- Profesorze Dumbledore! - rozpaczliwy krzyk młodego chłopaka zagrzmiał w okolicy.
Z psychopatycznym uśmiechem przybliżyłem się do krańca wieży. Oparłem jedną dłoń na kamiennej zabudowie, a moje czerwone oczy wbiły się w martwe ciało leżące na dole. Strzec, któremu ostatni oddech odebrała moja wiedźma leżał twarzą do ziemi, a na jego ciało spadały krople deszczu.
- Albusie! - jego imię wypadło z ust załamanej kobiety, która klęczała obok. Jej chude i kościste ręce uniosły jego twarz poszukując oznak życia.
- To... - usłyszałem niewyraźny głos innego ucznia. Jego ręka uniosła się do góry, a jego palec wskazujący obarczył moją osobę.
- Voldemort! - dokończyła za niego przerażona dziewczyna o jasnych włosach, które przykleiły się do jej twarzy od ulewnego deszczu.
- Voldemort! - wrzasnął złoty chłopiec ze szczerą furią w głosie. Wyciągnął za pleców różdżkę i stanął na równe nogi. Rzucił się do biegu, aby mnie dopaść.
- Nie mogę na ciebie poczekać złoty chłopcze. Moja wiedźma ostatnio jest strasznie niecierpliwa. - rzuciłem w przestrzeń, pstrykając palcami i wracając do zamku.
**
Snape wypuścił mnie z ramiona bez żadnego ostrzeżenia. Kolanami uderzyłam w chłodną posadzkę, a przed upadkiem na twarz uratowały mnie dłonie, na których się oparłam.
- Nie! - wrzasnęłam, a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. Korzystając z okazji, że byłam sama, postanowiłam wypuścić ugrzęzły w gardle szloch. Wrzasnęłam, a mój głos rozniósł się po całej komnacie. Rozszerzyłam szeroko oczy i zaczęłam gwałtownie nabierać powietrza.
Prawda uderzyła we mnie z całej siły i sprawiła, że uświadomiłam sobie czego, tak naprawdę chce. Uniosłam się z klęczek do góry. Spojrzałam na swoje dzisiejsze ubranie: różowa bluzka z długim rękawem, niebieskie jeansy, a na nogach czarne trampki. Złapałam krańce bluzki, wyciągając bawełniany materiał do przodu i skrzywiłam się z obrzydzeniem.
- To do mnie nie pasuje. - warczę sama do siebie. - To nie jestem ja. - mój głos odbija się od wszystkich czterech ścian.
Rozciągam dopasowany materiał na klatce piersiowej, próbując go z siebie zerwać. Nie mam jednak tyle siły, a poradzić sobie z tak grubą warstwą za pomocą palców. Postanawiam pozbyć się go przez głowę. Z wyraźnym obrzydzeniem rzucam bluzkę na podłogę i to samo robię ze spodniami oraz butami. Rzeczy lądują na kupce. Powracam wzrokiem do swojego ciała, które okrywa już tylko biała bawełniana bielizna. Jest taka niewinna, taka skromna. Odpinam stanik, uwalniając swoje piersi tuż za nim idą majtki. Niszcze wszystko w drobny mak, a kiedy pozostają z nich już tylko skrawki rozniecam ogień, który zamienia je w popiół. Omijam szare skupisko i znikam za drzwiami łazienki. Odkręcam wodę, a pierwsza fala ciepła uderza w moje nagie ciało. Zmywam z siebie swoją dawną skórę i zapach. Dokładnie nacieram każdy zakamarek, aby pozbyć się śladów dawnej siebie. Okrywam ciało białym ręcznikiem i łapię w dłoń drewnianą różdżkę. Przywołuje złoty wieszak, który uczepiam na uchwycie do ręczników. Przywołuje długi beżowy materiał i łącze go z obszerną warstwą koronki. Tkanina przemienia się w piękną suknie. na cienkich ramiączkach z głęboki dekoltem. Pod piersiami zapinam skórzany pasek, a szałowym efektem jest wycięcie na plecach, które kończy się na granicy pośladków. Zrzucam ręcznik na podłogę i zakładam białe figi. Mleczna karnacja idealnie zgrywa się z kolorem kreacji. Podchodzę bliżej lustra, ale w moim odbiciu dalej jest coś, co mi się nie podoba. Moja twarz. Jest taka zwykła i grzeczna. Za pomocą kosmetyków postanawiam zmienić trochę swój codzienny wygląd. Długie rzęsy podkreślam czarnym tuszem, a na usta nakładam klasyczną czerwoną pomadkę, zakręcam dwa pasma z przodu w loki, a przed wyjściem wsuwam czarne szpilki.
![](https://img.wattpad.com/cover/286652882-288-k130947.jpg)
CZYTASZ
Pragnienie Czarnego Pana [Voldmione] 18+
De TodoBo każdy z nas ma pragnienie, a on jako ten najpotężniejszy nie jest żadnym wyjątkiem. Chce władzy absolutnej i śmierci swoich wrogów. Kary dla wszystkich którzy mu się sprzeciwiają i jej. Brunetki o pięknych czekoladowych oczach. 18+ ⭐ - rozdziały...