Rozdział XIII

330 25 3
                                    

Czy wreszcie możemy zająć się tym idiotycznym, niepotrzebnym zupełnie ślubem? -warknął Franky, gdy Yor zeszła z powrotem do salonu z trochę zdezorientowaną miną.
-Tak, oczywiście. -wyjąkała speszona i ruszyła do niego, ale wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Franky wydał z siebie odgłos który był na wpół krzykiem, na wpół warknięciem.
-Co znowu? -jęknęła Yor rzucając się przez korytarz do drzwi.
Otworzyła je z takim impetem, że potknęła się i wpadła prosto w objęcia stojącego na progu Loida.
Zaskoczony blondyn chwycił ją zgrabnie w talii i przyciągnął do siebie, muskając nosem jej policzek.
-Cześć kochanie. -mruknął, kładąc podbródek na jej ramieniu. -Wiesz może czemu Fiona właśnie wypadła z naszego domu? Oraz dlaczego kiedy mnie zobaczyła uciekła?
Yor zarumieniła się, niepewnie obejmując Loida. Włożyła rękę w jego miękkie, jasne włosy. Czuła jak jej serce zaczyna bić coraz szybciej.
Loid podniósł głowę z jej ramienia, uniósł usta do jej szyi i złożył na nich krótki pocałunek.
Yor zaczerwieniła się jeszcze bardziej, ale po plecach przeszedł jej dreszcz rozkoszy. Nachyliła się ku wargom blondyna i posłała mu głodne spojrzenie. Loid nie kazał jej długo czekać. Pocałował ją intensywnie, językiem rozchylając jej wargi. Yor mruknęła coś, językiem przesuwając po jego zębach. Ręka Loida na jej plecach powoli zaczęła zsuwać się w dół, w stronę jej pośladków.
-Nie no! Ja nie wytrzymam! MAM DOŚĆ! -rozległ się krzyk.
Yor odepchnęła Loida z taką siłą, że zachwiał się i niemal upadł.
Franky stał w progu drzwi frontowych, czerwony ze złości. Jego oczy ciskały błyskawice.
-Czekam tu od cholernej godziny, aż wreszcie ktoś ze mną raczy ogarnąć ten wasz głupi ślub! Najpierw Fiona, teraz wy się miziacie przed domem... Nie! Koniec! Wychodzę! -krzyczał brunet.
Złapał swój płaszcz z wieszaka, włożył buty i zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać był już przy furtce prowadzącej na ulicę.
Loid i Yor tępo patrzyli jak odchodzi.
W końcu blondyn odchrząknął i spojrzał wymownie na Yor.
-Cóż... może dokończymy pocałunek w środku? Co ty na to? -spytał, a Yor dostrzegła cień rumieńców na jego bladych policzkach.
Skinęła głową i przytuliła się do jego ramienia.
Loid ściągnął kurtkę i buty i poszedł z Yor do salonu.
Usiedli na kanapie, a Loid położył czarnowłosej rękę na udzie. Przeciągnął dłonią aż do jej biodra, a potem z powrotem.
Chwilę potem leżał na kanapie, a Yor siedziała na nim okrakiem. Loid chwycił ją i pociągnął na siebie, inicjując kolejny, namiętny pocałunek. Ogarnęło go pożądania, czuł się jakby jego ciało płonęło. Przerwał całowanie się, tylko po to, żeby ściągnąć z Yor sweter i zacząć rozpinać koszulę.
Przesunął ustami po jej obokczyku, zdejmując przy okazji koszulkę i zrzucając ją na podłogę. Yor jęknęła.
Została w samym staniku.
Gdy Loid sięgał, żeby go rozpiąć czarnowłosa podniosła się chwiejnie z kanapy.
-N-nie. Nie jestem... gotowa. -wysapała cofając się. -P-przepraszam. -zagryzła wargi, nabrzmiałe od pocałunków. Poczuła metaliczny smak krwi.
Loid podniósł się do siadu. Mokre od potu włosy opadały mu na rozpalone czoło.
-W porządku. -powiedział zdawkowo, podczas gdy Yor schyliła się po swoje ubrania.
Wsunęła na siebie sweter. Tymczasem blondyn wstał i podszedł do niej. Złapał ją za nadgarstki i przytulił luźno.
Ona też była cała rozpalona i drżała lekko.
Wtuliła się w niego. Powoli oboje zaczynali się uspokajać. Gorączkowe pożądanie zaczynało mijać.
Odsunęłi się od siebie dopiero po paru minutach.
-Napijesz się herbaty? -zapytał Loid, tak neutralnym tonem jakby nic się między nimi nie stało. -Albo kawy?
-H-herbaty... chyba. -odparła jąkając się Yor.
-Dobrze. Zrobię ci. Chodźmy do kuchni. -objął ją ramieniem i zaprowadził do kuchni.
Yor usiadła przy stole i podciągnęła kolana pod brodę. Patrzyła jak Loid wstawia wodę w czajniku, przygotowuje dwa kubki z liścmi herbaty i po chwili zalewa je gorąca wodą.
Postawił jeden z nich przed Yor, a potem usiadł naprzeciwko niej. Czarnowłosa wyciągnęła rękę po kubek i opróżniła go duszkiem, mimo że wrzątek strasznie palił jej gardło.
-Yor czy... wszystko okej? -spytał ostrożnie Loid. -Jesteś na mnie zła?
Yor wytrzeszczyła na niego ciemne oczy wypełnione zdziwieniem.
-Nie, oczywiście że nie. Dlaczego miałabym być?
Loid spuścił oczy na zawartość swojego kubka. Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.
-Czy w takim razie mogę zapytać cię co w naszym domu robiła Fiona? -zapytał, zmieniając temat rozmowy.
Yor czuła, że próbuje odciągnąć jej myśli od sytuacji sprzed chwili i w sumie była mu za to wdzięczna.
-Przyszła... mnie przeprosić. -wydukała czarnooka. -Mówiła mi, że przyszedłeś do niej, a ona cię pocałowała.
Nagle Loid spiął się, zacisnął usta.
-Czemu mi o tym nie powiedziałeś? -spytała drżącym głosem. -Nie obwiniam cię. -dodała szybko, zanim Loid jej odpowiedział. -Ale... czy to dlatego, że mi nie ufasz?
-Co? Yor o czym ty w ogóle mówisz? Oczywiście, że ci ufam. -powiedział zirytowany blondyn. -Zupełnie opacznie musiałaś to wszystko zrozumieć. Po prostu nie chciałem cię denerwować tą opowieścią. Zresztą, ja sam byłem wtedy zbyt wściekły żeby rozmawiać o tym. -zaczął wyjaśniać stanowczym głosem. -Cieszę się jednak, że Noc cię przeprosiła. Ona naprawdę nie jest zła osobą i nie chciałbym żebyś tak ją postrzegała. Miała tylko to nieszczęście, że zakochała się w osobie która nie może tego odwzajemnić.
Yor w milczeniu pokiwała głową. Wyglądała na zamyśloną, ale specjalnie unikała wzroku Loida.
Blondyn przechylił się przez stół i uniósł jej podbródek tak, żeby ich oczy się spotkały.
-Kocham cię. -szepnął. -Kocham cię Yor i mam nadzieję, że na zawsze ze mną zostaniesz.
Pochylił się do pocałunku, ale wtedy zawibrował jego telefon leżący obok. Na wyświetlaczu pokazała się ikonka i wielkie litery układające się w napis: KARIN.
-Muszę odebrać. -rzekł z żalem Loid.
Wziął telefon i wyszedł.
Yor westchnęła cicho.
,,Karin"? Dziewczyna? -przeszyło jej przez myśl.
Podniosła się i również opuściła kuchnię. Wróciła do swojego pokoju i padła na łóżko, dotykając wciąż jeszcze ciepłego czoła.
,,Kto to mógł być?" Zaczęła się zastanawiać, obracając w myślach imię na wyświetlaczu komórki Loida.
,,Karin".
Yor zacisnęła zęby.
Skoro udało jej się wygrać w potyczce o miłość Loida z Fioną (nawet jeśli było to nieświadome), na pewno poradzi sobie też z innymi ewentualnymi konkurentkami.
--------------------------------------------------------------
984 słowa!

Cierniowa Miłość [Spy×Family] Loid×YorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz