Przez kolejny tydzień Fred prawie codziennie odwiedzał bliźniaków. Bawił się z nimi, pokazywał im swoje wynalazki, wygłupiał się, a co najważniejsze starał się ich, jak najlepiej poznać. Czasami przychodził razem z George'em i w czwórkę dokazywali. Praktycznie cała kamienica słyszała ich śmiech, ale nikt nigdy nie zwrócił na to uwagi. Fred z każdym dniem coraz bardziej przywiązywał się do swoich synów. Pragnął spędzić z nimi każdą wolną chwilę, chociaż wiedział, że to niemożliwe. Cały czas problem stanowiła dla niego Hermiona. Unikał jej niczym ognia. Robił wszystko, żeby nie doprowadzić do konfrontacji pomiędzy nimi. Zdawał sobie sprawę, że to głupie i w końcu będą musieli coś ustalić, ale nie potrafił się do tego zmusić. Gdy zostawał na wspólne posiłki całą swoją uwagę poświęcał synom, czasami nawet nie raczył spojrzeć na dawną kochankę. Nie wiedział, dlaczego, ale jej obecność wywoływała w nim skrajne uczucia od wściekłości po pożądanie, jednak w ogóle nie przyjmował tego do wiadomości. Nawet, teraz gdy zbierał się do wyjścia, a ona stała nieśmiało w drzwiach, dreszcze przebiegały mu po plecach. Miał opuścić mieszkanie Hermiony, gdy przypomniał sobie o ważnej sprawie.
- Jutro jest rodzinny mecz Wesleyów. Chciałbym, żeby Fabian i Gideon w nim uczestniczyli. Liczę, że w końcu będę mógł spędzić z synami całe popołudnie sam na sam. – Odparł beznamiętnym głosem.
- Jasne nie ma sprawy, o której przyprowadzić ich do Nory? - Spytała, starając ukryć się swój smutek.
- Zaraz po przedszkolu.
Wraz z tymi słowami zniknął w kominku. Hermiona wypuściła powietrze, które w czasie jego wizyt najczęściej wstrzymywała w nadmiarze. Bardzo stresowały ją odwiedziny dawnego kochanka. Nie wiedziała, do czego mogą one doprowadzić. Unikał jej, traktował niczym powietrze, w ogóle nie rozmawiali, a to ją strasznie bolało. Nie wiedziała, jak długo będzie mogła wytrzymać w tej stagnacji. Próbowała udawać, że była silna i wcale jej to nie obchodziło, podczas gdy wewnętrznie płakała. Bardzo cieszyła się, że jej synowie odzyskali ojca, ale pragnęła utrzymywać z nim neutralną relację.
Następnego dnia powolnym krokiem weszła z synami do Nory. Fabian z Gideonem od razu podbiegli do Rona i Harry'ego, którzy rozpoczynali bardzo zawzięty mecz w czarodziejskie szachy. Bliźniacy uwielbiali oglądać, jak figury szachowe niszczą się nawzajem podczas wykonywanych ruchów. Bez chwili zastanowienia usiedli obok Rona, żeby móc wszystko dokładnie obserwować. Chwilę później dołączył do nich radosny James.
Uśmiechnięta Hermiona obserwowała sytuację z ogromną satysfakcją. Niezwykle się cieszyła, że jej synowie odnaleźli się w nowej sytuacji. W końcu nieoczekiwanie z dnia na dzień otrzymali rozbrykane kuzynostwo, głośnych wujków, nieprzewidywalną ciotkę, kochających dziadków oraz ojca. Obawiała się, jak to wpłynie na bliźniaków. Martwiła się, że pomimo swojej otwartości wystraszą się zmian, przez co zamkną się w sobie. Na szczęście nic takiego się nie stało.
Hermiona miała opuścić Norę, gdy z kuchni wyszła ubrudzona mąką Pani Weasley. Molly od rana gotowała i piekła z okazji comiesięcznego meczu Weasleyów w Quidditcha. Dzień gry od zawsze stanowił rodzinne święto, które wszyscy z radością celebrowali niezależnie od wieku.
- Och! Hermiono! Tak się cieszę, że przyszliście. Napijesz się herbaty? – Odrzekła uśmiechnięta Molly.
- Nie dziękuje... Właśnie miałam wychodzi. – Odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem.
- Dlaczego? Myślałam, że zostaniecie na meczu? – Dopytywała zdezorientowana Pani Weasley.
- Fabian z Gideonem tak... Ja nie... Obiecałam Fredowi, że spędzi całe popołudnie z bliźniakami bez mojej ingerencji.

CZYTASZ
Fremione- Zostań ze mną
Hayran KurguZłamane serce prowadzi do jednej nocy, jednego romansu, z którego nie mogło wyniknąć nic dobrego. Niestety ucieczka nie okazała się dobrym pomysłem, wręcz przeciwnie stworzyła ogromną gorycz i ból. Jak bardzo Fred i Hermiona skomplikują swoje sprawy...