Rozdział 48.5

593 77 8
                                    

Może być trochę brutalnie, ale wam moich czytelnicy chyba to nie przeszkadza, prawda? :)



Wkurwiała mnie już ta robota. Zajmowała zbyt dużo czasu i zmuszała mnie do ciągłego kłamania. Dodatkowo szargała moje nerwy.

– Ja pierdole, ale on wrzeszczy – powiedziałem pijąc  colę. Zaschło mi w gardle.

– Odciąłeś mu palce, czego się dziwisz?

– I tak mnie wkurwia.

– To dodaj jeszcze jedną szmatę w jego gębę, to może się zapcha i udusi.

– Tak szybka śmierć? To nie w moim stylu, wiesz, chciałem się trochę wyżyć. – odchrząknąłem. – Gardło mnie boli.

– Wrzeszczałeś mu do ucha przez pięć minut, dziwie się że mówisz.

– Byłem ciekawy czy się oszcza przez strach.

– Zrobił to, a ty nadal wrzeszczałeś.

Mrugnąłem do niego, rozbawiony.

– Misja zakończona sukcesem.

Wtedy kiedy już chciałem wracać do pracy i sięgałem już po kombinerki, zadzwonił mój telefon. Wściekły, że coś mi przerywa, rzuciłem narzędzie. Kogo kurwa teraz niesie? Przecież wiedzą, że pracuję i mi nie wolno przeszkadzać, bo się irytuje.

Spojrzałem w wyświetlacz Leoś z serduszkiem. Mój Leon dzwoni? Przecież wie, że dziś nie mogę rozmawiać.

– Dołóż kolejną szmatę i zaklej taśmą, by mi nie jęczał w tle – rozkazałem.

– Dobra, jak chcesz – mruknął niezadowolony.

Kiedy to zrobił i jęki prawie całkowicie zostały stłamszone, zdecydowałem się odebrać.

– Leon, kochanie, nie mogę rozmawiać – powiedziałem od razu.

Dziwne że zadzwonił, nigdy tego nie robił, wiedząc że idę pracować.

– Och... – mruknął, a ja usłyszałem w jego głosie rozczarowanie. – Okej.

Zmartwiłem się konkretnie. Coś było nie tak, wyczuwałem jego ton głosu.

– Stało się coś? – zapytałem zmartwiony.

Czy coś się stał mojemu kochanemu Leosiowi? Ktoś mu coś powiedział i teraz potrzebował pocieszenia? A może to zwykła tęsknota? W końcu ja tęsknie za nim cały czas.

– Ja... – zawahał się. – Bardzo chciałbym się z tobą zobaczyć – wyznał w końcu szczerze.

Westchnąłem ciężko. Naprawdę chciałem to rzucić i polecieć do mojego kochanego Leosia. Ale nie mogłem. Musiałem posprzątać.

– Dzisiaj nie jest najlepszy dzień, Leon – wyznałem przepraszająco.

Zerknąłem na siedzącego blondyna na krześle. Przestał już tak mocno krwawić. Przynajmniej będzie mniej sprzątania.

– Dobrze, wiem, mówiłeś mi że jesteś zajęty – powiedział smutno, a ja oczami wyobraźni zobaczyłem te jego niewinne szczeniackie oczy.

– Na pewno wszystko w porządku, Leon? – upewniłem się, martwiąc się przez jego ton głosu.

– Tak – wyznał, nieprzekonywującym mnie głosem. – Trzymaj się.

– Zadzwonię do ciebie jak tylko będę mógł – zapewniłem, jak najbardziej miękko.

– Okej. – usłyszałem jeszcze jego łamliwy głos i szybko się rozłączył.

Spojrzałem na zerwane połączenie

– Kurwa – warknąłem i wyciągnąłem bron z tylnej kiszeni. Nie zdążyłem nawet mrugnąć, kiedy szybko strzeliłem facetowi w głowę.

Musiałem skończyć tą brudną robotę. Nie było czasu. Leoś mnie potrzebuje.

– Pojebało cię?! – wrzasnął na mnie Seba. – Mieliśmy mu odciąć jeszcze uszy i wysłać kurierem!

– Koniec zabawy – zakomunikowałem. – Muszę iść – powiedziałem, zdejmując folie na buty.

– Kurwa twój facet jest ważniejszy niż zabawa! – powiedział z pretensją, jęcząc jak dziecko.

– Tak – powiedziałem tą oczywistość. Oczywiście że Leon jest ważniejszy. – Idę do swojego Dobermana. Posprzątaj, dobra? – To nie była prośba, obaj wiedzieliśmy że mu rozkazuje.

– No ja pierdole – jęczał bez przerwy niezadowolony. – Czemu ja mam posprzątać?

– Bo zawsze ja to robię – boi wiedziałem zabezpieczając pistolet.

– Bo podczas zabawy najwięcej syfisz – powiedział oskarżycielsko.

– Trudno, muszę iść – rzuciłem, zdejmując czapkę i wszystkie swoje śmieci zabierając. W końcu nie chciałem zostawiać swoich śladów, prawda? Nigdy nie wiadomo. – Upewnij się, że robota będzie dobrze wykonana i będzie czysto, inaczej cię zajebie.

– Nie chcę ci się narażać, Wężu – powiedział ulegle.

I tak właśnie miało być. To ja tu rządziłem.

Szybko wybiegłem z hangaru i wskoczyłem do Jeepa. Odpaliłem nawigacje aktualnego pobytu swojego kochanego Leosia i ruszyłem. Po drodze jednak musiałem pozbyć się resztek, których mój niewinny chłopak nie powinien zobaczyć.

Zerknąłem do tyłu. Zdecydowanie za dużo syfu i za dużo nielegalnych rzeczy.

Kurwa, zapomniałem że miałem w tyle tą siekierę. Dobrze że jest owinięta tą koszulką tego gościa, jak mu było Mark? Nie to ten z poprzedniego tygodnia. Rafał się chyba nazywał. Tak. Była brudna od krwi Rafała i owinięta jego koszulką. Jak Leoś jej nie dotknie to nawet jej nie zauważy na tyłach samochodu.

A reszta... A do reszty wymyśli się jakąś historyjkę.

W końcu jestem królem kłamstwa. Węże zawsze są fałszywe. 


DobermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz