Rozdział 12

773 105 3
                                    


Koszulka tej dziewczyny poleciała w górę i miałem wrażenie, że opada w zwolnionym tempie. W pewnym momencie nawet, przez reflektory miałem wrażenie, że barwi się wszystkimi kolorami tęczy. Chyba miała cekiny. A kiedy w końcu dotknęła ziemi, nie zarejestrowałem szybkości ruchów Ariela. Niesamowite jak szybko wystartował, nawet chyba od razu rzucił na piątkę, a ja zostałem przyciśnięty do siedzenia.

Westchnąłem, czując dziwne łaskotanie w brzuchu. A oddech uwiązł mi w gardle.

To było niesamowicie ekscytujące. Ekscytujące, nie straszne.

Nawet nie chciałem tego przyjąć do swojej wiadomości, że nie czuję strachu tylko dziką radość. To nie było normalne, a ja w końcu chciałem być normalny.

– Orgazmu nie dostawaj.

Zmieszałem się niesamowicie, z racji tego że ukrywane emocje musiały wyjść na moją twarz. Spuściłem wzrok i odwróciłem się trochę w bok, na co wybuchł śmiechem i gwałtownie skręcił w lewo. Odchrząknąłem i skupiłem się na mapie.

– Skup się na drodze – odpowiedziałem mu, by odciągnąć uwagę od jego wcześniejszego komentarza.

– A ty na mapie – odgryzł mi się w świetnym humorze.

Tak zrobiłem. Skupiłem się na tym, a nie na zamazanym obrazem zza oknem. A w każdym razie na tyle ile w tych ciemnościach można było zobaczyć.

– Zaraz będzie pierwszy punkt – zakomunikowałem, orientując się w przestrzeni.

– Doprecyzuj – powiedział, a jego głos niemal nikł w głośnym odgłosie silnika.

Nie tylko nasz silnik warczał, ale i inne auta gdzieś niedaleko, które też miały swoje punkty z balonikami.

– Następny skręt. Będzie go widać?

Zerknął na mnie na sekundę, zmieniając bieg na mniejszy.

– Skup się i krzycz, powinien być widoczny.

I rzeczywiście tak było. Skupiłem się na znalezieniu go, więc szybko go znalazłem.

– Prawa! – krzyknąłem, a on błyskawicznie skręcił w stronę drzewa przy betonowej drodze.

Od otwartego terenu wychodziły cztery drogi w las. I każdy z zawodników miał swoją drogę. I swoje baloniki.

Ariel miał niesamowite wyczucie. Idealnie obliczył na ile musi się zbliżyć, by lusterkiem strącić balonik.

Błyskawicznie otworzyłem okno i wychyliłem się, by zobaczyć pęknięty balonik z świecącą się w ciemności rozlaną farbą na ziemi.

– Nie wychylaj się! – wrzasnął na mnie, tym razem nerwowo.

Wróciłem do auta i w tym samym momencie w bliskiej odległości przejechaliśmy obok konara drzewa. Miałbym roztrzaskaną głowę jak nic.

– Okropna widoczność – powiedziałem, by odwrócić uwagę od mojego idiotyzmu.

Uśmiechnął się paskudnie i znów gwałtownie skręcił w lewo, doprowadzając do pisku opon.

– O to chodzi – syknął.

On uwielbiał adrenalinę i niebezpieczeństwo. To aż od niego biło.

Rozłożyłem mapę bardziej, zasłaniając sobie widok z przedniej szyby.

– Będzie rozwidlenie, skręć w prawo – zakomunikowałem.

Zerknął na mnie na moment, ale zaraz skupił się całkowicie na drodze.

DobermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz