Rozdział 19 ⭐

633 14 0
                                    

Po potraktowaniu moich rodziców zaklęciem Obliviate jeszcze przez chwile wpatrywałam się w ich nieprzytomne ciała. Obydwoje leżeli na podłodze, a ich dłonie spotkały się w jednym miejscu. Nieprzytomni z  uśmiechami wyglądali jakby zasnęli po wspólnym wieczorze na podłodze. Postanowiłam nie wyprowadzać ich z błędu. Poszłam do kuchni, z której zabrałam butelkę wina oraz dwa kieliszki. Wypełniłam szkło czerwoną cieczą do połowy i postawiłam je na stolę tuż obok siebie. Nie mogłam jednak zostawić im ledwie upitego i otwartego wina, dlatego część wylałam do zlewu. Chciałam, żeby następnego dnia po przebudzeniu nie dociekali, dlaczego tutaj zasnęli. Mieli zacząć nowe życie. W połowie pustą szklaną butelkę położyłam na drewnianym stole. Teraz wszystko wyglądało tak zwyczajnie. Dwójka ludzi leżąca na podłodze z zamkniętymi oczami. Mężczyzna i kobieta trzymają się za ręce, a na stole przed nimi znajduje się w połowie opróżnione wino i kieliszki. Wypili za dużo, a potem zasnęli zmęczeni z myślą, że przeżyli udany, romantyczny wieczór. Skierowałam swoje kroki do wyjścia. Cicho zamknęłam za sobą drzwi, a chłód dzisiejszego wieczoru uderzył w moje policzki. Ustałam dopiero w odległości kilkunastu metrów. Odwróciłam się w stronę domu, a moje czekoladowe oczy utkwiły w strukturze ich domu. 

- Ostatni raz tutaj jestem. - wyszeptała do siebie. Stałam na chodniku przed domem moich rodziców w pięknej wieczorowej sukni i wysokich szpilkach. Zignorowałam gęsią skórę, która przyczepiła się do mojego ciała.  Zastanawiałam się, jak teraz będzie wyglądać ich życie, co będzie dla nich ważne, jakie będzie ich nowe hobby. Rozmyślałam o tym, czy znajdą nowych przyjaciół i czy w tym odnajdą. Myślałam długo, chociaż to nie miało sensu. Już nie jestem częścią ich życia. Wyciągam różdżkę powracając do zamku. 

- To szlama! - unosi się oburzony głos po sali.

- To przyjaciółka Pottera! - drugi głos nieznanego mi mężczyzny przytakuje pierwszemu.

- Zabić ją! - wrzeszczy ktoś trzeci.

Ludzie ubrani w czarne szaty i srebrne maski wyciągają za pleców różdżki. Wszystkie końcówki drewnianych wskazują na mnie.

- Dosyć! - warczy ostrzegawczo, sprawiając, że cały tłum zastyga. Robię pierwszy krok w jego stronę i pokonuję pierwszy stopień. Mijam również dwa kolejne, które rozdzielają nasze ciała. Przy trzecim łapie jego wyciągnięta dłoń i pozwalam mu przyciągnąć się bliżej. 

- Zebrałem was tutaj, aby coś ogłosić, a nie pozwalać na waszą samowolkę. - warczy tuż nad moją głową. Wtulam się w jego bok, uwieszając jedną ręka na jego pasie. Przyciskam głowę do czarnych i kątem oka spoglądam na sparaliżowany tłum. Kąciki moich ust unoszą się w delikatnym uśmiechu. Połowa z nich, jak nie większość myślała, że mnie zabije albo będzie mogła torturować. Przeliczyli się, a ich zawód, szok jest jak miód na moje serce.

- Jestem waszym panem. Podążacie za mną i jako moi zwolennicy musicie zaakceptować każdą moją decyzję. Co do jednej, a jedną z nich jest właśnie wiedźma stojąca u mojego boku. Czarownica, która opowiedziała się za naszą stroną. Pomoże nam wygrać wojnę i pozbyć się złotego dziecka raz na zawsze z tej ziemi.

- Panie, ale to szlama! - odzywa się ktoś z tłumu. Niestety nie wiem, kto to bo jest twarz, jest zasłonięta, a głos zniekształcony.

- Od dzisiaj, a właściwie od kilku miesięcy to jest wasza nowa Pani. To ona będzie stała przy moim boku. - oświadcza, obejmując mnie zaborczo. Jego chude palce zaciskają się na moim biodrze.

- Jeśli, ktokolwiek z was zakwestionuje moją decyzję, spotka go surowa kara. Zrozumiano? - jego czerwone tęczówki błądzą po sylwetkach w tłumie. 

- Tak panie. - pokornie kiwają głowami i upadają na kolana. Oddają nam pokłon, ale jedna osoba z tego tłumu stoi w osłupieniu. Spogląda na nas swoimi czarnymi oczami i szaleńczo mruga. Cóż pewnie liczy, że to sen, ale ja z przyjemnością pokaże jej co należy do mnie. Dotykam jego policzka, przyciągają ku sobie. Łapie w zęby jego zimną wargę i delikatnie ją przegryzam. Robie to powoli. Delektując się najmniejszym milimetrem tych cudownych ust. Na koniec opiekuńczo przejeżdżam po niej językiem. Mężczyzna spogląda na mnie w milczeniu, pozwalają mi na wszystko. Rozchylam jego usta, wsuwając do nich język. Zmysłowo muskam jego policzki i brzegi zębów. Voldemort z przyjemnością ze mną współpracuje. Oddaje się chwili, nie zwracając uwagi na otoczenie. 

Pragnienie Czarnego Pana [Voldmione] 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz