Biały Rycerz

76 5 0
                                    

Musiałam przysnąć na chwilkę podczas oglądania filmu ale całe szczęście nic mi się nie śniło. Po przebudzeniu spojrzałam w głębokie, ciemne oczy chłopaka, który siedział wpatrzony we mnie jak w obrazek. Przetarłam oczy.
- Wszystko w porządku? - spytałam.
- Jasne, tylko mieliśmy oglądać film a ty po pięciu minutach usnęłaś - powiedział ze śmiechem, był słodki. Nie wiem dlaczego dopiero teraz zauważyłam jak idealną ma twarz. Nie ma żadnych blizn. Żadnych zagrapań, wyprysków. Jego twarz jest piękna i lśni nienaturalnym blaskiem. Jego ciemne, teraz prawie czarne oczy są tak głębokie, że mam wrażenie, iż mogłabym w nich utonąć. Wygląda jak wyciągnięty z bajki, filmu. Ideał, który nie istnieje. Zauważył, że jestem w niego wpatrzona i uśmiechnął się szeroko. Ma idealnie białe, równe zęby, lekko wystające trzonowce, które wyglądają jak piękne, wyszlifowane kły. Jego włosy są naturalnie czarne, rozrzucone niedbale, ułożone przez wiatr. Jak na tak ciemne włosy i oczy jego cera jest wyjątkowo jasna.
- Przepraszam, że Ci przeszkadzam w obserwacji, ale chciałbym się dowiedzieć o co chodzi. - rzucił rozbawiony moim zachowaniem. Spuściłam wzrok, zrobiło mi się głupio. Rozejrzałam się dookoła. Przez okno wpadało światło księżyca. Na zewnątrz jest już ciemno.
- O nic mi nie chodzi - odparłam zakłopotana.
- Przecież żartuję księżniczko - powiedział a jego uśmiech zrobił się jeszcze większy.
- Czemu tak na mnie mówisz? - spytałam, na mojej twarzy pojawił się znów rumieniec.
- Nie wiem, jakoś tak mi pasuje, przeszkadza Ci to?
- Jeszcze nie podjęłam decyzji. - powiedziałam zadziornie, nie chciałam żeby myślał, że zależy mi żeby tak na mnie mówił, lub też nie mówił. Tak w sumie to naprawdę nie wiem co o tym sądzić. Niech mówi jak chce.
- Zrobiło się późno, zaraz będzie cisza nocna, odprowadzić Cię do pokoju? - w jego oczach pojawiła się troska, dziwne, nie pasuje do niego.
- Nie dziękuję, poradzę sobie. - zabrzmiało to strasznie niegrzecznie z mojej strony, mogłam powiedzieć to jakoś inaczej.
- Nie ma sprawy, do jutra.
Wstałam z kanapy i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się w łóżku. Nie mogę zasnąć, to był zły pomysł żeby spać w dzień. Ale moje pomysły nigdy nie należą do najlepszych. Często są pochopne i wzmagane emocjami. Powinnam nauczyć się tego, że skoro już żyję na tej planecie to nie będę komplikować sobie życia. Słyszę krzyki, z pokoju obok dobiegają modlitwy, słyszę jak coś przerwaca się z hukiem. Słyszę głośne przekleństwa lekarzy, którzy znaleźli w końcu gdzie to się stało. Nic nie rozumiem. Słyszę odgłosy walki, krzyki, zamieszanie lekarzy, ktoś krzyczy pomocy. Ktoś wpada w płacz. Cichy dzwonek. Lekarz wbiega do mojego pokoju a gdy zauważa, że nie śpię mówi tylko cicho
- Nic się nie dzieje, to tylko rutynowe procedury, nie przejmuj się. - po czym z taką samą prędkością wychodzi. Jeden głośny krzyk, cichy płacz, szloch. Odgłosy jak wyprowadzają kogoś z pokoju. Coś znów upada. Kolejny krzyk. Cisza. Zapadła cisza, nieprzerwanie od kilku minut nic nie słychać.
Nawet nie zauważyłam kiedy zapadłam w sen. Znów ten sam sen. Koszmar, który nawiedził mnie popołudniem, błysk miecza, twarz Daniela. W prawdziwym świecie taka idealna, tutaj pobrudzona krwią, potem. Złość malująca się na jego twarzy, bezwładność ciała białego rycerza. Znów śmierć, płacz, moja bezradność, mój bieg w miejscu. Nie rozumiem dlaczego mam ten sen. Przecież Daniel okazał się całkiem w porządku. Dalej też nie wiem kim jest jasny z żołnierzy. Budzę się gdy do mojego pokoju wybiega grupa lekarzy. Dwóch staje nade mną, przyglądają się mi po czym jeden z nich odzywa się głębokim głosem :
-Nic Ci nie jest? Słyszeliśmy krzyki, postanowiliśmy reagować - powiedział szybko, ledwo co łapiąc tlen.
- Nic się nie stało, miałam tylko zły sen. Przepraszam, nie chciałam nikogo niepokoić. - powiedziałam zaspanym tonem.
- To nie Twoja wina, cieszę się, że nic Ci nie jest. - powiedział lekarz, dopiero teraz zauważyłam te zielononiebieskie oczy. Takie same jak postaci z mojego snu. Tak samo błyszczące. To on. To biały żołnierz. Ten sam mężczyzna. Muszę koniecznie dowiedzieć się kim on jest.
- Dziękuję proszę Pana.
- Adam, mów mi Adam. Dobrze, wychodzimy, nie będziemy Ci przeszkadzać, musisz już wstać, zaraz śniadanie. - jak powiedział tak zrobili. Nie mogłam oderwać wzroku od jego ciała, które wygląda identycznie jak w moim śnie. Uśmiecha się i wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Wstaje, patrzę za okno, na dworze pada deszcz, coraz bardziej jesienna pogoda. Biorę swoje ubrania i udaję się do łazienki. Można nazwać to już rutyną, mimo że powtarza się dopiero drugi raz. Wiem, że przez następny czas będę musiała robić to codziennie w ten sam sposób, nic się nie zmieni. Umyta wracam do pokoju, na łóżku leży nowa gazeta. Wzięłam ją i poszłam na stołówkę. Nie zauważyłam nigdzie rudowłosej ani Daniela. Za to w rogu siedział Adam wraz z jakąś pacjentką, którą uczył grać na pianinie.
Nie był ubrany w kitel, tylko w jakąś czarną koszulkę i zwykłe spodnie. Podeszłam powoli do pianina.
- Cześć Adam - powiedziałam cicho gdy pacjentka skończyła grać i odeszła od niego.
- Oh! Cześć, już lepiej się czujesz? - spytał.
- Tak, całkiem nieźle. Tak w ogóle jestem Sylvia.
- Ładne imię, rzadko spotykane w Anglii.
- Dziękuję, powiedziałabym to mojej mamie, uwielbiała moje imię - mimowolnie poleciały mi łzy.
- Nic Ci nie jest? - Spytał a jego oczy przepełnione były żalem, nie wolno mi zapomnieć, że jest lekarzem. Mimo, że wygląda na bardzo młodego. - Nie przejmuj się, to nic takiego. - mówię już opanowanym głosem, tak żeby nie miał mnie za zbyt chorą psychicznie. Muszę się do niego zbliżyć. On zna odpowiedź co oznaczają moje sny, czuję to.
- Co tu robisz?
- Jestem pacjentką, nie widać?
- No tak, ale nie zachowujesz się jak chora psychicznie ani uzależniona.
Podciągam rękawy szlafroka, od razu rzuca się w oczy wielka blizna o całej długości przedramienia. Dziwne, po jej wyglądzie mogłabym stwierdzić, że niemożliwe jest abym nie zdążyła się wykrwawić przez te dłużące się minuty, kiedy leżałam w łazience. Chłopak spojrzał się zdziwiony. Widocznie pierwszy raz widzi aż tak dużą ranę.
- A Ty? Przepraszam za brak dyskrecji, ale wyglądasz na troszkę za młodego jak na lekarza.
- Odbywam tutaj praktyki, jestem studentem medycyny.
- Czyli miałam rację, że wcale nie jesteś taki stary.
Adam zaśmiał się serdecznie.
- Może pójdziemy się przejść po ogrodzie - zaproponował chłopak. Teraz mogę zobaczyć jak koszulka opina jego umięśnione ciało. Jak na studenta medycyny wygląda bardzo okazale. Jego ciało wygląda jak rzeźba, oczy ma piękne i głębokie. Zastanawiam się czy podoba mu się moje towarzystwo czy chce spędzać ze mną czas tylko dlatego, że jest to jego zadaniem. Może musi zdobyć jak najwięcej informacji o pacjentach. Będę uważna. Nie dam się tak łatwo.
-Bardzo chętnie, tylko jest mały problem.
- Jaki?
- Jak chwilę temu wychodziłam z pokoju padał deszcz.
- Ja żadnego deszczu nie widziałem. Chodź lepiej do ogrodu, zobaczymy czy pada.
Przeszliśmy znów drogę przez wąskie korytarze i na moje zdziwienie ogród wyglądał wspaniale, nie było widać na nim ani trochę wcześniej zauważonogo przeze mnie deszczu. Może naprawdę wariuję. Idziemy spokojnie po krętych ścieżkach ogrodu, który z wewnątrz wyglądał na mały a teraz, gdy jestem na zewnątrz jest jedynym miejscem, w którym mogę poczuć się wolna. Siadamy na huśtawce ustawionej pod dużym dębem.
- Opowiedz mi o sobie, dlaczego to zrobiłaś, nie wyglądasz na osobę, która miałaby do tego powód. - Jego zielononiebieskie oczy zabłyszczały milionem iskierek.
- Nie chce o tym rozmawiać. - Iskierki zgasły tak samo szybko jak się pojawiły.
- Przepraszam, nie chciałem być nachalny, po prostu jesteś jedyną osobą, z którą od wczoraj mam jakikolwiek kontakt. Ciężko pracować w takim miejscu. Trzeba wiele rozumieć. Więcej niż normalny człowiek jest w stanie. Nigdy nie miałem do czynienia z samobójstwem ani jakąkolwiek próbą. To coś całkowicie nowego. Chciałem tylko spytać, co takiego może zmusić młodą dziewczynę do takiego czynu.
- Nie wszystko wydaje się być takie proste. To nie tak, że było to coś szczególnego. Po prostu straciłam chęć do życia. Świat stał się dla mnie zbyt ponurym i poważnym miejscem.
- Może zbyt wcześnie go osądziłaś, może wcale nie jest ponury ani poważny. - spytał, z nadzieją w oczach, zaciekawiony tym co powiedziałam. Tak naprawdę do dzisiaj nie wiem dlaczego chciałam się zabić, ale mam wrażenie, że to co powiedziałam to wersja najbliższa prawdzie.
- Nie wiem, w sumie przeżyłam za mało żeby go osądzać.
- Łatwo zmienić Twoje zdanie - powiedział z uśmiechem - w takim razie postaram się uczynić wszystko, żeby przekonać Cię do mojego punktu widzenia.
- Nie bądź taki pewny siebie - pierwszy raz od dawna zaśmiałam się, ten człowiek budzi we mnie nadzieję, czuję się przy nim bezpieczna.
- Jadłaś już? Wzięłaś leki?
- Jeszcze nie.
- No to już najwyższy czas. Chodź spowrotem na stołówkę.

Podcięte SkrzydłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz