Prolog

1.4K 51 8
                                    

14 czerwiec, 2000

Minął rok. Rok, a Hermiona Granger była wyczerpana emocjonalnie, fizycznie i psychicznie.

Nie było żadnej opcji, powiedzieli jej australijscy uzdrowiciele z magicznego szpitala w Brisbane. Słysząc o sytuacji, uzdrowiciele Świętego Munga się zgodzili. Szkody były nie do naprawienia.

Gdyby rzuciłaby zaklęcie inaczej, albo wcale, albo – dlaczego w ogóle je rzuciła? Hermiona była zmęczona słuchaniem tego. Zmęczona wysłuchiwaniem, że jej rodzice nigdy więcej nie uznają się za Patricka i Jean Granger; że nigdy więcej nie uznają jej za swoją córkę.

Wyglądało na to, że Monica i Wendell Wilkins'owie mieli na stałe zostać ich tożsamościami i zmienioną rzeczywistością.

- Musi być jakiś sposób. - błagała uzdrowicieli, pomocników, każdego, kto zechciał słuchać. Których po roku i kilku mniej niż taktownych próbach ze strony Hermiony zmalało do zaledwie kilku.

- Przepraszam, panno Granger, naprawdę – powiedział uzdrowiciel Carlson, jeden z głównych uzdrowicieli w sprawie jej rodziców. – Po prostu nic nie możemy zrobić. Ich umysły zaakceptowały zmianę. Nawet gdybyśmy mogli odwrócić zaklęcie, byłoby to zbyt wiele.

– Dziękuję, uzdrowicielu Carlsonie – westchnęła Hermiona, mimo że gorące ukłucie łez zagroziło wypłynięciem. - Doceniam twoje wysiłki.

Odeszła, pogrążona w porażce, z palcami przyciśniętymi do skroni, próbując opóźnić narastającą migrenę.

- Spróbuj Lekarza Czarownic. - syknął ktoś ze składzika z zapasami. Para ciemnych oczu rozszerzyła się, gdy podeszła bliżej. Był to członek magicznego działu konserwacji, jeśli pomarańczowe szaty były czymś, po czym można go rozpoznać.

– Lekarza Czarownic? - zapytała Hermiona. Ale drzwi trzasnęły się przed nią.

Słyszała tą nazwę już wcześniej. Wypowiadane szeptem na wietrze, posiadacze tych głosów są ukryci, jakby ten Lekarz Czarownic mógł je usłyszeć. Jakby samo myślenie o takiej postaci było mrożące krew w żyłach.

A kiedy próbowała dowiedzieć się więcej, zaznajomiła się z drzwiami zamykającymi się przed jej twarzą, odwracającymi się plecami, syczącymi ostrzeżeniami. Wyglądało na to, że nikt nie był przygotowany do szczegółowej rozmowy na ten temat.

Ale ona nie była w stanie odpuścić.

Zapytała o to uzdrowiciela Carlsona, który wyraźnie wzdrygnął się z szeroko otwartymi oczami i zmarszczonymi brwiami. Dowiedziała się, że wcale nie był lekarzem, ale gniewnym czarownikiem, biegły w magii uzdrawiającej i tradycyjnych lekach. Ukryty głęboko w australijskiej dziczy.

– Ale on czy może pomóc? – błagała Hermiona.

– Nie wiem – uciął Carlson, kręcąc głową. – Ale naprawdę powinnaś zadać sobie pytanie, czy warto. Ci, którym udaje się wrócić z konsultacji z Lekarzem Czarownic... nigdy nie wracają tacy sami.

Ale Hermiona była pozbawiona pomysłów i kompletnie wyczerpana, zmęczona i gotowa do powrotu do domu. W towarzystwie rodziców. Była gotowa spróbować wszystkiego, a przecież ten Lekarz Czarownic nie mógł być gorszy niż stawienie czoła Voldemortowi?

Szukała więc informacji i minął kolejny miesiąc, zanim znalazła wiarygodne źródło. Lekarz Czarownic mieszkał w chacie głęboko na odludziu – chacie, której nie mógł znaleźć byle kto.

Zatrudniła więc przewodnika i wydała ostatnie galeony z nagrody pieniężnej otrzymanej od Ministerstwa za swoje zasługi w czasie wojny, na ten ostatni wysiłek.

The Creature You KnowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz