Rozdział 6

217 12 9
                                    

~Wiktor~

piłem alkohol kieliszek po kieliszku bez przerwy po chwili poczułem że ktoś mi zabiera alkohol.

-Ej!-krzyknąłem jak się okazało na Annę byłem totalnie pijany co było już słychać po moim głosie.

-Nie sądzisz że już wystarczy? Jesteś totalnie pijany co ci się do cholery dzieje? - usłyszałem głos kobiety. Nie odpowiedziałem jej wyrwałem jej alkohol i piłem dalej.

-Doktorze! Pan wszystkie zmysły stracił?!-Wyszła na zewnątrz Martyna zabierając wszystkie butelki z alkoholem do domu.  Wstałem i koślawym krokiem ruszyłem na dół nad jezioro przewaliłem się kilka razy po chwili doszłem. Stałem na brzegu i patrzyłem na jezioro.

~Anna~

Patrzyłam na Wiktora cały czas byłam mimo wszystko zmartwiona jego zachowaniem. Po chwili zobaczyłam że robi krok bliżej jeziora a potem potyka się o kamień i wpada do wody jakoś wypłynął na głębsze i zaczął się topić wszyscy zdążyli wypić  trochę alkoholu wiec nikt nie miał jak mu pomóc nie było żadnej Łodzi jedyna ja nic nie piłam zdjęłam szpilki i pobiegłam na dół nad jezioro po chwili wskoczyłam do wody i popłynęłam po Wiktora wyciągnęłam go bezpiecznie na brzeg po czym podprowadziłam go cała mokra do domu gdzie wzięłam szpilki i z torby wyciągnęłam klapki i założyłam je po chwili pożegnałam się z Martyną bo nie miałam zamiaru siedzieć mokra na imprezie wzięłam Wiktora do taksówki wskazując jego adres po chwili dojechaliśmy gdzie zapłaciłam za jego podwózkę. Zaprowadziłam Wiktora do  drzwi domu i zapukałam otworzyła nam Zosia.

-Cześć Zosiu zajmij się proszę tatą...-spojrzałam na nią-i nikomu pod żadnym pozorem nie otwieraj drzwi...

-Czemu on jest mokry...i czemu ty jesteś mokra?-spytała po chwili

-Tata miał wypadek z jeziorem... krótko mówiąc łowiłam go. Lecę bo i tak nie jest miło widziana przez twojego Ojca...-podałam Wiktora Zosi a sama poszłam do taksówki a potem do hotelu. Na miejscu gdy już byłam w pokoju przebrałam się i rozmyślałam czy Potocki mówił na serio. Po chwili dostałam wiadomość od Potockiego.

Jeśli nie chcesz żeby coś się stało Zosi lub Wiktorowi przyjedź pod nasz stary adres:)
Twój Stanisław:)

Przeraziłam się wzięłam pośpiesznie swoje rzeczy i pobiegłam do auta którym ruszyłam pod nasz stary adres. Nie długo potem dojechałam wybiegłam z auta i podbiegłam do drzwi pukając nie długo czekając otworzył mi drzwi.

-O proszę zgłosiła się po swoje zguby-zaśmiał się wpuszczając mnie do środka. Poszłam za nim otworzył drzwi do jakiegoś pomieszczenia spojrzałam a na krzesłach siedział związany pijany Wiktor z zaklejoną buzią a na drugim Zosia również związana z zaklejonymi ustami.

-Puść ich do cholery!-krzyknęłam zdenerwowana i wystraszona w jednym.

-puszczę ich pod warunkiem, że ty nie weźmiesz rozwodu i będziesz ze mną już na zawsze

-Prosze cię przestań już i puść ich do jasnej cholery!-krzyczałam. -nic mnie z nimi nie łączy wiec dlaczego się na nich mścisz?!-wezwałam wcześniej policje która przyjechała a Potocki widząc to szybko uciekł uwolniłam Wiktora i Zosię po czym zawiozłam ich do domu a sama pojechałam do hotelu i tam się położyłam spać.

***

Kolejnego dnia przyjmowałam kolejnych pacjentów aż nagle zaczepił mnie Wiktor.

-dzięki za uratowanie życia a teraz prędko chyba wolisz się dowiedzieć tego z moich ust niż z tej dziewczyny-zabrał mnie do jakiegoś przedsionka.

-No słucham kim jest ta dziewczyna i czemu tak mocno się zmieniłeś co?!-powiedziałam krzycząc pod wpływem emocji.

-Słuchaj.. po stracie Eli długo nie mogłem się pozbierać... potem potrzebowałem bliskości z kobietą.. i... po prostu chodziłem do łóżka z kilkoma „Paniami do towarzystwa" do łóżka.. ona była jedną z nich.. na dodatek potem zostaliśmy na jakiś czas parą...przepraszam brzydzę się tego dlatego nie chciałem abyś znała prawdę...-chciał mnie przytulić ale go odepchnęłam

-o fuuu jak mogłeś?! To jest obleśne!-wybiegłam z płaczem z przedsionka i pobiegłam do swoich obowiązków. Po skończonym dyżurze spotkałam się z Martynką i poszliśmy na basen próbowałam zapomnieć o tym wszystkim co dzisiaj się dowiedziałam marnie mi to szło bo Wiktor non stop mi pisał przeprosiny. Po jakiś trzech godzinach wróciłam do hotelu zaczęłam intensywnie szukać domu i wydzwaniać do ludzi po chwili znalazłam ten właściwy jutro miałam zapłacić i zobaczyć go na żywo.

~Wiktor~

Brzydziłem się tym co zrobiłem ale czasu nie cofnę zrobiłem Zosi obiad po czym poszłem na cmentarz do Eli. Przeczyściłam porządnie grób i tak się patrzyłem. Po długim czasie wróciłem do domu próbując dodzwonić się do Anny bez skutecznie kolejne wiadomości głosowe jej wysłałem i nic. Pojechałem na bazę i wziąłem kolejne dyżury miałem dyżur za dyżurem bez przerwy.

***

Na ostatnim dyżurze zasłabłem zabrali mnie na SOR gdzie właśnie była Anka słyszałem jej ostatnie słowa „Szybko na blok!" po czym zatrzymałem się. Po dobrych kilku godzinach leżałem na sali gapiąc się w sufit usłyszałem znajomy mi głos.

-Jak się czujesz?-kobieta podeszła i podała mi jakieś leki patrzyłem na nią*

-Aniu prosze cię wybacz mi-Powiedziałem błagalnie.

-Pytałam się coś ciebie o tamtym nie chce rozmawiać-powiedziała oburzona.

-W porządku-przewróciłem się na drugi bok i ze łzami w oczach zasnąłem. Obudziłem się dopiero kolejnego dnia gdy pielęgniarki przechodziły sprawdzać co z pacjentami wstałem i zacząłem iść w stronę wyjścia gdzie zastałem Zosię i z nią zacząłem spacerować po terenie szpitala.

-Tato do cholery po co brałeś tyle dyżurów?! Wiesz że to nie bezpieczne

-Wiem Zosiu wiem..-powiedziałem cicho siadając na ławeczce. Siedziałem gapiąc się w przestrzeń zamyśliłem się wiec Zosi ciężko było mnie wyrwać z zamyśleń.

-Tato!-w końcu krzyknęła a ja się popatrzyłem na nią.

-tak? Coś potrzebujesz?-spytałem zdezorientowany.

-tak potrzebuje idziemy na sale nie możesz się przemęczać

-no nie prosze jeszcze pięć minut- narzekałem a po chwili przyszła Anna.

-A ty powinieneś być na sali! Już natychmiast wracaj-powiedziała wyraźnie nie zadowolona.

-Aniu Aniu proszę cię porozmawiajmy na spokojnie..-powiedziałem błagalnie

-Nie ma opcji nie chce z tobą rozmawiać nie zmieniaj tematu idź na sale

-Anna ma racje tato proszę chodź na salę..-spojrzałem na Zosię a potem na Annę

-pięć minut no proszę

-nie ma opcji- spojrzałem na Ankę ponownie

-trzy minuty?-zrobiłem maślane oczy

-dobra ale ani minuty więcej-po tych słowach poszła a ja sobie siedziałem jeszcze trzy minuty po czym poszłem na sale gdzie zasnąłem.

———————————————

Hejka🧸
Jest i kolejny rozdział🥳
Spodziewaliście się takiej akcji?
Miłego dnia❤️

Nowe życie i ciągnąca się przeszłość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz