"Uważasz, że robimy coś złego?"

371 24 15
                                    

Pov: Renesmee Montgomery

Obudziłam się gwałtownie. Znów miałam te cholerne koszmary. Starałam się zająć czymś myśli, więc ułożyłam w głowie wszystko, co stało się tego wieczoru. Zatrzymałam się na wspomnieniu faceta z baru. Dotknęłam swojego nadgarstka, jakbym chciała sprawdzić, czy nie pozostawił na nim śladu. Oparłam się o zagłówek łóżka i patrzyłam w ciemności na zarysowaną sylwetkę Trevora. Leżał na plecach. Tylko psychopaci tak śpią... Przyzwyczaiłam oczy do mroku, dzięki czemu udało mi się zauważyć kilka dobrych tatuaży, które pokrywały jego brzuch i klatkę piersiową. Nigdy nie miałam okazji ich zobaczyć. Przymknęłam powieki, jakby chroniąc się przed pulsującym bólem głowy. Poczułam jednak niby tracenie gruntu pod nogami, a chwilę później mój żołądek zacisnął się w supeł. Wstałam szybko z materaca i na palcach ruszyłam do łazienki. Przeszły mnie ciarki, gdy moje stopy zetknęły się z chłodem kamiennej podłogi, ale nie miałam zbyt wiele czasu, by o tym myśleć. Całe szczęście zdążyłam do muszli klozetowej, w której po chwili znalazła się połowa zawartości mojego brzucha. Właściwie, nie było tam zbyt wiele... Głównie alkohol. Przeszła mnie fala gorąca. Co za straszne uczucie. Ktoś odgarnął włosy, spadające mi na twarz.

- Nie przeszkadzaj sobie – usłyszałam Trevora. Co za upokorzenie. Oparłam się czołem o klapę. Chyba wolałabym umrzeć. Chłopak westchnął głośno i usiadł obok mnie. Zataczał palcami okrążenia na moich plecach. Skupiłam się na tym, by powstrzymać kolejne nudności. – Lepiej ci chociaż? – pokiwałam głową i podniosłam się z podłogi. Wypłukałam usta i zwilżyłam twarz. Trevor obserwował mnie bez mrugnięcia okiem.

- Możesz się tak nie gapić? Byłabym wdzięczna – wyburczałam zażenowana. Wyszłam z łazienki i zakopałam się pod kołdrą. Blondyn zgasił światło, by znów ułożyć się na swoim miejscu.

- Widzę, że już jesteś gotowa na powrót do domu – zironizował. Chciałam się odgryźć, ale wiedziałam, że to bez sensu, bo miał rację. Nawaliłam, on mnie uratował, a ja teraz byłam niegrzeczna. Westchnęłam więc tylko nieco zbyt głośno i odwróciłam się plecami do niego. Słyszałam jak prychnął śmiechem pod nosem. Przez to moje kąciki ust uniosły się lekko.

Obudziłam się, gdy Trevora już nie było. Wydedukowałam, że brał prysznic, bo słyszałam szum wody dochodzący z drugiego pomieszczenia. Rozejrzałam się po pokoju. Granatowe ściany pokryte były różnymi plakatami, neonami i zdjęciami. Gdzieniegdzie pojawiały się też niedbale zwisające lampki. Takie jak na choinkę. Szczególnie dużo ich było na ścianie, która stykała się jedną stroną z łóżkiem. Na półkach roiło się od roślinek, szpargałów, znowu roślinek... Co ciekawe, pokój był dwupiętrowy. Zaraz po prawej stronie od wejścia, tuż obok szafki z butami, była drabina, prowadząca na antresolę. Nie mogłam zbyt dużo zobaczyć, ale widziałam skrawek kanapy, kolejne neony, regał, telewizor... Coś w stylu części wypoczynkowej. Za drabiną walały się jakieś rzeczy treningowe, wieszak z bluzami, plecaki. Przy ścianie na wprost od drzwi stało łóżko, na którym właśnie siedziałam. Nieco bardziej na prawo, w nogach, duże okno i parapet ponownie przepełniony roślinnością. Z tego, co zauważyłam, w ogóle lubił te zielone istnienia. Po lewej stronie znalazło się również miejsce na biurko i regał ze szklanymi półkami. W pokoju panował generalnie zorganizowany chaos. Wyglądało to tak naturalnie i przytulnie, że nie można byłoby wymagać od niego posprzątania tu. Z obserwacji wyrwał mnie dźwięk zawiasów. Drzwi do łazienki, znajdujące się naprzeciw mnie, otworzyły się. W progu stanął Trevor, wycierając ręcznikiem mokre włosy. Na jego gołej klatce piersiowej mieniły się w słońcu krople wody. Odrzucił ręcznik na szczebel drabinki i wytrzepał się jak mokry pies. Parsknęłam śmiechem.

- Jak się czujesz? – zapytał beztrosko, jakby ta cała sytuacja była zupełnie normalna. Podszedł do szuflady zamontowanej w nogach łóżka i wyciągnął sobie koszulkę. Później otworzył na oścież okno. Zza niego słychać było jak fale rozbijają się o klif, na którym mieścił się dom O'Donnellów. – Tlen ci pomoże – wyjaśnił.

Pleased to meet youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz