Rozdział 42

705 95 15
                                    



Usadowiłem sztywnego chłopaka przy stole w kuchni, a sam podszedłem do mamy pomóc jej z herbatą i ciastkami. Jednak ta pomoc była tylko wymówką, musiałem z nią porozmawiać.

– Mamo? – szepnąłem do niej dyskretnie.

Zerknęła na mnie, ale nie dała po sobie poznać, że do niej mówię. Nadal nakładała ciastka na ozdobną tackę.

– Tak kochanie? – mruknęła.

– Jak będziesz go wypytywać – zagadnąłem, zerkając zza ramie na zagubionego chłopaka, który rozglądał się po pomieszczeniu – to proszę nie pytaj go o rodzinę.

Spojrzała na mnie niepewnie. Pewnie zaniepokojona taką prośbą. Jak nic to było jej pierwsze pytanie do Ariela.

– Nie ma dobrych... – zawahałem się w doborze słów – kontaktów? Wspomnień? Jeszcze mi nawet nie jest gotowy powiedzieć, więc proszę nie męcz go, dobrze?

Otrzepała ręce od okruszków i wyprostowała się dumnie.

– Dobrze, rozumiem – zgodziła się. – Ale o inne rzeczy zamierzam go wypytać.

Uśmiechnąłem się krzywo.

– Nie wątpiłem, że go przesłuchasz – powiedziałem. – Pani prokurator – dodałem złośliwie.

Szturchnęła mnie z uśmiechem. Widziała że jestem szczęśliwy, więc i ona się bardzo cieszyła.

Wróciliśmy do naszego gościa, który ani na moment nie rozluźnił się. jednak tym razem nie rozglądał się po pomieszczeniu jak spłoszona sarna. Patrzył na jedyne zdjęcie tutaj. Pięcioletni ja z Dianą trzymający za rękę Juliana. Reszta naszych rodzinnych zdjęć była w salonie, lub na korytarzu na górze.

Usiadłem obok niego i pocieszająco poklepałem go po kolanie. Chyba wszystkie mięśnie miał napięte.

– Dobry dom... Znaczy, ładny dom, i kuchnia. Na pewno dobre jedzenie się tu gotuje – powiedział tak idiotycznie, że największą siłą woli próbowałem się nie roześmiać.

– Dziękuję – powiedziała sceptycznie mama. – Lubię dobre wnętrza – sarknęła bezlitośnie.

– Spróbuj po prostu odpowiadać na pytania, Ariel – powiedziałem łagodnie do bruneta. Chłopak był blady jak ściana. Zaczynałem się bać że mi tu zejdzie na zawał.

Pokiwał głową, jakby podobała mu się ta perspektywa.

– Gdzie wujkowie? – zapytałem by trochę zmienić temat. – Al powinien już skończyć zajęcia.

Mama napiła się herbaty, litościwie skupiając wzrok na mnie a nie na moim chłopaku.

– Ma wyrównawcze, a Apollo pojechał po niego, bo mają też wizytę u lekarza. Mówiłam ci, że Aleks miał ostatnio wysoki cukier, prawda? Jadą to sprawdzić.

Arielowi tak trzęsły się ręce kiedy sięgał po ciastka, że sam podałem mu szybko ciastko i schowałem dłoń pod stołem mocno ją ściskając.

Zaraz mi tutaj naprawdę zemdleje i będę musiał go reanimować.

– Rozumiem – powiedziałem, kiwając głową. Miałem nadzieję, że to nic poważnego. Wujkowie mieli już swój wiek, a Al. był bardziej narażony na choroby. Najbardziej chyba niezniszczalna była mama, Pola czasem pobolewał kręgosłup, a jej kompletnie nic nigdy nie było oprócz niedoboru witaminy D.

– Gdzie byliście? – zagadnęła. – Nie mówiłeś mi o żadnej wycieczce – dodała niemal oskarżycielsko, patrząc na mnie.

Ariel poruszył się nerwowo, jakby wyczuwał kłopoty. Jednak mama po prostu miała taki ton. Nie była zła.

DobermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz