Rozdział 8

841 107 10
                                    



Zadzwonił jeszcze tego samego dnia, kiedy ja w końcu usiadłem przed książkami i zacząłem się uczyć. Zadzwonił, prosząc o dostęp do FaceTime. Odmówiłem mu, odbierając tylko dźwięk.

– Wiedziałem, że to zrobisz – usłyszałem zamiast przywitania.

– Kto dzwoni do obcych na FaceTima? – zapytałem bardziej retorycznie, ale i tak mi odpowiedział.

– Ja. Poza tym nie jesteśmy obcy. Znam twoje imię.

– To bardzo dużo.

– Boksujesz, nie lubisz parteru i jesteś najdziwniejszym gościem jakiego poznałem.

– Napisałeś mi biografie, naprawdę.

Roześmiał się, a ja uznałem, że ma całkiem przyjemny śmiech. Mimowolnie uśmiechnąłem się i zamiast do kodeksów i notatek, spojrzałem w okno widząc swoje odbicie. Sam siebie nie poznawałem. Miałem całkiem łagodną minę.

– Chcę cię gdzieś zaprosić – rzucił radośnie. – Jutro, na wieczór.

– Nie mogę – odpowiedziałem od razu, temperując ołówek. Musiałem się czymś zająć podczas rozmowy.

– Czemu? – dopytał od razu, a ja wiedziałem, że tak łatwo nie da się zbyć.

– Muszę się uczyć – powiedziałem prawdę.

– Kurwa, w piątek wieczorem?! – niemal wykrzyczał z niedowierzaniem.

Cóż, on sprawia wrażenie gościa, który nigdy się nie uczy w weekendy.

– Wystarczająco ostatnio zająłeś mi czas – odpowiedziałem mu zgryźliwie, nie mogąc się powstrzymać.

– Chcesz wzbudzić we mnie poczucie winy? – zapytał rozbawiony. – Słabo, bo czuję tylko dumę.

Westchnąłem. Naprawdę był bardziej absorbujący niż moja siostra. A myślałem, że nie da się jej przebić.

– Słuchaj, postawmy sprawę jasno – powiedział dobitnie, co mnie zaskoczyło. Odłożyłem ołówek i dokładnie zacząłem go słuchać. – Polubiłem cię, świetnie się bijesz i jesteś ciekawy, chcę cie poznać i ci coś pokazać. Jeśli naprawdę nie chcesz mnie znać i masz mnie dosyć, to teraz musisz mi powiedzieć. Nie lubisz mnie?

Zagryzłem wargę. Cholera. Naprawdę nie lubiłem takich bezpośrednich pytań. Chwilę milczałem, aż zdobyłem się na szczerość i słowa, które po sobie się nie spodziewałem:

– To nie także cie nie lubię... – mruknąłem zmieszany, unikając własnego odbicia w szybie.

– Czyli mnie lubisz? – dopytał, a ja z łatwością mogłem sobie wyobrazić jego szeroki, trochę złośliwy uśmiech.

– Nie znam cię – odpowiedziałem mu coraz bardziej zmieszany.

– Dlatego chcę cię poznać – powiedział entuzjastycznie. – Jestem ekstrawertykiem ty introwertykiem. To bardziej zaadoptowanie.

Tym razem naprawdę się roześmiałem. Nie mogłem się powstrzymać. On również do mnie dołączył. Więc tak się śmialiśmy, jak dwa beztroskie głupek.

– Więc, co? Dasz mi się porwać? Będzie czadowo. Pokaże ci mój świat.

Spojrzałem na swoje odbicie. To było takie idiotyczne. Uśmiechałem się jak głupi. Moja mina mówiła jasno: TAK!

– O której? – powiedziałem w końcu.

Słyszałem jak chyba wstaje podekscytowany i coś przesuwa.

– Dwudziesta druga? Przyjadę po ciebie.

Zamrugałem zaskoczony.

– Tak późno? – zapytałem, nie kryjąc zaskoczenia.

– Leoś... – Specjalnie złośliwie użył zdrobnienia mojego imienia. – Doberman – zwrócił się już po swojemu – nocne życie dopiero się zaczyna.

Przewróciłem oczami.

– Gdzie mnie zabierasz? – zapytałem, nie reagując.

– To niespodzianka – zaświergotał zdecydowanie złośliwie.

– Nie lubię niespodzianek – powiedziałem gburowato, bardziej niż podejrzewałem, że powiem w myślach.

– To polubisz. – W ogóle nie przejął się moimi słowami ani tonem głosu. – Gdzie podjechać?

Zagryzłem wargę. Miałem tak paskudne uczucie zgodzenia się bez żadnego ale, ale czy to w ogóle było odpowiedzialne? Jechać gdzieś po nocy z obcym? Przecież to ja byłem bardziej odpowiedzialnym bliźniakiem. Dlaczego chcę się na to zgodzić?

– Odstawie cię nad ranem całego, księżniczko – zarechotał głośno słysząc, że się waham.

Znów się głupio uśmiechnąłem, czując że mi jest miło jak mnie tak zaczepia.

– Dobra – mruknęłam w końcu, trochę niewyraźnie.

– Wohoo! – krzyknął triumfalnie. – Wiedziałem, że się zgodzisz. Będzie fajnie.

– To jakiś klub? Średnio się tam czuję – strzegłem.

– Coś w tym stylu, ale na otwartej przestrzeni. Będzie mega. Zawsze na to czekam, coś takiego jest tylko raz na miesiąc.

– Okej. – Coraz bardziej mnie przekonywał.

– Gdzie podjechać?

Podałem mu ulicę, ale nie podałem prawdziwego numeru bloku. Podałem sąsiadujący. Tak dla bezpieczeństwa. Nigdy nie wiadomo, prawda?

Byłem nauczony, by uważać, widzieć potencjalne zagrożenie i go unikać.

– Kurwa, to obok mnie! – krzyknął podekscytowany mi do ucha.

– Co? – zakrztusiłem się z szoku.

– Mieszkam ulice dalej, ale super. Mieszkamy praktycznie jak sąsiedzi. Wierzysz w przeznaczenie?

– Nie – odpowiedziałem od razu.

– Ale ja tak – powiedział pewnie. – I w karmę – dodał. – Będę o dwudziestej drugiej pod klatką.

Rozłączył się, a ja jakoś poczułem się źle, że jednak nie podałem mu prawdziwego adresu.

Był taki szczery i radosny by się poznać. Poczułem się podle. Byleby karma do mnie nie wróciła.

Chyba naprawdę zaczynałem lubić tego ekstrawertycznego dziwaka.

– LEOŚ! – Siostra wrzasnęła gdzieś z wnętrza mieszkania. Jak zwykle zamiast przyjść i powiedzieć jak człowiek, drze się z kilometra. – MAMA CHCE Z TOBĄ POGADAĆ, A NIE ODBIERASZ!

Westchnąłem i wstałem by z nią porozmawiać, ale wtedy dodała:

– LEPIEJ ODZWOŃ, BO SIĘ WKURZY!

Tak, lepiej nie wkurzać mamy. Wystarczy, że Pol to ostatnio robi regularnie. Podobno wszedł w etap masterkowicza i rozwalił cały system kanalizacyjny w domu.

Tak, mama zdecydowanie nie jest ostatnio w humorze. 

DobermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz