Opowieść o spotkaniu z Jacobem Russelem wypłynęła tylko i wyłącznie z ust Williama. Theresa nawet nie czuła potrzeby odzywania się, chociaż wiedziała, że reszta tego oczekuje.
Była wdzięczna Willowi, że pominął kwestię dotyczącą jej specjalnych zdolności i Henry'm.
— Którejś nocy musi nam się udać go złapać, skoro mosty są stale pilnowane — powiedział po dłuższej chwili Jerome. — Przynajmniej znamy motyw. — dodał ze skrzywioną miną.
— Genialny motyw — prychnął Eliot. — Sześć wieków temu wybili mi rodzinę, więc zemszczę się za to na ludziach, którzy nie mają z tym nic wspólnego. — celowo zmienił barwę głosu na przesadnie niską, czym rozbawił Anthony'ego.
— Wzmocnimy wartę? Czy będziemy na niego polować? — wtrącił Crispin.
— Will? — Jerome spojrzał w stalowe oczy z nadzieją.
— Otóż — odchrząknął — nie zrobimy nic.
— Co?! — wydarli się wszyscy razem tak głośno, że stojąca za drzwiami Adeline nawet to usłyszała.
— Wybacz, ale ten czterodniowy detoks chyba ci mózg za bardzo obciążył. — oburzyła się Tessa.
— Detoks? — zdziwił się Crispin.
— Mam się świetnie, Tesso. Dziękuję za troskę — odparł Will z przekąsem. — Nie musimy nic robić w związku z mostami. Zostawmy to tak, jak jest. Nie trzeba ich pilnować, ale jeśli Jerome chce, droga wolna. — przeczesał czarne włosy w tył, zmęczony dzisiejszym wieczorem.
— Przecież ludzie będą ginąć — próbowała dalej. — Jak możesz na to pozwalać?
— Codziennie ginie mnóstwo ludzi, na całym świecie, dużo gorszą śmiercią. Osiem ofiar w obliczu tych statystyk to pestka. — oblizał usta. Chciał na nich poczuć znajomy smal whisky. — Zresztą, do ośmiu nie dojdzie.
— O czym ty mówisz? — odezwał się w końcu Anthony.
— Zobaczycie — uniósł dłoń w geście stop. — Pośledzimy na kolejnym balu. — zapowiedział.
— Nie zgadzam się na to — Tessa założyła ręce na krzyż. — Nie mogę siedzieć i patrzeć, jak kolejny most zalewa się krwią przypadkowej osoby, bo Victor ma taki kaprys.
— Tesso — położył rękę na jej ramieniu, a ten gest wydał jej się tak dziwny, że odruchowo się cofnęła. — Zaufaj mi.
Problem w tym, że ufam ci za bardzo. Przemknęło przez jej myśli.
— Wszyscy mi zaufajcie. — odwrócił się.
— Brzmisz jak nie ty. — zauważył Eliot.
— Macie mi zaufać. — poprawił się William, równocześnie poprawiając także płaszcz i rękawiczki. Nic nie powiedział, kiedy wychodził. Zostawiał za sobą tylko znaki zapytania.
— Co mu strzeliło do głowy? — zastanawiał się Crispin. — Wie coś, czego my nie wiemy?
— Wydaje mi się, że tak. — potwierdziła Tessa.
— Będzie zabawnie, jak się okaże, że Moriatti dopiął swego i serio posiądzie te nadzwyczajne zdolności, o czymkolwiek mowa. — szeryf spiorunował swojego zastępcę wzrokiem.
Tak się nie godzi mówić.
* * *
Dzień był spokojny. Zero wiatru i zero deszczu, a nawet i słońce leniwie przedzierało się przez szare chmury.

CZYTASZ
Skażona Krew
VampiroKiedy Londyn zaczyna zalewać fala dziwnych ataków, ludzie uciekają z miasta, komisarz Scotland Yard zdaje sobie sprawę z faktu, że ma do czynienia z siłami nadnaturalnymi. Theresa, William, Crispin i Anthony zgadzając się na pomoc, zaczynają tworzy...