Ziewnięcie samo wymsknęło się Hermionie z ust, gdy parzyła sobie kawę w bardzo deszczowy poranek. Siarczyste opady za oknem i ponura aura zachęcały do pozostania w łóżku oraz leniuchowania, aż do popołudnia. Niestety jej synowie mieli inne plany. W środku tygodnia ciężko było ich obudzić do przedszkola, gdyby mogli to spaliby prawie cały dzień, ale w weekend zawsze wstawali o siódmej gotowi do psot i zabawy. Tak więc Hermiona popijała kawę w sobotni poranek obserwując, jak jej synowie zajadali się z ogromnym entuzjazmem tostami oraz rysowali śliczny obrazek dla babci Molly i dziadka Artura. Nagle kominek rozbłysnął na zielono, po czym wyszła z niego rozradowana Ginny.
- Liczyłam na to, że już wstaliście! – Odparła pogodnie, całując swoich bratanków w czoło oraz przytulając swoją najlepszą przyjaciółkę na przywitanie.
- Ginny, co cię sprowadza tak wcześnie rano? – Spytała sennie Hermiona.
- Babski dzień oczywiście... - Stwierdziła, jakby było, to coś oczywistego.
Hermiona spojrzała na nią podejrzliwie.
- Jaki znowu babski dzień? – Dopytywała.
- Taki dla nas, dla relaksu, żeby zapracowane matki mogły odpocząć... Wiesz spa, zakupy, wieczorem klub i takie tam ploteczki. – Krzyknęła rozradowana, energia wręcz ją roznosiła.
- Bardzo chętnie, ale nie mogę iść. Nie mam z kim zostawić chłopców... Pokłóciłam się znowu z Fredem po meczu tydzień temu i od tego czasu był tutaj tylko trzy razy, a twoim rodzicom nie chcę przeszkadzać... - Odparła smutno.
Hermiona chętnie spędziłaby cały dzień z przyjaciółkami. Nie robiła tego od ponad trzech lat, ale jej synowie byli najważniejsi i nie zostawiłaby ich z byle kim, żeby się zabawić. Nieoczekiwanie Ginny wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
- Och... Ty sądzisz, że ja naprawdę o tym nie pomyślałam?! Harry z Ronem i Bilem organizują przedszkole na Grimmauld Place. Fabian z Gideonem spędzą cały dzień na zabawie z Jamsem i Victoire oraz śmiejącymi się do nich maluchami pod czujnym okiem ulubionych wujków.
- Skoro tak stawiasz sprawę... Lepiej się przygotuje i spakuję torbę bliźniaków.
- Tylko się pośpiesz! Zniecierpliwiona Fleur już na nas czeka razem z Hannah, Angelina niedługo do nas dołączy, niestety zabraknie Audrey. Poranna choroba ją dopadła... - Krzyknęła Ginny za oddalającą się Hermioną.
Tymczasem Fred uzupełniał pułki w sklepie, podczas gdy George karmił Puszki Pigmejskie, które z rana zawsze domagały się większej uwagi. Oboje przygotowywali się do otwarcia sklepu. Pomimo że mieli swoich pracowników, to zawsze oni dbali, żeby wszystko było idealne przed przybyciem klientów. Na szczęście w sobotę ruch był raczej mniejszy i Verity wraz z młodszym bratem Lee mogli sami prowadzić sklep, kiedy oni pracowali nad swoimi wynalazkami.
Rozradowana Angelina zeszła do sklepu z niewielką torbą. Podeszła do George'a, po czym go pocałowała. George nie czekał długo, od razu odpowiedział z ogromnym zapałem, na co skrzywił się Fred.
- Może weźmiecie pokój? – Zaśmiał się starszy bliźniak z delikatnym przekąsem w głosie.
- Oj! Zluzuj majtki! Muszę się przecież pożegnać z ukochaną! -Warknął George, przytulając się do Angeliny.
- Wrócę jutro około południa. – Odrzekła Angelina do swojego narzeczonego. – Błagam cię nie zniszcz naszego mieszkania. Zero eksperymentowania, zero dziwnych zaklęć.
George niezbyt zadowolony z wytycznych Angeliny, przewrócił oczami na jej żądania.
- Jasne, a ty unikaj innych czarodziejów i nie wpadnij we wir picia z Ginny, bo to się znowu źle skończy.

CZYTASZ
Fremione- Zostań ze mną
FanfictionZłamane serce prowadzi do jednej nocy, jednego romansu, z którego nie mogło wyniknąć nic dobrego. Niestety ucieczka nie okazała się dobrym pomysłem, wręcz przeciwnie stworzyła ogromną gorycz i ból. Jak bardzo Fred i Hermiona skomplikują swoje sprawy...