Sobota. Dzisiaj jest impreza u Steve'a i jestem strasznie podekscytowana. Zostało jeszcze parę godzin, ale nie jestem w stanie usiedzieć na miejscu, więc zaczęłam się szykować. Wzięłam prysznic dbając o najmniejsze szczegóły, użyłam wszystkich produktów, które miałam w łazience i spędziłam w niej o wiele za dużo czasu niż planowałam. Wysuszyłam włosy i zostawiłam je naturalnie rozpuszczone, jedynie popsikałam je tylko brokatem w sprayu. Ubrałam na siebie krótki czarny top, krótką czarną spódniczkę i długi, czarny, skórzany płaszcz. Cały outfit dopieściłam masą biżuterii i delikatnym makijażem. Stanęłam przed lustrem i popatrzyłam na siebie. Zazwyczaj jestem skromna i nie lubię mówić o sobie, ani być w centrum uwagi, ale teraz mogę śmiało powiedzieć, że tak dobrze nie wyglądałam jeszcze nigdy. Kiedy przyglądałam się w lustrze usłyszałam sygnał, że odstałam SMS'y. Jeden był od Max a drugi...
- Eddie? - powiedziałam na głos. Na początku weszłam w wiadomość od dziewczyny.
Mad Max: Hejka, niestety ja i Lucas nie pojawimy się na imprezie u Steve'a. Problemy rodzinne. Przepraszam. Miłej zabawy.
Zamknęłam oczy i westchnęłam, żeby opanować drżenie rąk. Jak mam pójść na imprezę gdzie znam może z trzy osoby?
Ja: Jasne, nie ma problemu, dam radę. Trzymaj się!
Nie dam rady.
Wreszcie otworzyłam wiadomość od Eddie'go. Tego się nie spodziewałam.
Eddie: Hej skarbie, słuchaj pomyślałem, że moglibyśmy pójść razem na tą imprezę u Steve'a. Daj znak, a będę pod tobą za 15 minut.
Przeczytałam wiadomość jeszcze raz. I jeszcze raz, I jeszcze...
- Wszystko w porządku? - zapytał brat opierając się o framugę drzwi. Podskoczyłam wystraszona.
- Jezu, zwariowałeś?! Tak wszystko, ok czemu pytasz?
- Bo uśmiechasz się do telefonu jak wariatka.
- Co? Ja? Nie, przewidziało ci się - odpowiedziałam zakłopotana i szybko odpisałam chłopakowi.
Ja: Daje znak, chętnie się z tobą tam wybiorę :))
Piętnaście minut później siedziałam w samochodzie Eddie'go.
- Witaj piękna.
- Witaj Eddie - uśmiechnęłam się. - Jak humorek przed imprezą? - zapytałam, gdy ruszył.
- Cóż, myślałem, że będzie gorzej, tylko... Trochę się o ciebie boje - spojrzał na mnie.
- O mnie? - zamurowało mnie.
- Będziesz najmłodszą osobą na tej imprezie. Boje się, że może ci się coś stać - wytłumaczył. - Przepraszam, jeśli będę zachowywał się dziwnie, to dla twojego bezpieczeństwa, skarbie.
Odwróciłam głowę w stronę okna czując, jak rumieniec wypływa na moją twarz. Starałam się zasłonić uśmiech, ale dobrze wiedziałam, że Eddie i tak go zauważył.
Wysiedliśmy pod domem Steve'a. Dom był na tyle duży, by pomieścić całą szkołę i parę osób z zewnątrz. Na werandzie rozpoczęła się już jakaś gra i musieliśmy się przecisnąć, żeby wejść do środka. Eddie złapał mnie w talii i przysunął do siebie. Czyli to miał na myśli mówiąc, że będzie zachowywał się dziwnie. W środku było strasznie tłoczno i głośno, pod nogami walały się kubeczki, chusteczki i dekoracje, które zdążył już odpaść ze ścian. Wodziłam wzrokiem po całym salonie jednak nigdzie nie znalazłam Steve'a. Niestety znalazłam kogoś innego. Billy.