W tym tygodniu Tośka miała różowe pasemka i koszmarnie długie jaskrawożółte paznokcie. Kiedy ją zapytałam, jak zdoła czesać takimi szponami, spojrzała na mnie jak na kosmitkę, po czym zrobiła mi jakiegoś wymyślnego koka.
– O tak. – Pokazała w lustrze swoje dzieło. – Jeszcze makijaż i idziemy do klubu.
– Nie chcę – burknęłam.
– W dupie to mam – odrzekła jak zwykle uroczo. – Jest piątek, obie jesteśmy wolne, więc idziemy i tyle. Ubierzesz na siebie coś innego niż dres i wyjdziesz do ludzi. Dość, kurwa, umartwiania!
– Nie umartwiam się. Chodzę do pracy.
Przyjrzała się krytycznie moim ciuchom i okularom, które zaczęłam nosić zamiast soczewek. Starym okularom, bo ostatnie, czyli właśnie te, kupiłam jakieś siedem albo i osiem lat wcześniej.
– No, widzę. I ścigasz się sama ze sobą o tytuł najbardziej olewającej wygląd baby po czterdziestce.
– Wal się. Jestem po czterdziestce.
– Od trzech miesięcy, jasna cholera! Rusz dupę!
Stałyśmy w łazience w moim domu, przed olbrzymim lustrem, w którym faktycznie odbijała się dość zaniedbana kobieta. Nie, nie przybyło mi nagle zmarszczek, plamy wątrobowe też się nie pojawiły, a że z powodu ciężkiego doła wtrakcierozwodowego miałam kłopoty z jedzeniem, to chociaż odstawiłam fitness i bieganie, nadal byłam szczupła. Niemniej miałam poszarzałą cerę, cienie pod oczami, a w brązowym, za dużym dresie wyglądałam trochę jak ciotka Halinka, starsza siostra taty, która przed osiemdziesiątką postanowiła zostać sportsmenką.
– Nie chcę – powtórzyłam z uporem.
– Aha. – Tośka złapała mnie za ramię i pociągnęła do garderoby, po czym zaczęła grzebać w ciuchach. Zawahała się przy czerwonej kiecce, tak, tej, w której obchodziłam czterdziestkę, ale szybko przeszła dalej. Wreszcie zdjęła z wieszaków butelkową zieleń, czerń i srebro. – Wybierz sobie.
– Nie chcę.
– Płyta ci się zacięła? Nie chcę i nie chcę. Wali mnie to, koteczku. Srebrna będzie dobra. Ma fajny dekolt. Pokażesz cycki i może coś się trafi.
– Co się trafi? – Popatrzyłam na nią jak na wariatkę. – Przeziębienie? Na dworze mamy z piętnaście stopni, a to jest letnia sukienka.
Przewróciła oczami zniesmaczona. Sama miała na sobie mini i obcisły top. Jedno i drugie zdecydowanie nieodpowiednie do temperatury.
– Se kurtkę założysz. Tę skórkę, którą przywiozłaś w ubiegłe wakacje z Turcji. Weź nie marudź. Nie odpuszczę. Przebierz się, to cię pomaluję, bo żadna, nawet najlepsza kiecka, nie zmieni tej starej baby powyżej szyi.
– Dzięki.
– Szczera prawda. Powinnaś więcej sypiać i lepiej się odżywiać.
– Tak jest, mamusiu.
Pokazała mi język, po czym wyszła z garderoby.
– I włóż push-up! – wrzasnęła zza drzwi. – Bo w takim ciuchu to wstyd, by cycki tak smętnie wisiały.
Właśnie ściągnęłam górę od dresu, więc spojrzałam na wspomnianą część ciała i wymamrotałam tak, żeby Tośka nie słyszała:
– Chyba twoje. – Ale grzecznie otworzyłam szufladę z bielizną w poszukiwaniu odpowiedniego biustonosza.
Ubrałam się wedle zaleceń Antoniny-dyktatorki i spojrzałam w lustro. Taaa, trochę racji miała. Od szyi w dół wyglądałam jak milion dolców. Sukienka odsłaniała nogi aż do połowy uda, a dekolt pozwalał całkiem dobrze obejrzeć miseczki DD, którymi obdarowały mnie niebiosa. Dodać do tego płaski brzuch i wypracowane fitnessem pośladki, ładnie opięte srebrzystym materiałem, i mamy takie przyjemne trzydzieści plus. Nieduże plus, chociaż plus. Niestety gdy się spojrzy powyżej szyi... Oj, tu już nie było różowiutko. Szaro, buro, ponuro. Cholera!
– Wyłaź! – Tośka wyciągnęła mnie z garderoby i posadziła na nowym łóżku – kupionym, kiedy tylko pan Kowalski się wyprowadził. Myśl, że miałabym spać w miejscu zbrodni, była absolutnie nie do przyjęcia.
Przyjaciółka obejrzała mnie ze wszystkich stron, a potem rozłożyła pędzle i trzy pudła kosmetyków. Zerknęłam na nie ironicznie.
– Czyli jednak dzisiaj nie wychodzimy? – zapytałam.
– Spoko, laska, nie panikuj. – Mrugnęła. – Baza jest gówniana, to i sporo ulepszaczy potrzeba.
– Sama masz gównianą bazę – burknęłam.
Spojrzała na mnie z wyższością.
– Nie – odpowiedziała autorytatywnie – bo ja o swoją dbam. A teraz się przymknij i daj pracować artyście.
Artystka pracowała, ja zaś starałam się nie narzekać. Ni cholery nie miałam ochoty wychodzić. Kojarzycie ten kawałek z każdego romantycznego filmu, kiedy laska siedzi rozczochrana, brudna i w piżamie, i wpieprza kilogramowe lody w łóżku, rycząc? No, to z wyjątkiem lodów tak właśnie wyglądały moje weekendy. W tygodniu jakoś się trzymałam, bo musiałam zarabiać na życie, jednak od piątkowego popołudnia miałam już wszystko w dupie. Chyba że przyjeżdżała Kama. Wtedy brałam się za siebie, żeby nie martwić dziecka. Czasami też musiałam pojechać do rodziców. Wówczas również na chwilę budziła się stara Gośka.
I nie, nie dlatego, że tak mnie załamała utrata Andrzeja. Jakbym chciała, wcale bym go nie straciła, bo odkąd Adaś grzecznie go nakłonił, aby wyprowadził się z naszego domu, wciąż mnie nachodził i błagał, abym się opamiętała. Właśnie tak: nie przepraszał, lecz prosił, abym się opamiętała. Wiedział, że nawalił (jego słowa), ale jest tylko mężczyzną (mamy słowa), jest słaby (taty słowa) i dał się uwieść. Już to zakończył i to się nie powtórzy. Tyle lat byliśmy szczęśliwi...
Rzecz w tym, że z każdym kolejnym dniem od tamtego porno na żywo coraz dobitniej uświadamiałam sobie, że to nieprawda. Nie byliśmy szczęśliwi. Ja o niego dbałam, on mnie traktował jak oczywistość, coś pomiędzy meblem a sprzątaczką i kucharką z opcją seksu. Poza tym z perspektywy czasu doszłam też do oczywistego wniosku, że skoro ze mną bzykał się raz na dwa tygodnie, szybko i bez finezji, a z gówniarą... no, inaczej, to zapewne nie byłam jedyną opcją seksu w życiu doktora Kowalskiego. Dlatego nie wierzyłam w zapewnienia poprawy. Tak jak nie wierzyłam w uwiedzenie i w skruchę. W to ostatnie zwłaszcza, skoro nie przeprosił.
Co więc spowodowało mój oczywisty spadek formy, jeśli nie utrata małżonka? Właściwie nie wiedziałam. Ot, po prostu straciłam power. Moje życie kompletnie się zmieniło, a mnie ta zmiana jakoś nie chciała przypaść do gustu.
– I gotowe – oświadczyła wreszcie Tośka. – Znów wyglądasz jak mokry sen każdego faceta.
Może właśnie o to chodziło? Nie byłam jak mokry sen każdego faceta, skoro własny wolał pieprzyć dwudziestolatkę, zamiast po Bożemu kochać się z żoną.
– Jezu, Gośka, weź nie rób takiej miny – fuknęła przyjaciółka. – Facet na twój widok ma dostać erekcji, a nie wzwodu wstecznego.*
Muzyka zagłuszała wszelkie próby rozmowy, a w kolejce do baru trzeba było odstać kilka minut. Większość gości dobijała trzydziestki albo właśnie ją minęła, więc chyba powinnam czuć się nieco za stara do tego miejsca. I do drugiego drinka tak właśnie się czułam. Po drugim mojito zaczęło mi się nawet podobać. Paru mężczyzn chciało się przysiąść do naszego stolika, ewidentnie zainteresowanych czymś więcej niż tylko rozmową, ale Tośka oceniała ich krytycznie i za każdym razem odpowiadała, że jesteśmy umówione.
– A z kim? – zainteresowałam się w końcu, bo miała tak szczery wyraz twarzy, że zaczęłam jej wierzyć. Przynajmniej dopóki po tym pytaniu nie popatrzyła na mnie jak na stuprocentową blondynkę.
– Z gościem, na widok którego zrobi ci się mokro w majtkach – odpowiedziała spokojnie.
– Ooooo, to poczekamy do menopauzy. Wtedy ponoć zaczynają się kłopoty z trzymaniem moczu – odburknęłam.
– To jeszcze z rok, może dwa, co? – parsknęła i jednym haustem opróżniła szklaneczkę. – Idę po drinka. Chcesz?
Pokręciłam głową.
– W tym tempie upijemy się w godzinę.
– Nie my. Ty się upijesz. Zawsze byłaś małolitrażowa. Ja odpływam dopiero po ośmiu takich.
– Niech ci będzie: ja się szybko upiję.
– I dobrze. Na trzeźwo jesteś ostatnio strasznie zdołowana. Jakby było czego żałować.
– Tośka!
Przyjaciółka pochyliła się w moim kierunku i powiedziała dobitnie:
– To buc i skurwysyn. Zerżnął dzieciaka w wieku swojej córki, więc też pojeb i pedofil. A że dzieciak należy do jego szefa, i ponoć przyjaciela, to jeszcze zdradziecka szuja. Lepiej ci będzie bez niego. I nie patrz tak rozpaczliwie. Od lat powtarzałaś, że to dupek.
Zacisnęłam usta, więc dziewczyna złagodniała.
– Nie gadajmy o tym, bo się wkurwiam – przyznała. – No i to nie miejsce na takie śmiertelnie nudne rozmowy. – Wstała. – Co ci wziąć?
– Wodę.
– Chyba, kurde, wódę.
– Po cholerę pytasz, skoro i tak robisz po swojemu?
Wyszczerzyła się radośnie.
– Mądra dziewczynka. Lubię, kiedy się wściekasz. Wracasz do siebie. Siedź i rozsiewaj „niech mnie ktoś bzyknie" vibe, a ja coś ci wybiorę.
I poszła.
Patrzyłam za nią z niechętnym rozbawieniem. Przeciskała się między stolikami, kręcąc krągłym tyłeczkiem i ściągając na siebie wygłodniałe męskie spojrzenia. Nie była może najpiękniejszą kobietą w tym lokalu, ale na pewno jedną z najseksowniejszych. Każdy jej gest, ruch, mina, wszystko ociekało zmysłowością. A mimo to nikt nie nazwałby jej wyzywającą czy tanią, nawet w tych trochę za bardzo rzucających się w oczy ciuchach czy szalonej fryzurze. Przyciągała spojrzenia zarówno tępych osiłków gustujących w blondynkach w obcisłych mini i białych kozaczkach, jak i nerdów bojących się podnieść wzrok na kobietę. Każdy chciał spróbować.
![](https://img.wattpad.com/cover/320785739-288-k907234.jpg)
CZYTASZ
Mała
ChickLitRomans z humorem i nutką pikanterii. Świetna zabawa i gorące doznania gwarantowane! Dla kobiet po trzydziestce, i nie tylko. Miałam wszystko poukładane. Małżeństwo z dwudziestoletnim stażem, dom na przedmieściach, dobra praca, a w niej mężczyzna, o...