Mój Nowy Dom.

137 9 1
                                    

Obudziły mnie krzyki kobiety, która mieszka w pokoju obok. Od razu po otworzeniu oczu, doznałam szoku. Wieczorem, jak tu przybyłam nie czułam się aż tak nieswojo. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo nieprzyjemne jest to miejsce. W powietrzu unosi się bardzo chemiczny smród. Zapach udawanej czystości jaki mają w zwyczaju posiadać szpitale. Przyzwyczajona do cudownego zapachu wanilii i róż który zazwyczaj unosił się w moim pokoju teraz duszę się specyficznym smrodem tego miejsca. Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do okna by zaczerpnąć świeżego powietrza. Lekko zaspana spróbowałam chwycić za klamkę. Za oknem znajduje się piękna pogoda, zaczyna się jesień, z drzew zaczynają się sypać kolorowe liście, na dziedzińcu spacerują już pacjenci. Ja, spacerując palcami po framudze, z lekko otwartymi oczami, szukam klamki i dopiero po chwili zauważam, że jest ona wyciągnięta. Wzdrygnęłam. Przypomniało mi się jak kiedyś w szkole mówili, że jak będziemy ciągle otwierać okna to w końcu powyciagają nam klamki, tak jak to się robi w psychiatryku. Poczułam się jak w klatce. Mały pokój zrobił się jeszcze mniejszy, a przestrzeń zniknęła. "Nieważne", pomyślałam "Ubiorę się i od razu wyjdę na świeże powietrze".
Spojrzałam na swoje łóżko. Ze smutkiem stwierdziłam że zdążyli zabrać mi już ubrania, w których przyjechałam a na łóżku leży biała piżama składająca się z koszulki i spodni do łydek. Obok złożony jest szlafrok. "No cóż. Czas stać się częścią tej społeczności" Bieliznę, całe szczęście mogę mieć swoją. Jednak są nakazy jaka ma ona być. W takich miejscach jak te nie ma szansy dla tych którzy łamią zasady. Zamyka się ich w izolatkach. Traktuje terapiami szokowymi. Daruję sobie szczególne protesty.
W moim pokoju nic szczególnego się nie znajduje. Małe pomieszczenie. Łóżko, szafka na ubrania, lampka nocna. To ostanie to wyjątkowy luksus tutaj. Wiem, że w wielu innych pokojach nie ma takich ze względu na niebezpieczeństwo, które niesie ze sobą jej posiadanie. Zawsze przecież można ją rozbić i zjeść szkło, lub podciąć sobie nim żyły. Czyżbym została uznana za nieszczególnie szkodliwą? Czy to rozsądne niedoszłej samobójczyni stawiać coś tak "niebezpiecznego" w pokoju. Nie wiem. Ja nie jestem lekarzem. Może pragną, żebym poczuła się w jakiś sposób dobrze w tym miejscu. Bądź też po prostu nie zwrócili na to uwagi. Ubieram się. Zakładam te paskudne, białe szmaty na siebie. Śmierdzą tak samo jak to miejsce. Czuje się tutaj obco. To nie jest miejsce dla takich jak ja. Powinnam teraz założyć swoje piękne, czarne, koronkowe ubrania, pomalować oczy, obmyć twarz, umyć zęby, potem zejść na dół po schodach do kuchni,zjeść śniadanie z rodziną. To jest niesprawiedliwe. Nie powinno mnie tu być. Nieważne, nie czas na rozczulanie się nad sobą. W małym lusterku układam sobie włosy, tak żebym nie wyglądała jak wariat, którym teraz możnaby mnie nazwać. Pierwszy raz muszę opuścić swój pokoj żeby udać się do łazienki. Zakładam również białe kapcie. "Łazienka nie jest wcale tak daleko", próbuję się wesprzeć, "To tylko jeden korytarz". Otwieram drzwi. Ludzie wyglądają tutaj jakby każdy był z innego świata. Jedna kobieta patrzy na mnie ze smutkiem w oczach, tak wielkim, że nie chciałabym nawet pomyśleć o tym co mogła przeżyć w swoim życiu. Widać jak z jej oczu sączą się łzy. Dookoła nich ma  czerwone ślady. Łzy mieszają się z krwią, spływają po policzkach w których wydrążone są już kanały i kończą swoją podróż w kącikach ust . Łatwo się domyślić, że dziś nie płacze po raz pierwszy. Ani po raz ostatni. Może kiedyś poznam jej historię. Na pewno byłaby ciekawa.
Obok niej przechodzi starszy mężczyzna. Wygląda na bardzo schorowanego. Posmutniałam. Staruszek ledwo co idzie na własnych nogach. Wiele z tych ludzi nie są winni swojemu nieszczęściu. Znajdują się tutaj bo się tacy urodzili. Mają swoje problemy, z którymi nie mogą sobie poradzić. Wiele. Nie każdy. Są też tacy, co na własne nieszczęście zapracowali sami. Okazali się tyranami, których nie można trzymać w społeczeństwie, a nie nadają się do więzień. Są też również tacy jak ja. Mijam jeszcze kilka osób. Te nie wykazują szczególnych cech. Każdy jest tylko przygnębiony i smutny. Tutaj, w tym korytarzu, w swoich pokojach, ludzie nie mają chęci do niczego, jednak wystarczy, że wyjdą na dwór i nagle im się polepsza. Prawdziwe cuda natury. Wchodzę do łazienki. Przy wejściu czeka lekarz dyżurny. Sprawdza, czy aby wszystko jest w porządku i na swoim miejscu. Czy ktoś właśnie nie wiesza się za pomocą prysznica, nie skacze z okna, które zresztą też jest bez klamki, nie podcina sobie żył rozbitym lustrem, no i dysponuje ręcznikami. Dostaje swój przydział do prysznica. Woda jest ciepła i przyjemna. Zmywam z siebie wszystko co mnie męczy. Czas rozpocząć dzień.

Podcięte SkrzydłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz