Rozdział XVIII „SZUKANIE IGŁY W STOGU SIANA"

471 24 1
                                    


HAWKINS, INDIANA 1986

– Dustin! – krzyknęłam, któryś raz z rzędu, ale do moich uszu nie doszła żadna odpowiedź, która mogłaby wskazywać na to, że Henderson mnie słyszy. Rozejrzałam się wokół i mój wzrok wylądował na Eddie, który to wyczuł, i odwrócił się w moim kierunku.

– Za zasłoną go nie ma... – mruknął i podrapał się po czole. Zaśmiałam się pod nosem i przekręciłam oczami. – To ja pójdę poszukać, gdzieś indziej. Dustin!

– Dustin!

– Albo nas nie słyszy, albo zachowuje się, jak buc i nas ignoruje. – mruknął koło mnie Steve. Zerknęłam w jego kierunku, a do mojej głowy przyszedł pewien pomysł, który może okazać się skuteczny.

– Czekajcie...

– Coś się stało? – zapytał Steve i położył rękę na moim ramieniu. Kiwnęłam głową, że nic mi nie jest i spojrzałam w stronę reszty, która się nam przyglądała z zaciekawieniem wypisanym na twarzy. Chyba każdy miał już dość nawoływania Hendersona.

– Pamiętacie, jak Will tutaj utknął i rozmawiał wtedy z Joice? Przez światełka, wiec może tak uda nam się dotrzeć do Dustina i powiedzieć, że tutaj utknęliśmy. – powiedziałam i ruszyłam w stronę włączników światła. Gdy te na ścianie nie zadziałały, złapałam za sznurek od lampy, ale efekt był taki sam, jak poprzednio i nic się nie stało.

– Nie chce nic mówić, ale to chyba nie działa, Lili. – mruknął Steve, a reszta pokiwała głowa na znak, że się z nim zgadza. Westchnęłam ciężko i zaczęłam się rozglądać za innymi włącznikami.

– Musi być jakiś sposób, przecież Will z nią rozmawiał! Może musimy znaleść jakiś specjalny włącznik, który jest połączmy z tamtą stroną. Poszukacie, to może coś znajdziemy. – powiedziałam i każdy zaczął się rozglądać. Próbowałam zapalić wszystkie możliwe światła, ale każde kończyło z takim samym marnym skutkiem.

– Lili... chyba coś mam. – mruknął Steve, a ja odwróciłam się prędko w jego stronę i spojrzałam w kierunku, którym pokazywał. Wokół żyrandola latały małe światełka wyglądające, jak świecące drobinki kurzu. Zmarszczyłam brwi i zrobiłam kilka kroków w tamtym kierunku.

– Co to jest? – szepnęłam pod nosem, sama do siebie. Poczułam, że reszta też zaczęła podchodzić w tamtym kierunku. Wystawiłam rękę w tamtą stronę i kilka cali przed dotknięciem tego zerknęłam na Steve'a, który sam wystawił swoją dłoń i dotknęliśmy tego czegoś w tym samym momencie. – Niesamowite...

Mruknęłam, gdy poczułam uczycie łaskotania pod opuszkami palców. Delikatnie przesuwałam dłonią, a uczucie robiło się coraz wyraźniejsze. Robin, Nancy i Eddie też zaczęli robić, to samo.

– Co to do diabła jest? – mruknął Eddie i uśmiechnął się w moim kierunku. Wzruszyłam ramionami i w dalszym ciągu poruszałam dłonią.

– To może być to czego szukaliśmy... – powiedziałam, a do moich uszu dostał się cichy dźwięk bijącego zegara. Prędko oderwałam dłoń i rozejrzałam się wokół siebie, ale wszystko było jak wcześniej. Vecna musiał już wiedzieć, że tu jesteśmy i zrobiliśmy się bardzo łatwą przekąską dla niego...

– Zna ktoś alfabet morsa? – zapytała Robin i wyrwała mnie z moich przemyśleń.

– SOS się liczy? – mruknął Eddie i rozejrzał się po nas wszystkich. Każdy kiwnął twierdząca głową i oderwał dłoń od magicznego proszku. Munson wyszedł do przodu i zaczął wbijać kod morsa, a reszta z nas zaczęła nadsłuchiwać czegokolwiek.

Niezależnie od wszystkiego Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz