Rozdział XVIII

154 18 2
                                    

Tego ranka Yor obudziło głośne stukanie do drzwi. Zirytowana naciągnęła kołdrę na głowę, mając nadzieję, że kimkolwiek jest osoba stojąca pod jej domem to szybko sobie pójdzie.
Tymczasem pukanie stało się bardziej agresywne i po paru minutach ktoś już po prostu walił w drzwi. Yor zerwała się z łóżka, zrzucając przy tym kołdrę na podłogę i ruszyła biegiem na korytarz. Kiedy dotarła do drzwi, pukanie ustało, co zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Otworzyła gwałtownie drzwi i ujrzała Loida.
Blondyn stał na progu z rozwianymi włosami i rozpiętym płaszczem. Policzki miał zaczerwienione, a oczy rzucały naokoło błyskawice.
Yor cofnęła się, żeby mógł wejść. Patrzyła jak zdejmuje buty i odkłada płaszcz na wieszak, a potem podążyła za nim do kuchni.
-Wszystko w porządku? -zapytała niepewnym tonem, kiedy Loid oparł się o blat i zakrył sobie twarz dłonią.
Nieśmiało wyciągnęła rękę i położyła ją na jego ramieniu.
-Loid? -potrząsnęła nim delikatnie. -Czemu wróciłeś tak wcześnie z pracy? Coś się wydarzyło? -zapytała i nagle sama się zaniepokoiła.
Co mogło sprawić, że Loid wrócił tak wcześnie do domu i w takim stanie? Widać było, że jest rozstrzęsiony.
Blondyn chwilę milczał, potem opuścił dłoń i rzucił Yor ciężkie, ponure spojrzenie, jakiego czarnowłosa jeszcze nigdy u niego nie widziała.
-Zrobię herbatę i pogadamy. -powiedział beznamiętnie i odwrócił się do czajnika, zrzucając przy tym rękę Yor ze swojego ramienia.
Czarnowłosa przełknęła głośno ślinę i zacisnęła usta.
Musiało stać się coś poważnego.
Tylko dlaczego dzień przed ich ślubem?!
Po paru minutach, Loid postawił przed Yor kubek z gorącą herbatą i usiadł naprzeciwko niej przy stole.
-No więc? -ponagliła go Yor, gdy cisza zaczynała się dłużyć. -Co się stało, Loid?
Blondyn wziął łyk herbaty, a potem niechętnie odstawił kubek.
-Szefostwo dowiedziało się o naszym ślubie. -powiedział grobowym głosem.
-I? -pisnęła Yor, nie wiedząc co to dla nich oznacza.
Loid popatrzył na nią z niedowierzaniem, a potem spuścił głowę.
-Powiedziałem, że to dla dobra misji, ale... nie uwierzyli mi. Wiedzą, że cię kocham. -wyjaśnił. -Pewnie od Sylvi... W każdym bądź razie, postawili mi ultimatum. Albo ty i normalne życie, albo dalsze bycie agentem i zapomnienie o miłości. O tobie.
Yor poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Wiedziała, że dla Loida bycie Zmierzchem jest o wiele bardziej wartościowe niż dla niej kiedykolwiek była praca Cierniowej Księżniczki, dlatego czuła, że wybór Loida musi być dla niego trudniejszy niż kiedyś jej.
-Co masz zamiar teraz zrobić? -zapytała spokojnie.
Zniesie każdą odpowiedź. Nawet jeśli nie będzie taka, jaką by chciała usłyszeć.
Loid uśmiechnął się gorzko.
-To chyba oczywiste. -powiedział smutno, a Yor zaczęły piec oczy, więc zamrugała szybko.
Nie będzie płakać, bo w ten sposób będzie dawać Loidowi powody do wyrzutów sumienia tylko i wyłącznie z jej powodu. Nie, nie zrobi czegoś tak okropnego. W końcu mogła się spodziewać takiej sytuacji, nie zna przecież Loida aż tak długo i mimo tych wszystkich wspólnych chwil nie może niczego wymagać... Tym razem nie dała rady powstrzymać łez i po jej policzkach popłynęły dwa, równe strumienie.
-Yor? Czy ty płaczesz? -Loid pochylił się przez stół do czarnowłosej. -Yorie, co się stało?
Dotknął pieszczotliwie jej policzka.
-Nic mi nie jest. Mów dalej. Ja tylko... -przerwała i uśmiechnęła się słabo. -Wybacz.
Otarła rękawem oczy.
-Już okej. -zapewniła Loida. -Rozumiem twoją decyzję. To... Nie jestem zła.
Loid spojrzał na nią ze zdziwieniem i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Yor go ubiegła.
-Naprawdę, wszystko jest dobrze. Ja... -pociągnęła nosem. -Ja dam sobie radę. No i Fiona pewnie będzie zadowolona mogąc wcielić się w moją rolę w twojej misji. Nie mam ci tego za złe. Nie znasz mnie wcale tak długo, więc...
-Yor, ale o czym ty mówisz? -przerwał jej stanowczo Loid. -Przecież ja jeszcze nic ci nie powiedziałem. Co się stało?
-Nic. Ja po prostu rozumiem, że chcesz mnie zostawić. I chciałam ci powiedzieć, że nie będę... nie jestem zła. -odparła Yor starając się nie patrzeć na Loida.
-Czemu miałbym cię zostawić? Przed ślubem? Zwariowałaś, Yorie? -Loid potrząsnał głową.
W jego szarych oczach malował się szok.
-Nie zostawiłbym cię. -oznajmił. -Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć. To jest... to... -urwał i zamilkł zaciskając usta.
Zawstydzona Yor spuściła oczy.
-Przepraszam. -mruknęła. -Byłam pewna, że mnie nie wybierzesz w takiej sytuacji.
-W takim razie się myliłaś. -odpowiedział chłodno Loid. -Jutro ślub. Jakim bym był człowiekiem, gdybym cię teraz porzucił? Gdy tylko usłyszałem to ultimatum powiedziałem, że rezygnuję z pracy. Przecież cię kocham.
Z oczu Yor znowu pociekły łzy, tym razem były to jednak łzy ulgi i szczęścia.
Zanim się zorientowała Loid stanął obok niej, nachylił się i pocałował.
Yor odchyliła się do tyłu, kładąc jedną rękę na plecach Loida.
Po paru sekundach, blondyn odsunął się.
-Fiona powiedziała mi, że przyjdzie dziś do ciebie, więc lepiej pójdź się ubrać. Zaraz zrobię śniadanie. -powiedział.
Yor pokiwała głową i opuściła szybko kuchnie.
Mimowolnie na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Po raz pierwszy od pewnego czasu była naprawdę pewna, że ten cały ślub to nie jest tylko teatrzyk, żeby była zadowolona, ale jest prawdziwy, bo i ona i Loid się kochają.
--------------------------------------------------------------
823 słowa!
Hejooo!
Trochę krótszy rozdział dzisiaj, ale... uwaga! uwaga! dużymi krokami zbliżamy się już do zakończenia!
Mam nadzieję, że ten rozdział się spodoba i do zobaczenia.
Miłego dzionka/nocki. ♡

Cierniowa Miłość [Spy×Family] Loid×YorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz