śnieżki, którą przegrałam z kretesem.

CZYTASZ
The Legion
HorrorPozbyliśmy się okowów nijakości, a anarchia to nasze drugie imię. Razem dążymy ku wolności, aby odczuć ją w pełni, burzymy ramy sztywnej rutyny, monotonii i bylejakości. Nikt nie zdoła nas powstrzymać. Nikt nie zdoła przed nami uciec. Wszyscy jesteś...