❀ 𝑪𝒉𝒂𝒑𝒕𝒆𝒓 𝑰𝑽.

648 49 34
                                    

   Kolejka dłużyła się i dłużyła, a upragnionego końca nie było widać. Szmer wózków, problemy z płatnością, zagubione dziecko — tak właśnie wyglądały supermarkety. Wybierasz się po coś w sobotnie popołudnie, a tu czekasz w hałasie i zamęcie tłumu. No ale obiad sam się nie ugotuje a lodówka sama nie zapełni...

Kątem oka zerknęłaś na zegarek, który miałaś na lewym nadgarstku i miałaś wrażenie, że wskazówka wręcz stała w miejscu, a byłaś pewna, że zegarek działał znakomicie. Przeniosłaś ciężar ciała z nogi na nogę i westchnęłaś widząc przed sobą ciąg ludzi z zakupami. Lecz w końcu przyszła i twoja kolej, a ekspedientka skasowała produkty po czym mogłaś zapakować je do torby i zapłacić. Oczywiście nie wspominajmy o tym, że prędkość z jaką kasjerka skanowała jedzenie było szybsze niż prędkość światła... A jednak kolejki wciąż pozostawały długie.

Automatyczne drzwi rozsunęły się pod wpływem ruchu, umożliwiając ci dostanie się na zatłoczony chodnik. Cieszyłaś się w głębi duszy, że mieszkałaś na spokojnych obrzeżach, a nie w centrum tego wariatkowa. I mimo, że była już późna jesień, a dni zazwyczaj bywały makabrycznie chłodne to dzisiejsza sobota należała do wyjątkowo przyjemnych. Promyczki słońca przebijały się przez białe chmury, a były one tak silne, że wychodząc ze sklepu musiałaś zasłonić oczy dłonią.

— Szlak! — parsknęłaś pod nosem, karcąc samą siebie w myślach, że nie wzięłaś okularów.

Jednak nie czekając na nic dłużej, weszłaś w te tłumy na chodniku i zaczęłaś kierować się do domu, gdzie czekała na ciebie Sachiko. To ona tak naprawdę poprosiła cię o zrobienie zakupów, a ty oczywiście się zgodziłaś. Pomagałaś kobiecie dużo.

Było tak tłoczno, że nie mogłaś się na niczym skupić więc utkwiłaś swój wzrok w butach by przypadkiem na nic nie nadepnąć, lecz idąc tak, przez przypadek (bądź nie), ktoś tracił cię ramieniem.

— Przepraszam! — rzuciłaś odruchowo pierwsza, a głos musiałaś unieść o kilka decybeli, aby osoba na którą wpadłaś usłyszała cię.

— No proszę! Patrz Rindou kogo my tu mamy! — odezwał się chłopak w warkoczach i uśmiechnął się do ciebie leniwie.

Nie ukrywałaś tego, że trochę się wystraszyłaś. Byłaś zaskoczona tym co, o wiele wyższy nastolatek powiedział, bowiem zabrzmiało to jakbyś cię się znali, a widziałaś go po raz pierwszy na oczy. Nie wiedziałaś co odpowiedzieć więc milczałaś. Wpatrywałaś się zaniepokojona w dwójkę chłopaków, którzy również nie spuszczali z ciebie swojego wzroku.

— Em...? — postanowiłaś jednak się odezwać. — Czy my się znamy? — zapytałaś niepewnie.

— Ależ oczywiście, że...

— Nie. — uciął ten z niebieskimi pasemkami i w okularach. — To pomyłka, nie przejmuj się. — rzekł spokojnie, po czym zwrócił się do tego wyższego. — Ran ale z ciebie idiota.

Zanim chłopak w warkoczach zdołał dodać komentarz Rindou pociągnął go za rękaw i znikli w tłumie tak szybko jak się pojawili. A ty nie przyjęłaś tego do siebie, faktycznie musiała to być tylko pomyłka. Zignorowałaś całą sytuację i podążyłaś do domu.

Tym czasem Ran i Rindou zeszli z zatłoczonego chodnika wchodząc w spokojniejszą alejkę kłócąc się ze sobą.

— Czemu to zrobiłeś?! — zapytał zbulwersowany i oburzony Ran, który zmarszczył brwi.

𝑬𝒗𝒊𝒍 ❀ 𝑰𝒛𝒂𝒏𝒂 𝑲𝒖𝒓𝒐𝒌𝒂𝒘𝒂Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz