Jechaliśmy w milczeniu dobre pół godziny, zanim Krzysiek nie zdzierżył. Nie odrywał co prawda oczu od drogi, ale palce na kierownicy przebierały nerwowo.
– To twoja dziewczyna? – Nie. Nawet na mnie nie zerknął. – Bo na córkę za stara. No i...
– I córki nie całują tak matki na pożegnanie, co? – Wyszczerzyłam się.
– Myślałem, że masz męża.
– Jeszcze przez trzy dni. Przynajmniej głęboko w to wierzę.
– Jak to? – Popatrzył w końcu.
– W piątek mam sprawę rozwodową. Żyję nadzieją, że jedna wystarczy.
– Zostawiłaś go dla Tośki?
Kusiło mnie, żeby pociągnąć tę zabawę. Naprawdę kusiło. Dlatego przez chwilę milczałam, ale ostatecznie odpowiedziałam:
– Tosia jest moją przyjaciółką. Nie sypiamy ze sobą. Wygłupiałyśmy się. I tyle.
Znów na mnie spojrzał.
– Robiłyście ze mnie wała? – upewniał się.
– Sam się prosiłeś. – Wzruszyłam ramionami. – Prawie przeleciałeś Tośkę w drzwiach.
– Otworzyła nieubrana.
– Konkretnie miała majtki i top.
– Które niewiele zasłaniały.
– Taka już jest. Lubi szokować. To nie znaczy, że jadąc po mnie, masz się rzucać na pierwszą chętną.
– Jesteś zazdrosna?
Parsknęłam śmiechem. Trochę za głośno, żeby to było szczere, ale Krzysiek nie znał mnie chyba aż tak dobrze.
– Ty to sobie lubisz pochlebiać, Krzysiek... Patrz na drogę!
Smolorz w ostatniej chwili uciekł na lewy pas, unikając kolizji z sarenką. Przez jakiś czas znowu się nie odzywaliśmy, trochę wystraszeni tym, co mogło się stać.
– Kurwa – zaklął w końcu mężczyzna. – Sorry.
– Okej.
Mijały kolejne minuty, zrobiło się już całkiem jasno, a i aut na drodze zaczęło przybywać, więc Smolorz jakby bardziej skupił się na jeździe. Mnie zaś zaczęło morzyć. Najwyraźniej trzy godziny snu to nieco za mało. Kolejne minuty ciszy i w końcu zasnęłam.
Obudziłam się, bo samochód stanął.
– Nie chciałem cię budzić – odezwał się przepraszającym tonem Krzysiek – ale mnie też zaczęło ścinać. Idę po kawę. Chcesz też?
– Czekaj, przejdę się z tobą.
Chwilę później siedzieliśmy już przy stoliku w Maku i w milczeniu sączyliśmy latte.
– Czyli się rozwodzisz. – Krzysiek świdrował mnie wzrokiem.
– Taką mam nadzieję.
– Mogę zapytać dlaczego?
– Możesz. Powód stary jak świat. Zdrada.
– Kto kogo?
– On mnie. Znalazł sobie młodszą.
Dziwne. Michałowi pokazałam ciaputkowy film bez zawahania, ale przy Krzyśku nie przyszło mi to do głowy.
– Współczuję.
– Spoko. Już przebolałam – skłamałam gładko.
Spodziewałam się jakiejś aluzji, propozycji w stylu „to może mu się odwzajemnimy" albo „jego strata, mój zysk", lecz się nie doczekałam. Krzysiek wypił kawę i zarządził powrót do samochodu.
Resztę drogi spędziliśmy na niezobowiązującej rozmowie. Coś się zmieniło przez te trzy miesiące. Pewnie to moja wina. Trzymałam Krzyśka na dystans i albo poczuł się urażony, albo uznał, że się za bardzo zagalopował z tamtym zaproszeniem. Tak czy inaczej nie flirtował, nie żartował i nie insynuował niczego niegrzecznego.
Cholera. Szkoda.*
Śliczna i młoda pani w recepcji patrzyła na mojego towarzysza z bardzo, bardzo ewidentnym zainteresowaniem. Jakby się chłopina postarał, mógłby zapewne być jej ojcem, ale dziewczę albo miało syndrom tatusia, albo po prostu nie potrafiło ocenić wieku obczajanego mężczyzny. Przyczyna nie miała znaczenia, grunt, że panienka była o krok od oddania serca, duszy, a już z całą pewnością ciała przystojniakowi u mojego boku. I moja obecność kompletnie jej w tym nie przeszkadzała.
– Ale rezerwacja jest na jeden pokój dla dwóch osób – powtórzyła piąty raz, trzepocząc rzęsami, jakby to miał być pokój dla Smolorza i dla niej. – Z łóżkiem małżeńskim.
– Cholera – sapnęłam cicho, bo ta ostatnia informacja padła po raz pierwszy i od razu rozbudziła moją wyobraźnię.
– Nie martw się. – Oj, Krzysiek chyba inaczej zrozumiał sapnięcie. – Zaraz to załatwię. – Ponownie zwrócił się do panienki za kontuarem i roztoczył cały swój urok: – Moja droga. My nie możemy dzielić pokoju. Widzisz, skarbie, pani ma męża. Bardzo zazdrosnego i niebezpiecznego męża. Dlatego ten wspólny apartament kompletnie odpada.
Przy „moja droga" dziewczę westchnęło, ale przy „skarbie" już orbitowała bez cukru. Żal było patrzeć. Serio.
– Dlatego, serduszko – w tym tempie Krzyśkowi skończą się zdrobnienia, a laska dojdzie od samego słuchania – musisz mi znaleźć wolny pokój. Ślicznie proszę.
Trzy sekundy docierała prośba do złotej główki dziewczęcia. Dokładnie trzy. Liczyłam. Potem recepcjonistka rzuciła się do komputera, żeby ten wolny pokój znaleźć. Albo przeciwnie: nie znaleźć i zaproponować przygarnięcie. Taaa, raczej to drugie, bo po kilkunastu następnych sekundach spochmurniała i powiedziała głosem pełnym rozczarowania:
– Mamy jeden pokój. Niestety jednoosobowy, bardzo mały i z widokiem na wewnętrzny dziedziniec... – Patrzyła wyczekująco. Liczyła, że Krzysiek się obruszy, powie, że nie chce, a wówczas ona: „Ale ja mam wygodne łóżko! W pakiecie ze mną!".
– Świetnie! Jednoosobowy może być. – Smolorz nie załapał aluzji.
Popatrzyłam na dziewczynę, a ona na mnie. Obie byłyśmy tak samo rozczarowane. To nie tak, że koniecznie musiałam zaciągnąć Krzyśka do łóżka. I wcale nie chciałam porównać jego umiejętności z tym, co mi zaserwował Michał. I nie zaparło mi tchu ze szczęścia, gdy się okazało, że mamy dzielić ten nieszczęsny pokój. Nic z tych rzeczy. Jednak kiedy on tak zaciekle zaczął walczyć, aby go ze mną nie dzielić, zrobiło mi się trochę smutno. Nie żebym jakoś bardzo chciała spędzić z nim noc. Chciałam, by on tego chciał.

CZYTASZ
Mała
ChickLitRomans z humorem i nutką pikanterii. Świetna zabawa i gorące doznania gwarantowane! Dla kobiet po trzydziestce, i nie tylko. Miałam wszystko poukładane. Małżeństwo z dwudziestoletnim stażem, dom na przedmieściach, dobra praca, a w niej mężczyzna, o...