Rozdział 4

577 33 4
                                    

9 sierpień, 2002

Hermiona siedziała ze skrzyżowanymi nogami na podłodze swojej jaskini, z piórem między zębami i rozłożonymi przed nią kartkami notatek, jej oczy szybko prześlizgiwały się po linijkach tekstu.

Cała podłoga jaskini była zwykle pokryta eklektycznym bałaganem z koców, poduszek i wysuszonej trawy; ostatnio zwieńczono go notatkami i książkami. Przyćmione światło z wielu ciągów wypalonych bajkowych światełek, które zebrała z wioski i wypełnione małymi punkcikami światła, nadało jaskini eteryczny charakter.

Od tak dawna nie miała odpowiedniej biblioteki do wykorzystania – od tak dawna zastanawiała się nad tak wieloma rzeczami i nie była w stanie szukać odpowiedzi. Właściwie była bardzo wdzięczna Malfoyowi za zaoferowanie nieograniczonego dostępu do biblioteki Malfoyów.

Hermiona ledwo opuściła swoją jaskinię na tydzień, ślęcząc nad niezliczonymi tekstami, zwojami i dziennikami, pozostawiając tylko po to, by wymienić swoje książki w jego bibliotece.

Ale chociaż spędziła tyle czasu na badaniu sytuacji, znalazła zaskakująco niewiele odpowiedzi, chociaż nauczyła się wiele o Wili i sfinksach. Nie żeby była zaskoczona – bycie przeklętym, by zadawać zagadki i przemieniać się w lwa było prawdopodobnie niecodziennym problemem, w którym można wylądować.

Malfoy kilka razy przychodził do jej jaskini, a po tym, jak zobaczył ją po raz pierwszy – lekko maniakalną, z włosami związanymi w niechlujny kok z wbitym w niego piórem – za każdym razem przynosił jedzenie.

Poszukiwał z nią informacji lub po prostu siedział z nią – a podczas okazjonalnych przerw omawiali sprawy mało istotne.

Hermiona musiała przyznać, że miło było mieć kogoś w pobliżu, po spędzeniu tyle czasu sama. Ale na tym polegał problem – miała być sama. I nie wiedziała dokładnie, jakie mogłyby być tego konsekwencje.

Ale jak dotąd nie wydarzyło się nic niezwykłego, a ponieważ zdecydowała, że co ​​drugi dzień Malfoy mógł odwiedzić ją w lesie, nie zamierzała po prostu pozwolić mu umrzeć, jeśli będzie mogła coś z tym zrobić. Podejrzewała, że ​​jego wizyty w równym stopniu wpływały na jego zdrowie psychiczne, co na jej własne. Dziwne było, jak szybko zaczął się jej podobać.

Hermiona spojrzała w górę, gdy trawa na zewnątrz jej jaskini zaszeleściła, starając się powstrzymać uśmiech na twarzy, gdy jego platynowo-blond głowa przechyliła się przez wejście do jaskini.

Uśmiechnął się, wymachując torbą jedzenia.

- Cześć – powiedziała Hermiona, odkładając pióro i biorąc torbę, głęboko wdychając zapach. Z pewnością przebijało to chude, dzikie zwierzęta i gryzonie, którymi żywiła się jako lew. Podejrzewała, że on ​​też tak zakładał. - Dziękuję.

- Nie ma problemu – mruknął, siadając na ziemi obok niej. - Nic nowego?

- Nie - powiedziała Hermiona, wyciągając z torby parującą miskę zupy i łyżkę, magicznie utrzymywaną w cieple. - A ty coś znalazłeś?

– Niekoniecznie – powiedział, zwracając się do niej. - Pomyślałem, że nie warto o tym wspominać, ponieważ była to prawdopodobnie jedna z pierwszych rzeczy, których próbowałaś, ale czy byłaś u łamaczy klątw?

Hermiona przerwała, przez chwilę przygryzając język.

– Właściwie to nie – przyznała. - Chociaż myślałam o tym wiele razy. Nie mogłam znaleźć żadnego w Australii, a tam wszystko było wystarczająco skomplikowane bez rozmawiania ze zbyt wieloma ludźmi. - Zawahała się, pochylając głowę. - Myślę, że zanim wróciłam do Anglii, byłam dość zrezygnowana, że po prostu to przeczekałam. Oczywiście, dopóki mnie nie znalazłeś.

The Creature You KnowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz