449 42 17
                                    

Nie mógł spać w nocy. Cały czas myślał co ma powiedzieć Dustinowi, kiedy go spotka. Jaka będzie jego reakcja. Stresował się jak cholera. To było gorsze niż niedostanie nowego albumu ukochanego zespołu.

W końcu po przespanych może dwóch godzinach, ubrał się i poszedł do Hendersona.

Szedł ulicami, gdzie zazwyczaj nie przebywało za dużo ludzi. Nie potrzebował zamieszania wokół siebie. Nie obyłoby się pewnie od zwyzywanie go od mordercy. Nie potrzebował kolejnych zmartwień w tamtym momencie na głowie, bo jednak śmierć Chrissy nadal miała na nim cholernie wielki wpływ.

Na jego szczęście nikogo nie spotkał. Dzień sam w sobie zapowiadał się dobrze. Pogoda była całkiem dobra, ani za ciepło ani za zimno, nie padał deszcz. Dawno nie czuł się tak dobrze. W końcu miał nadzieje wrócić, do jakkolwiek, normalnego życia.

Kiedy w końcu stanął pod drzwiami domu przyjaciela, przeszedł go zimny dreszcz. Jeszcze miał szansę się odwrócić i znowu siedzieć w przyczepie wykańczając się do reszty. Czy tego chciał? Nie. Chciał na nowo cieszyć się swoim życiem. Tęsknił nawet za nazywaniem go dziwakiem. Tęsknił za spotkaniami klubu piekielnego ognia. Tęsknił za wszystkim co było przed poznaniem drugiej strony.

W końcu drżącą ręką zapukał do drzwi. Raz kozie śmierć. Będzie dobrze Eddie - myślał.

Tego dnia Steve wstał wcześniej. Nie wierzył Robin. On był pewny, że widział Eddiego. Mógł go zatrzymać, wtedy nikt by mu nie zaprzeczył. Czemu tego do jasnej cholery nie zrobił. Może teraz by szukali młodego Munsona i w końcu byli razem całą paczką Przeklinał sam siebie w myślach.

Szedł do Dustina. On musiał mu uwierzyć. Nastolatek widział więcej niż Robin po drugiej stronie, więc to co on mówił musiało brzmieć dla niego racjonalnie. Henderson napewno mu uwierzy. Oby.

Wszedł do niego bez pukania i poszedł do jego pokoju:

- Wstawaj.

Dustin zamarudził pod nosem i przekręcił się na drugi bok. Dopiero po dłuższej chwili dodał:

- Czego chcesz Harrington?

- Widziałem Eddiego.

Nastolatek usiadł na łóżku i spojrzał na Steva jak na ducha. Większych bzdur w ostatnim czasie niż te nie słyszał.

- Steve, Eddie nie żyje. Umarł mi na rękach. Jeżeli to miał być śmieszny żart, to był cholernie nieśmieszny.

- Widziałem Eddiego - stał przy swoim Steve.

- A ja świetego Mikołaja - prychnął młodszy - idź do domu. Wyglądasz jakbyś nie spał od tygodnia, a później bredzisz i budzisz mnie o chorych godzinach.

Steve wywrócił oczami. Czego się spodziewał. Rzucił szybkie „pa" Dustinowi i wyszedł z jego domu. Był wkurwiony. Nikt mu nie wierzył, a przecież wiedział co widział.

Eddie stał nerwowo pod wejściem do domu Hendersonów. Gdyby nie skończyłyby mu się zapasy narkotyków, już dawno byłby na haju. Liczył w myślach żeby się uspokoić.

Usłyszał otwierające się drzwi. Zacisnął mocno oczy.

- Steve mówiłem...

Otworzył oczy słysząc głos Dustina. Ten stał przed nim z otwartą buzią. Chwile później zamknął szybko drzwi, żeby na nowo je otworzyć. Powtórzył to kilka razy.

- Jasna cholera - w końcu zostawił otwarte i przyglądał się Munsonowi. Co tu się odkurwiało - Dostałem zwidów jak Steve.

- Hej Dustin.

Ten zamrugał szybko i pomyślał „kurwa on mówi".

- Kim ty jesteś?

Ed wywrócił na to pytanie oczami. Jasne. Mógł się spodziewać, że Dustin od razu nie rzuci mu się w ramiona, mówiąc jak bardzo tęsknił za swoim przyjacielem. Przecież on dla niego nie żył.

- Eddie. Eddie Munson.

- Eddie Munson nie żyje - odpowiedział od razu.

- Porozmawiamy?

I tak Dustin po chwili namysłu wpuścił go do domu. Był cholernie ostrożny. Co jeśli to jakiś złodziej?

Kiedy w końcu usiedli, Munson zaczął mu wszystko opowiadać. To jak się ocknął, wrócił na drugą stronę, ukrywał się i w ogóle. Dustin w tym czasie patrzył na niego z niedowierzeniem. A co najlepsze, to wszystko składało się w kupę. Dlaczego Eddie nie miał pogrzebu i dlaczego jego wuja zawsze ucinał z nimi rozmowę. Miał łzy szczęścia w oczach. Jego przyjaciel żył. Nadal nie dowierzał, ale był cholernie szczęśliwy - tak samo jak Eddie.

Steve za to wrócił do domu, nie mogąc uwierzyć w rzeczy, które działy się wokół niego. Rzucił się na łóżko i od razu wkurzony do szpiku kości, zaczął okładać poduszkę pięściami. Zmęczony położył się i załkał. Wychodził teraz przed wszystkimi na jakiegoś dziwoląga. Nikt mu nie wierzył, każdy mówił to samo, ale on wiedział swoje. Eddie według niego nie umarł.

Za to po tych wszystkich złych wydarzeniach, nareszcie cząstka Harringtona, która jakiś czas temu zgasła, na nowo obudziła się do życia

love || steddie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz