Rozdział VII

452 31 16
                                    

Pov. Narrator
Loid leżał na łóżku w swoim pokoju i wpatrywał się tępo w sufit. Już dawno zapadła noc, ale blondyn nie miał zamiaru ani iść spać ani chociaż zapalić światła, żeby nie siedzieć w kompletnej ciemności. Jego głowę zaprzątały obecnie ważniejsze rzeczy.
Co czuję do Yor?
Zadawał sobie to pytanie już setki razy, ale nadal nie potrafił na nie odpowiedzieć. Przez chwilę był pewien swoich uczuć. Ale tylko podczas całowania się z Yor. Teraz miał wątpliwości.
Z ciężkim westchnieniem przewrócił się na bok i wbił wzrok w ścianę.
Nigdy nie czuł tego co czuje do Yor, do żadnej innej kobiety, a w swoim życiu miał styczność z wieloma.
Zawsze kiedy dotykał Yor, nawet przypadkiem, albo ją całował, czuł się dziwnie. Tak jakoś... inaczej. Właściwie nie potrafił tego wytłumaczyć, ale chciałby o tym z kimś porozmawiać. Problem tkwił w tym, że nie miał z kim.
Anya była tylko dzieckiem, nie zrozumiałaby go. Franky by go wyśmiał, nie było opcji żeby z nim o tym gadał. Oprócz paru kolegów z pracy i jego szefowej nie znał nikogo innego, ale oni też się nie nadawali.
Do tej pory, mógł rozmawiać z Yor. Teraz pewnie nie wiedziałby nawet co jej powiedzieć.
Nagle go olśniło.
Noc!
Zna jeszcze Fionę!
Ona na pewno go wysłucha. W końcu jest kobietą i na pewno rozumie całą tą zawiłość uczuć.
Położył się spać z o wiele lżejszym sercem.

Następnego dnia, Loid obudził się nagle i właściwie nie wiedział dlaczego. Wydawało mu się, że zbudził go hałas, ale panowała cisza.
Podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki. Ubrał się, umył zęby i zaspany udał się do kuchni.
W kuchni i salonie nie było nikogo. Loidowi przyszło do głowy, że Anya i Yor jeszcze śpią, ale wtedy spojrzał na zegar i o mało co nie upuścił kubka z kawą.
Anya powinna być w szkole od trzech godzin!
Odstawił kubek na stół i pobiegł do jej pokoju. Dziewczynki nie było.
Czyżby Yor odprowadziła ją do szkoły?
Blondyn poszedł do sypialni czarnowłosej. Zapukał do drzwi, ale nie otrzymał odpowiedzi. Zastukał ponownie i od razu wszedł do środka. Yor również nie było.
Coś dotknęło Loida od tyłu. Drgnął nerwowo i odwrócił się, mając nadzieję że zobaczy Yor, ale to był tylko pies.
Biały kudłacz klapnął ciężko na dywan.
Loid opuścił pokój i wrócił do kuchni, zastanawiając się co powienien teraz zrobić.
Co mogło się stać, że Yor i Anya zniknęły bez słowa?
Czy stało się coś złego? Może zostały porwane?!
Upił łyk kawy.
Nie, Yor nie dałby się porwać i już na pewno nie pozwoliłaby porwać Anyi.
Duszkiem wypił resztę kawy z kubka.
Może nie powinien tak się martwić? Może Yor zabrała Anyę do szkoły i sama poszła na zakupy?
Tak, pewnie tak było. To nawet lepiej dla niego, będzie mógł spokojnie pojechać i porozmawiać z Fioną.
Zjadł śniadanie, umył naczynia i poszedł do samochodu.

Loid dojechał do domu Fiony w jakąś godzinę, głównie dlatego że były korki. Zaparkował samochód przed bramą i nacisnął klamkę furtki. Okazała się być otwarta, więc wszedł i rozejrzał się. Dom nie był duży i większość ogrodu zajmował samochód Fiony, ale Loid uznał że jest tu całkiem ładnie.
Zapukał do frontowych drzwi. Kiedy chciał zapukać ponownie, drzwi otworzyły się i ze środka wychyliła się głowa Fiony.
-Oh... Loid, cześć. -powiedziała wyraźnie zaskoczona.
-Cześć Fiona. Mogę wejść?
-T...tak, oczywiście.
Otworzyła szerzej drzwi i wpuściła Loida do środka. Blondyn jeszcze nigdy nie widział jej w dżinsach, więc zagapił się na nią, zanim schylił się żeby zdjąć buty.
-Ależ nie, nie musisz! -zaprotestowała Fiona, a kiedy Loid wstał zauważył że ma lekko czerwone policzki.
Zdenerwował ją? Miał nadzieję że nie.
-To może... chodźmy do salonu. Tak... za mną. -mruknęła i zaprowadziła Loida do niewielkiego pokoju z dwoma kanapami ustawionymi naprzeciwko siebie i stolikiem z brudnym kubkiem po kawie.
Zgarnęła kubek ze stołu i uśmiechnęła się krzywo, chowając go za plecami.
-Chcesz herbaty? Kawy? Soku? -spytała.
-Poproszę herbatę. -odparł. -Kawę już piłem.
-Jasne. -odparła sztywno Noc i wyszła pospiesznie z salonu.
Blondyn rozejrzał się. Na białych ścianach wisiało parę zdjęć małej dziewczynki siedzącej na kolanach rodziców. To musiała być kilkuletnia Fiona. Na kolejnych ujęciach wyglądała już na starszą, musiała mieć z jedenaście lat.
Wstał żeby lepiej przyjrzeć się zdjęciom małej Fiony i wtedy wróciła obecna Fiona z dwoma kubkami parującej herbaty w rękach. Postawiła je niezgrabnie na stoliku, tak że z jednego kubka wylało się trochę herbaty. Loid odsunął się od zdjęć i usiadł na kanapie. Obok niego niepewnie usiadła Fiona.
-Bardzo miło, że mnie odwiedzasz. -odezwała się. -Ale czy jest jakiś szczególny powód twojej wizyty?
-Owszem. -przytaknął Loid. -Chciałem zadać ci parę pytań.
-Mi? -zdziwiła się. -Dobrze. W takim razie możesz pytać. -skinęła głową przyzwalająco.
-Więc widzisz, chyba się zakochałem. -wyznał jej blondyn bez chwili zawahania.
Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
-N...naprawdę? -wyjąkała.
-Tak, ale nie rozumiem tego za bardzo. -kontynuował Loid. -Chciałem żebyś mi wytłumaczyła.
-W takim razie, co chcesz dokładnie wiedzieć? -spytała ostrożnie Fiona.
-Jak czuję się zakochana osoba? -zapytał Loid. -Jak mam stwierdzić, że się zakochałem, a nie tylko zauroczyłem? I jak mam sprawdzić że osoba którą kocham, czuję to samo?
-Coż... -Fiona zawahała się przez chwilę. -Zakochana osoba zwykle... zachowuje się inaczej niż zawsze. Ciężko to wytłumaczyć. -zamilkła i zacisnęła usta, myśląc nad czymś intensywnie. -Co do kolejnego pytania. To zależy ile już jesteś zakochany. Zauroczenie nie trwa zwykle więcej niż parę tygodni, ewentualnie utrzymuję się przez około miesiąc. -znowu się zamyśliła i tym razem Loid również.
Ile już czuł coś do Yor? Chyba niedługo, ale przecież spotkał ją dopiero niedawno.
-Fiona? A ty? -spytał po chwili. -Byłaś już kiedyś zakochana?
-O... tak. -westchnęła z rozmarzeniem i spojrzała na Loida kątem oka. -Byłam.
Uśmiechnęła się lekko i wypiła łyk herbaty.
-A powiedz mi, kim jest ta szczęściara, która ci się podoba? -zapytała, a blondyn zarumienił się.
-Wiesz, ja... zakochałem się w dość niespodziewanej osobie. -zaczął, ale Fiona przyłożyła palec do ust, żeby go uciszyć.
Odstawiła kubek i na czworakach przesunęła się po kanapie do Loida.
-Ja wiem co chcesz powiedzieć. -szepnęła mu do ucha i chwyciła jego podbródek, odwracając jego twarz do siebie.
-Fiona? O co ci chodzi? -spytał ostrzejszym głosem Loid.
-Nie musisz już tego ukrywać. -szepnęła z uwodzicielskim uśmiechem. -Ja też cię kocham.
Wpiła się w jego usta i Loid aż westchnął, odchylając się do tyłu. Noc położyła się na jego klatce piersiowej i sięgnęła do guzików jego koszuli. Zanim rozpięła drugi guzik, Loid odepchnął ją z taką siłą, że Fiona poleciała na stolik.
Przewróciła go, herbata polała się na dywan, a kobieta upadła na ziemię z cichym jękiem.
Loid usiadł, dysząc ciężko z rozwianymi włosami i płonącymi wściekłe oczami.
Fiona podniosła się chwiejnie i rzuciła mu się w ramiona.
-Ja naprawdę... -zanim zdążyła dokończyć, Loid szarpnął ją do tyłu, odrywając od siebie.
-Nie waż się znowu mnie dotykać. -syknął z zimną furią.
Fiona nigdy nie widziała go tak wytrąconego z równowagi. Otworzyła szeroko oczy w przerażeniu.
-Ja... ja... przepraszam! -wydukała i zrobiła krok w jego stronę. W oczach miała łzy.
-Nie. -warknął Loid. -Kocham Yor. Tylko Yor. Nie dotykaj mnie więcej!
Wyszedł z salonu i kopniakiem wywalił drzwi.
Wsiadł do samochodu, ze złością włożył kluczyki i nacisnął pedał gazu.
Nareszcie zrozumiał swoje uczucia. Kocha Yor i miał zamiar jej to powiedzieć.
Jechał zdecydowanie szybciej niż pozwalało na to prawo, ale miał to w nosie. Chyba cudem udało mu się dojechać bez wypadku samochodowego i bez spotkania policji. Zostawił zaparkowany niechlujnie samochód przed domem i pobiegł do drzwi. Zadzwonił dzwonkiem, ale nikt mu nie otworzył. Z westchnieniem wyjął klucze i sam otworzył drzwi. Wszedł do środka i od razu poczuł, że coś jest nie tak. Z salonu dobiegł go męski głos. Nieufnie zaczął skradać się do salonu. Wychylił się, żeby zobaczyć kto tam jest i zamarł ze zgrozy.
Na kanapie siedziały związana Yor i wtulona w nią, zapłakana Anya. Obok nich stało dwóch osiłków z wycelowanymi w nie pistoletami. Jeden z nich wprost przytykał lufę do głowy Yor. Na kanapie naprzeciwko siedział elegancko ubrany człowiek, którego Loid nie rozpoznał.
Wtem elegant odkręcił głowę w jego stronę i popatrzył mu prosto w oczy. Były czarne, jakby martwe i Loida przeszeł dreszcz.
-Jak widzę nareszcie przybył nasz długo oczekiwany gość. -odezwał się czarnooki. -Brać go chłopcy.
Loid rzucił się do ucieczki.
-------------------------------------------------------------
1368 słów!
Trochę więcej tekstu niż zwykle, mam nadzieję że nie ma błędów i że się podobało.
Do zobaczonka w następnym rozdziale. :>

Cierniowa Miłość [Spy×Family] Loid×YorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz