Rozdział 10

940 86 33
                                    

Całowaliśmy się tak cholernie długo. Czas nie miał znaczenia, cała reszta również. Tylko on. Gdzieś tam, z tyłu głowy, pojawiały się myśli, że Michał jest za młody, że go nie znam, że nie powinnam... pojawiały się i znikały spalone tym cudownym, niegasnącym ogniem.
Jedna z twardych męskich dłoni przesunęła się na mój brzuch, by powoli skierować się w górę, aż zamknęła się na spragnionej dotyku piersi. Westchnęłam gardłowo w wargi Michała, gdy palce niespiesznie badały krągłość, naciskały, cofały się, aż zacisnęły się na napiętym do bólu sutku.
– O Jezu – wyjęczałam.
Spił ten jęk, całując moje otwarte usta, po czym cofnął się i spojrzał mi w oczy. Milczał, ale oddychał równie szybko jak ja, a źrenice miał tak rozszerzone, że prawie wypełniały tęczówki. Chyba ze sobą walczył albo to sobie dopowiedziałam, wpatrując się w ściągnięte rysy mężczyzny. Cholera, chciałabym, żeby ze sobą walczył, żeby to, że ostatecznie się odsunął i wypuścił z dłoni moją pierś, było wynikiem jakiegoś poczucia obowiązku albo szacunku dla siostry przyjaciela, nie zaś faktu, że byłam stara i zdesperowana, a on to sobie właśnie uświadomił.
– Jest tak – łagodnie zsunął mnie ze swoich kolan i wstał – nie mogę cię przelecieć. Jesteś kurewsko pociągająca i mam na ciebie taką ochotę, że mój fiut zaraz zacznie krzyczeć i będę miał gadający rozporek. – Uśmiechnął się krzywo. – Ale nie mogę.
– Dlaczego? – Tak, Gośka, pokaż chłopakowi, jaka z ciebie desperatka.
Skrzywił się boleśnie.
– Bo nie dyma się siostry najlepszego kumpla na pierwszej randce.
– Nie jesteśmy na randce.
– Nie jesteśmy – przytaknął. – Odwiozłem cię do domu, a ty mnie zaprosiłaś, bo twój eks stał przed domem i chciałaś mu utrzeć nosa. I ja to rozumiem. Facet pieprzył małolatę, więc chciałaś mu pokazać, że też możesz. I okej. Wierz mi: możesz. Tyle że nie mnie. – Zmrużył oczy, by po chwili dodać: – Inaczej, mała: nie tej nocy.
Miałam głęboką nadzieję, że nie wyglądałam tak, jak się czułam: na rozczarowaną czterdziestolatkę, przekonaną, mimo gładkich słów przystojniaka, że została odrzucona, bo jest stara i nieatrakcyjna. Co się ze mną, do diabła, działo? Od kiedy byłam aż tak chętna, żeby żałować, że chłopak, którego nie tylko nie znam, ale chyba nawet za bardzo nie lubię, nie chce się ze mną przespać?
– Nie podoba mi się twoje milczenie. – Michał zmarszczył brwi.
– Spoko, nie zamierzam się wieszać ani rozpruwać żył. – Wzruszyłam ramionami i również wstałam. Minęłam go, a potem podeszłam do okna, by sprawdzić, czy audica Andrzeja nadal stoi na podjeździe. Cholera! Stała. Skoro młodziak nie chciał zaliczyć starszej pani i zaraz wyjdzie, czeka mnie nieuchronna dyskusja z Kowalskim.
Ale prędzej mnie chuj strzeli, niż będę błagała tego tu, żeby został!
– Dzięki za odwiezienie i litościwe obściskiwanki. – Podeszłam do drzwi, nie patrząc na Michała, a potem je otworzyłam. – I do zobaczenia... przy okazji.
Coś wymamrotał. Coś dziwnie podobnego do: „ja pierdolę!". Po czym złapał mnie za rękę, odwrócił, pchnął na ścianę i do niej przycisnął. Później jednocześnie zamknął drzwi i wpił się w moje usta. Gniewnie i zaborczo.
– Adam mnie zajebie – sapnął po chwili, patrząc mi w oczy. – Wiesz o tym?
Znów wzruszyłam ramionami, a on ponownie zaatakował moje usta. Przez kilka sekund stałam tak, z opuszczonymi wzdłuż ciała rękami, tocząc walkę z pragnieniem oddania pocałunku i przylgnięcia do Michała. Przegraną walkę, bo ledwie moment potem zarzuciłam mu dłonie na kark i jeszcze raz wplotłam palce w ciemne włosy. Pod wargami poczułam, że się uśmiechnął, pewnie triumfalnie, ale miałam to w dupie. Zwłaszcza że właśnie w tej chwili złapał mnie za tyłek i dźwignął z podłogi. Pisnęłam cicho i objęłam go udami, a on docisnął mnie do ściany i nie przestając całować, ocierał się o moje podbrzusze. Aż w końcu, dysząc ciężko, oderwał się ode mnie i zapytał niskim, napiętym z emocji tonem:
– Na stole?
Potaknęłam bez słowa, na co uśmiechnął się drapieżnie.
– Chwyć się – polecił i gdy to zrobiłam, oderwał nas od ściany.
Zaraz też poczułam pod tyłkiem twardy blat.
– Puść – zażądał.
Posłuchałam ochoczo. Michał pchnął mnie łagodnie, sprawiając, że opadłam na plecy. Stał między moimi udami i przyglądał mi się tymi pociemniałymi, niebezpiecznymi oczami. Jego dłonie głaskały moje biodra. Niespiesznie, ale z każdą chwilą mocniej. Palce zawadziły o skraj zawiniętej wokół bioder sukienki i podciągnęły ją aż do pasa.
– Litościwe, mówisz? – zapytał groźnie.
– Współczujące, dobrotliwe. – Pojękiwałam, bo jego opuszki wędrowały po podbrzuszu. – Wspaniałomyś... O Jezu!
Dłoń Michała wsunęła się pod rajstopy i musnęła wilgotniejące wnętrze.
– Jakie? – dopytywał cicho. – Sprecyzuj!
– Ooooo matko – westchnęłam, bo palce przyspieszyły.
– Nie usłyszałem?
Zacisnęłam dłonie na blacie i poderwałam biodra, żeby poczuć głębiej pieszczotę. Mężczyzna gładko przyjął zaproszenie. Pochylił się lekko nade mną. Oczy miał niemal czarne, kiedy jego dłoń niespiesznie penetrowała moje ciało.
– Proszę – jęknęłam błagalnie.
– O co?
Pokręciłam głową.
– Muszę to usłyszeć – zażądał.
– Przeleć mnie, nie gadaj – warknęłam cicho.
Błysnął zębami, a potem wbił palce w rajstopy i po prostu je rozerwał, razem z koronkowymi stringami. Przez nieskończenie długą chwilę patrzył na moją nagość, a w jego pociemniałych oczach zobaczyłam prawdziwy zachwyt. I właśnie to poniosło mnie na granicę rozkoszy. Nie jego palce wsuwające się do mojego wnętrza, nie kciuk kreślący maleńkie kółeczka w najwrażliwszym miejscu, ale właśnie to spojrzenie.
– Michał – wyjęczałam.
– Odsłoń je. – Spojrzał na biust.
To było tak cholernie nierealne. Ten piękny mężczyzna stojący między moimi rozchylonymi udami i pieszczący mnie ręką, jego palce wsuwające się i wysuwające powoluteńku. I ja zdzierająca nieporadnie górę sukienki i stanik, żeby on mógł patrzeć na piersi, kiedy będzie mnie brał.
– Piękne – westchnął, gdy wreszcie się obnażyłam.
Szybko cofnął rękę. Sapnęłam rozczarowana, ale on po prostu wyciągnął prezerwatywę. Patrzyłam, jak ją rozpakowuje, i to było najdłuższe kilka sekund mojego życia. Serio!
A potem we mnie wszedł. I... oooo Boże!!!
Naparłam na Michała tak niesamowicie bliska orgazmu, że to aż bolało.
– Jeszcze nie – wyjęczał, łapiąc mnie za biodra. – Jeszcze nie. Patrz na mnie! Patrz!
Patrzyłam. Był doskonały. Napięta, chmurna twarz, rozchylone usta, rozdęte nozdrza i oczy. Grafitowe i skupione na moich piersiach podskakujących w rytm pchnięć. Trzymał mój tyłek w żelaznym uścisku i brał, jak obiecał: szybko, głęboko i trochę rozpaczliwie. Mocno, coraz mocniej. Aż kręciło mi się w głowie, oddech się rwał, a krew niemal rozsadzała skronie.
Nagle Michał pochylił się, poderwał mnie ze stołu i przyciągnął do piersi. Wbiłam paznokcie w jego plecy, zacisnęłam uda wokół bioder... Chciałam... musiałam być bliżej. Najbliżej. Musiałam, bo nadchodziło coś... coś...
O Jezu!
Świat rozpadał się na milion kawałków w jednym niekończącym się rozbłysku. Gwałtownie i powoli jednocześnie. Jasność i mrok. Cisza i krzyk. Mój krzyk.
Kiedy wróciła mi świadomość, leżałam na blacie kuchennego stołu, a Michał na wpół stał, na wpół leżał na mnie. I był ciężki.
– Złaź. Zaczynam się dusić. – Klepnęłam go w tyłek.
– Daj mi sekundę – wymamrotał.
– Myślałam, że wy, młodzi, macie więcej energii. – Zachichotałam trochę niewyraźnie, bo sama ledwie oddychałam.
W tej chwili starałam się nie myśleć o konsekwencjach. Ani o tym, że gdyby on nie był tym rozsądnym i się nie zabezpieczył, różnie mogło się zdarzyć. Durna Gośka, dwadzieścia lat małżeńskiego seksu, to i rozsądek diabli wzięli! Jak nic w poniedziałek ginekolog i recepta na tabletki.
Michał podniósł się na łokciach i spojrzał mi w oczy.
– Ile według ciebie mam lat? – zapytał rozbawiony.
Popatrzyłam na tę ładną i teraz, tuż po orgazmie, w dziwny sposób młodą i niewinną twarz, po czym przygryzłam wargę.
– Mam szczerą nadzieję, że ponad trzydzieści – wymamrotałam, czując nagle ciężki oddech czterdziestki na karku. – Proszę, powiedz, że ponad trzydzieści.
Roześmiał się i w końcu wyprostował, podciągając spodnie.
– Trzydzieści cztery – przyznał. – Spokojnie, nie uwiodłaś dziecka.
– Uwiodłam? – Poprawiłam sukienkę, a później zeskoczyłam ze stołu. I to był błąd, bo nogi jakoś tak odruchowo się pode mną ugięły. Na szczęście Michał mnie podtrzymał. – Inaczej to pamiętam.
– Wmawiaj sobie, co chcesz. Ja będę się trzymał uwiedzenia. – Uśmiechnął się szelmowsko. – I ciesz się, że nie użyłem jakiegoś mocniejszego określenia.
– Tak? A niby jakiego?
– Na przykład szantażu. – Wyszczerzył się jeszcze szerzej. – Tak. Szantaż emocjonalny. To będzie wersja dla Adama, kiedy zechce urwać mi jaja. Szczera, uczciwa wersja. – Podszedł do półwyspu kuchennego. – Gdzie masz mocniejszy alkohol?
– Szantażu?! – warknęłam rozeźlona.
– Litościwe obściskiwanki? – przypomniał. – Jak byś to nazwała?
Stał tam, wyluzowany i zadowolony z siebie. Aż miałam ochotę przywalić w ten jego śliczny ryj. Zwykle tak reagowałam na niepasującą mi prawdę. Zacisnęłam zęby, bo akurat na to pytanie nie znalazłam chwilowo odpowiedzi. Nie żebym się zgadzała z tym, co insynuował Michał. Co to to nie. Po prostu nic nie przychodziło mi do głowy.
– To co z tym alkoholem? – Śmiech wibrował w jego głosie.
– Najmocniejsze mam wino. – Wskazałam stojak. – I wisisz mi majtki, bezbronna ofiaro szantażu.
Parsknął śmiechem, a potem klęknął przy alkoholach, wybrał jeden z nich i odkorkował.
– I rajstopy, jak mnie pamięć nie myli – dodał, sięgając po kieliszki. – Następnym razem załóż pończochy... – Udał, że się zastanawia. – Chociaż nie. Jednak nie, bo do szantażu dojdzie gwałt.
– Co?!
– Mała, pończochy na takich nogach to jak nic przymus do seksu. – Puścił oczko, po czym wskazał wino. – Ty też chcesz?
– Aha. Rozumiem, że zostajesz na noc?
Zerknął na zegar na kominku. Dochodziła pierwsza.
– Potrzebuję – zawahał się, przesuwając pożądliwym spojrzeniem po moim ciele – z pół godziny na regenerację. Potem przeniesiemy się do łóżka. Korytarz i samochód dzisiaj sobie odpuścimy. – Podał mi kieliszek i cmoknął w policzek. Jak ciocię. – Za pierwszym razem poszło szybko, więc za drugim muszę się wykazać. Ostatecznie my, młodzi, mamy więcej energii. – Mrugnął. – Skończymy pewnie po trzeciej, więc tak, przenocuję.
Gapiłam się na niego zaskoczona.
– No co? – zapytał rozbawiony. – Tak czy siak Adam spuści mi wpierdol. Niech przynajmniej ma za co.

MałaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz