580 42 17
                                    

Minął tydzień. Ed nie wychodził od tego czasu z domu. Wszystkie myśli nadal krążyła wokół wydarzeń z drugiej strony. Bał się wyjść i zobaczyć znowu tego popieprzonego nietoperza, albo dowiedzieć się, że któryś z jego przyjaciół zginął. Bał się poznać prawdę po tych wszystkich wydarzeniach. Już nawet nie wspominając strachu przed tym, że znowu ktoś zawiśnie przed nim w powietrzu i skończy jak każda inna ofiara Vecny.

Mimo wszystko czuł się samotny. Ciągle siedział sam w swoim pokoju. Nawet praktycznie nie widywał się z wujkiem. Czasami tylko mignął my zarys jego sylwetki, kiedy szedł do toalety.

Nie wspominając o jego przyjaciołach. Tęsknił za nimi jak za nikim innym. Czuł się w końcu dobrze mając przy sobie kogoś. Nie zrozumcie to źle, zawsze było git. Miał jakiś znajomych z klubu ognia piekielnego, ale to nie było to. Teraz dopiero czuł się jak w rodzinie. Ale nie miał z nimi kontaktu... wszyscy napewno myślą, że już nie żyje. W końcu Dustin go takiego widział jako ostatni.

Ciekawe czy za nim rozpaczają? Czy myślą o nim? Czy wspominają dobre chwile z nim, albo czy mówią „wow jaki ten Eddie był odważny rzucając się w pojedynkę na nietoperze". A może zapomnieli? Przeszło im to koło nosa i tak naprawdę każdy żył już swoim życiem?

Ciekawe czy Nancy zerwała z Jonathanem i w końcu jest ze Stevem? Przecież między nimi była chemia nie do przeskoczenia. Nie rozumiał jak można być tak głupim i tak poplątać całą sytuacje, zamiast po prostu przyznać się do swoich uczuć i w końcu się zejść.

Ciekawe czy Robin w końcu zgadała się z Vicky. Kibicował im z całego serca.

Ciekawe jak się mają te dzieciaki. I ciekawe czy Dustin nadal czeka z krótkofalówką na jakiś znak od niego. Mógłby to w sumie sprawdzić. Ale bał się jak cholera, że nikt nie odbierze, a Dustin okaże się już dawno martwy.

W tym samym czasie, Steve siedział na swojej zmianie z Robin.

Nie czuł się najlepiej. Po tej całej akcji z Vecną nie mógł dojść do siebie. Czegoś mu brakowało. Domyślał się oczywiście, ale nie mógł dopuścić tego do siebie.

Robin widziała, że coś jest nie tak. Nie była głupia. Nie mogła jednak zrozumieć o co chodzi. Steve jej o niczym nie mówił, a jak pytała od razu ją zbywał.

- Hej, Steve. Może wziąłbyś się do roboty? - zagaiła zgryźliwie, gdy ten siedział na kasie wpatrując się pusto w drzwi.

- Hm?

- Pójdź rozpakować tamte pudła, sama nie dam rady.

Ten nawet nic nie odpowiedział. Wstał tylko i poszedł robić to, co dziewczyna mu kazała.
Robin patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami. Co było nie tak z jej przyjacielem?

- Steve?

- Co?

- Wiesz.. dzisiaj jest impreza i ponoć tam ma być Vicky - zagaiła. Nie może mi odmówić - pomyślała.

- I?

- Pójdziesz ze mną?! - spytała podekscytowana.

W końcu kiedyś musiała się ogarnąć i jakoś bardziej nawiązać kontakt z klarnecistką. No dobra. Może nie tego dnia. Teraz chciała tylko rozerwać Steva, ale pretekst z Vicky mógł się udać.

Steve wywrócił jedynie oczami na zachowanie dziewczyny.

- O której i gdzie?

Robin zapiszczała szczęśliwa i od razu zaczęła o wszystkim opowiadać przyjacielowi. Musiał wrócić jej stary Steve.

love || steddie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz