Rozdział 6

467 31 3
                                    

27 sierpień, 2002

Hermiona przeszła przez drzwi małego, obskurnie wyglądającego pubu, który znajdował się trochę na uboczu ulicy Pokątnej. Kiedy mówiła o zacisznym miejscu, nie do końca to miała na myśli. Odłożyła swój przyjazd, aż była prawie spóźniona, nie miała ochoty włóczyć się i czekać na przybycie Harry'ego i Rona.

Chociaż rozumiała troskę Malfoya, nie uważała, że ​​najlepszym sposobem na wyjaśnienie sytuacji jej dwóm długoletnim przyjaciołom jest ich dawny wróg u jej boku. Mimo to nie mogła się powstrzymać od myśli z tyłu jej głowy, że popełnia błąd.

Chociaż nie mogła powstrzymać nieobecnego uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy na myśl o wyprawie na zakupy, na którą zabrał ją tamtego dnia. Jak skrupulatnie i skutecznie zaczął wręczać jej rzeczy do przymierzenia – rzeczy, których nigdy nie wybrałaby dla siebie, a które ostatecznie pokochała – i jak ze stoickim spokojem wielokrotnie zaprzeczał, że się nudzi.

Niemal mechanicznie zaczęła zauważać różne rzeczy w pubie, gdy podeszła do stołu, przy którym siedziały dwie znajome głowy, jedna zwrócona do niej, a druga odwrócona tyłem. Najlepszym sposobem na powstrzymanie zagadek było zajęcie jej umysłu w inny sposób.

Drewniane stołki stojące przy ladzie posiadały wyszczerbione wykończenia i chwiejne nogi. Jakaś dziwna i niepokojąca plama znajdowała się na podłodze. Wieszaki na ubrania sięgały do przejść z kabin.

- Cześć – odetchnęła Hermiona, gdy dotarła do Harry'ego i Rona.

- Hermiono! - krzyknęli chórem, wstając, by niezręcznie objąć ją z pół-siedzących pozycji.

- Wspaniale cię widzieć – powiedział Harry, szturchając ją w ramię, gdy usiadła obok niego. Między nią a Ronem nigdy nie przeszło lekkie napięcie związane z jej wyjazdem do Australii po wojnie.

Zielono-kobaltowo-niebieskie paski na swetrze Harry'ego. Sposób, w jaki policzki Rona były zawsze jakby wiecznie zarumienione. Inicjały wyryte w drewnianej powierzchni stołu.

– Ciebie również – odpowiedziała Hermiona z tak szczerym uśmiechem, jakim tylko mogła, chociaż była już lekko poddenerwowana.

Może powinna przynajmniej powiedzieć Malfoyowi, dokąd się wybiera. Mógłby z łatwością dopasować się do tego tłumu, gdyby nosił płaszcz, aby ukryć swoją oczywistą tożsamość.

- Szkoda, że ​​nie spędziliśmy z tobą więcej czasu na weselu – kontynuował Harry, nie zauważając w tym niczego złego. - Luna miała nadzieję, że będziesz tam, aby dołączyć do niej w tańcu dla błogosławieństwa duszy.

- Przepraszam, że to przegapiłam – powiedziała Hermiona z grymasem. - Jak wam się układa w życiu małżeńskim?

- Naprawdę dobrze - powiedział Harry, kiwając głową, popijając z brudnego kufla, co, jak miała nadzieję, było Ognistą Whisky.

Z roztargnieniem dała znak niezadowolonej barmance, która przewróciła oczami i poszła przynieść Hermionie drinka.

– Dobrze – powiedziała Hermiona, bawiąc się paskiem swojej wysadzanej koralikami torby. - A co u ciebie, Ron? Czy Hannah ma się dobrze?

- Hannah ma się świetnie – powiedział Ron, jego rumieniec się pogłębił. - U mnie też jest dobrze. A u ciebie?

Na broda Merlina, to było niezręczne.

– Jest dobrze – powiedziała Hermiona, zmuszając się do kolejnego uśmiechu. - Jestem zajęta, wiesz, jak to jest.

Wylegiwanie się w swojej jaskini. Badanie, w jaki sposób może złamać swoją klątwę. Gra w karty z Wilą.

The Creature You KnowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz