Rozdział 8

357 31 2
                                    

            Kilka dni później Fred krążył po zamkniętym sklepie. Przeglądał wszystkie zabawki, żarty, jakie kiedykolwiek stworzyli dla najmłodszych. Niestety doszedł do wniosku, że praktycznie takich nie posiadali, co było karygodne. Stwierdził, iż powinien to naprawić w najbliżej przyszłości, żeby jego synowie mieli się czym bawić. Chociaż, nadal nie chciał rozmawiać z Hermioną, gdyż był na nią niesamowicie wściekły. Jednak nie mógł już dłużej wytrzymać. Ciekawość zjadała go od środka. Musiał w końcu poznać swoich synów, najlepiej teraz. Jednakże chciał zabrać im coś ze sklepu w ramach prezentu na przeprosiny za swoje wcześniejsze zachowanie. Niestety nie miał pojęcia co... Na Bezgłowe Kapelusze i Bombonierki Lesera byli za mali... Nie potrafił, wymyślić innego produktu dla nich. Sądził, iż większość jego wynalazków mogłaby ich skrzywdzić, a tego by nie chciał. Wściekle przestawiał rzeczy na półkach, przez co ogromnie hałasował. Zirytowany George zbiegł po schodach do sklepu. Praktycznie nie rozmawiał z bratem, ale musiał wiedzieć, dlaczego stara się zniszczyć ich sklep.

- Co ty robisz? – Warknął gniewnie.

- Nic... Po prostu nie mamy żadnych zabawek i psikusów dla maluchów... Nie wiem co wziąć. – Stwierdził nerwowo Fred, gdy kolejny raz chwycił do rąk opakowanie Kanarkowych Kremówek.

- Jeśli chcesz zobaczyć się z synami, to kremówki nie będą dobrym pomysłem... Są za mali i mogą się wystraszyć.

     Sfrustrowany Fred usiadł na podłodze, opierając się plecami o półkę z produktami do żartów. Nie wiedział co robić. Może faktycznie nie powinien angażować się w ich życie, żeby ich nie zranić. Jednak naprawdę chciał wiedzieć, jacy są.

            George zszokowany postawą bliźniaka udał się na zaplecze. Po chwili wrócił z opakowaniem Lipnych Różdżek oraz maścią na siniaki. Nie do końca wiedział, co powinien zrobić, ale nie dostrzegając sprzeciwu swojego brata, usiadł obok niego na ziemi i podał przedmioty. Młodszy bliźniak liczył, że dzięki temu w końcu porozmawiają, gdyż bracia wręcz się unikali, a to nie było do nich podobne.

- Co to jest? – Spytał Fred.

- Ulubione zabawki Gideona i Fabiana. Niestety często je łamią, więc ucieszą się z nowej dostawy. – Odparł z uśmiechem George. Po ostatnim obiedzie w Norze, gdy bliźniacy martwili się, że ich ulubiony wuja przestał ich lubić, postanowił nadrobić zaległości, więc teraz prawie codziennie odwiedzał bratanków.

- A ten krem? – Dopytywał zszokowany doborem przedmiotów.

 - Naprawdę wkręcili się w Quidditcha. Hermiona nie może sobie z nimi poradzić. Codziennie namawiają ją na wizytę w Norze, żeby mogli polatać na dziecięcych miotłach Ginny i Rona. Wczoraj Ginny w końcu spełniła ich prośbę i zabrała ich na mecz. Niestety Fabian spadł z miotły, przez co ma kilka paskudnych siniaków. Obiecałem Hermionie, że dostarczę jej zapas naszego kremu.

            Fred momentalnie zesztywniał, gdy usłyszał, że jego syn został ranny. Wściekł się na Ginny, że nie umiała przypilnować chłopców, jego chłopców. Coraz częściej uwielbiał w myślach nazywać bliźniaków swoimi. To brzmiało wspaniale.

     George roześmiał się, kiedy ujrzał spięcie brata. Nie sądził, że dostrzeże w nim kiedykolwiek troskę oraz strach. A teraz ewidentnie martwił się o swojego syna, nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Naprawdę chcesz się z nimi spotkać? – Spytał spokojnie George.

- Tak... Ja... Długo o tym myślałem. Nadal jestem wściekły na Hermionę i nie chcę z nią rozmawiać, ale nie wytrzymam dłużej w tej niewiedzy. Muszę ich poznać. Widziałeś ich, to nasze kopie... Chcę dowiedzieć się o nich więcej... Być ojcem. – Odparł zdeterminowany.

Fremione- Zostań ze mnąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz