"Jesteś dzielna"

305 26 8
                                    

POV: Renesmee Montgomery

Nie byłam złą siostrą, więc przemilczałam przed rodzicami fakt piątkowej imprezy. Damonowi nieźle by się dostało. Nie dość, że zabrał mnie na imprezę, na którą sam nie powinien był iść, to jeszcze dodatkowo zupełnie miał mnie gdzieś. Cały weekend wyraźnie dawałam mu do zrozumienia, że od dawna nie byłam na niego aż tak obrażona. Chyba zrozumiał, bo nie wchodził mi w paradę.

- Damon, czy możesz... - był zdecydowanie zbyt głośno, a ja właśnie próbowałam się zrelaksować. Jego krzyki w momencie, gdy leży się z książką na hamaku nie są ani trochę pożądane. Przerwałam jednak, gdy zobaczyłam, jak wraz z nim na tarasie pojawił się Trevor i jeszcze jeden chłopak. Blondyn spojrzał na mnie przelotnie, a mój oddech stał się na sekundę cięższy. – Nie mówiłeś, że będziemy mieć gości – stwierdziłam zakłopotana. Nie lubiłam niezapowiedzianych wizyt, a przez fakt tamtej felernej imprezy, poirytowałam się jeszcze bardziej.

- Przestań wprowadzać chaos – burknął sucho. Miałam wrażenie, że się przesłyszałam. Czy on właśnie próbował się popisać w ten sposób przed kolegami? - Taaa, to moja siostra, Renesmee – rzucił do chłopaków, a potem usiadł na trawie.

- Nie sądziłem, że masz taką ładną siostrę. Możemy zrobić zamianę – zaśmiał się nieznany mi brunet, a potem opadł na miejsce obok mojego brata. Trevor nie odezwał się ani słowem, ale gdy usiadł, złapał ze mną kontakt wzrokowy, którego nie pozwalał mi opuścić. Stawało się to naprawdę trudne, więc wydałam z siebie pomruk niezadowolenia, a następnie z urazą weszłam do domu. Usiadłam przy stole tak, abym mogła dalej ich obserwować przez szklane drzwi. Próbowałam skupić się na czytaniu książki, ale treść jakby przepływała obok mnie. Ze zdenerwowaniem oparłam czoło o blat. Wydałam z siebie pomruk niezadowolenia, na który ktoś zareagował śmiechem.

- Zły dzień? – podniosłam się lekko i zerknęłam w kierunku blondyna. Uniósł lewą brew i włożył dłonie do tylnych kieszeni czarnych jeansów.

- Był dobry do momentu, gdy się pojawiliście – rzuciłam cicho. Trevor nie odezwał się ani słowem. Wyminął mnie z lekkim uśmiechem. Odczekałam chwilę, a później odwróciłam się przez ramię, by jeszcze raz na niego spojrzeć. Wolałam zniknąć, nim tutaj wróci, więc chwyciłam szybko lekturę, by pobiec po cichu do swojego pokoju. Właściwie przesiedziałam tam resztę tego popołudnia. Wraz z zachodzącym słońcem, ginął również mój dobry nastrój. Myślałam tylko o tym, że będę musiała pojawić się jutro w szkole. Miejscu pełnym obcych ludzi, którzy czekają na każde moje potknięcie by przycisnąć butem do podłogi. Szkoła zabijała pasje. Szkoła zabijała inność. Szkoła zabijała tolerancję. Szkoła zabijała empatię. Zabierali nam nasze wrodzone instynkty miłości do drugiego człowieka, by na ich miejsce wsadzić bezsensowną wiedzę o trójkątach, dziejach Chin i składach środków chemicznych. Po prysznicu ułożyłam się w łóżku. Miałam wrażenie, że moje całe ciało całkowicie się trzęsie. Nie byłam w stanie zjeść nawet kolacji, którą przygotowała mama. Zwinęłam się w kulkę i okryłam kołdrą po same uszy, choć wcale nie marzłam. Drzwi od mojej sypialni uchyliły się. Promień światła z korytarza pozwolił ujrzeć mi tatę, który patrzył na mnie z troską.

- Mogę usiąść? – zapytał cicho, a ja przytaknęłam. Zajął miejsce na materacu, tuż obok mnie. Przeczesał palcami moje ciemne włosy i cmoknął w skroń. – Wierzę, że ten rok będzie dla ciebie bardzo udany, córeczko. Jesteś dzielna – posłał mi lekki uśmiech. Odwzajemniłam go, a potem podniosłam się i wtuliłam w ciało taty. Objął mnie mocno oraz zakołysał na boki. – Pamiętaj, że ja i mama zawsze będziemy z tobą. Nieważne, co się stanie – założył mi włosy za ucho i jeszcze raz cmoknął w czoło. Później wstał, by wyjść, zostawiając niedomknięte drzwi...

Pleased to meet youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz