Porsche nie miał zbyt dużo rzeczy do zabrania, przyjechał praktycznie z niczym. Z samego rana przyszła pielęgniarka i zaczęła go przygotowywać do opuszczenia szpitala. Ostatni raz zmieniła opatrunki, dostarczyła leki z receptami i rozpiską czasową. Porsche nie wykazywał żadnego entuzjazmu, mocno się denerwował. Wolałby zostać w domu, z bratem, ale było to niemożliwe. Dalej potrzebował pomocy z prawie wszystkim a nie chciał tym obarczać Porchay'a, zwłaszcza, że dostał się na wymarzoną uczelnię. Z braku innej opcji musi zostać w murach głównej rodziny. Skubał rękaw bluzy, którą jakiś czas temu Kinn zostawił śpiesząc się na jakieś spotkanie, czekając na kierowcę. Gdy w końcu ten się zjawił, Porsche musiał zmierzyć się z pierwszą przeszkodą, którą było samo wejście do auta. Stał wpatrując się w otwarte drzwi auta zmuszając się do ruchu. Kiedy w końcu się przemógł i zajął miejsce z tyłu prawie od razu ruszyli.
- Panicz Kinn nie mógł przybyć, sprawy zawodowe, kazał przekazać, iż wróci po południu. Do tego czasu wyśle odpowiednich ludzi aby spełnić wymogi szpitala - kierowca mówił monotonnie, jakby zmęczony swoim życiem.
Porsche w odpowiedzi tylko skinął głową. W aucie nie było nikogo, poza nim i szoferem. Dzielił ich dystans, więc nie było aż tak źle. Chłopak wpatrywał się w obraz za oknem, aż od nadmiaru kolorów nie zaczęło mu się robić niedobrze. Odzwyczaił się od tego.
Droga strasznie mu się dłużyła, pewnie dlatego, że był zmęczony. I bardzo nie chciał tam być. Już na wjeździe widział swojego przyjaciela, co zestresowało go jeszcze bardziej. Liczył, że uda mu się go jakoś ominąć, tak jak resztę ludzi, zamknąć się w pokoju i umrzeć w spokoju, ale jednak los miał inne plany. Ledwo wyczołgał się z auta już dopadł go Pete. Zanim zdążył powiedzieć cokolwiek starszy zamknął go w uścisku.
- Matko boska, Porsche, tak się martwiłem! Jak się czujesz? Wszystko okej? - położył ręce na jego ramionach wyczekując na odpowiedź.
Porsche w tym momencie stał jak wmurowany, nie spodziewał się takiej reakcji ze strony starszego. Może i też się za nim stęsknił, ale nie chciał, żeby go dotykał. Ktokolwiek.
- Uhm... Pete - głos ugrzązł mu w gardle. Czuł, jak powietrze uchodzi mu z płuc.
- Co, coś nie tak? Boli cię? Przepraszam! - młodszemu ulżyło gdy ochroniarz się od niego odsunął.
- Chodź, odprowadzę cię, Pan Kinn wydał polecenie, od dzisiaj mieszkacie w jednym pokoju
Ta informacja zatkała Porsche zupełnie. On sobie jaja robił?
- Ale... Muszę? - tak bardzo nie chciał tam iść. Już wolał szpital.
- Rozmawiaj z Kinnem, jak wróci.
Może i młodszy nie dał tego po sobie do poznania, ale skręcało go z nerwów. Mijał tak znane mu korytarze, ale miał wrażenie, że ściany się przybliżają, jakby miały go zgnieść. Czasami podpierał się o balustradę lub ścianę, miał ochotę płakać. Kiedy w końcu znaleźli się w sypialni Kinna, chłopak został sam. Pete obiecał wpaść później, starszy miał wrócić dopiero pod wieczór. Miał pół dnia dla siebie.
Zamknął drzwi po czym podszedł do łóżka. Było wielkie, conajmniej 3 osoby by się w nim zmieściły. Chłopak miał świadomość, co mogło się w nim dziać i nie zamierzał w nim spać. Już wolał na podłodze.
Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić przez te kilka godzin. Nie chciał wychodzić, ale nie chciał też siedzieć w tym pokoju. Siedział na podłodze z rękami dookoła kolan wpatrując się w szklane drzwi na taras. Nawet nie może powiedzieć, że myślał o czymś konkretnym, przez jego umysł przebiegało mnóstwo zdan, obrazów.
Zupełnie zgubił rachubę czasu, zorientował się dopiero po tym, że w pokoju zrobiło się ciemno po zachodzie słońca. Pomyślał, że pewnie zaraz Kinn wróci i jakby to sobie wykrakał. Dosłownie chwilę później usłyszał, jak starszy siłował się z drzwiami, raczej nie spodziewał się, że Porsche zamknie się na klucz. Młodszy podszedł i oparł się o nie plecami. Nie chciał, żeby Kinn wchodził, chciał być sam.
- Porsche! Otwórz drzwi, wszystko dobrze? - słyszał jego głos po drugiej stronie, zacisnął pięści na brzegu koszulki
- Jeżeli zaraz nie otworzysz drzwi to je wywarze.
Jak powiedział tak i zrobił. Kilka razy naparł na drzwi aż w końcu zamek puścił. Oczywiście nie wiedział że Porsche siedzi o nie oparty, więc siłował się z nimi dalej. Co do młodszego, zupełnie zignorował ból spowodowany odbijaniem się o drzwi. Wiedział, że ma na nich szwy, jak na reszcie ciała, ale nie obchodziłoby go to, nawet jeżeli by je porozrywał.
W końcu Kinn przecisnął się przez framugę i rozejrzał się po pokoju. Dopiero po chwili zauważył skulonego przy ścianie Porsche. Powoli ukucnął przed nim, pamiętając o dystansie. Chłopak siedział z głową opartą o kolana, nawet nie spojrzał na starszego. Równie dobrze, mógłby to być seryjny morderca, nie zareagowałby. I chyba właśnie ten brak reakcji niepokoił Kinna najbardziej.
Okej, chyba jeszcze tak szybko tego nie skończe.
Nie idzie mi kończenie tego serio.

CZYTASZ
Until Dawn { KinnPorsche }
FanfictionCo by się stało, gdyby w 4 odcinku Kinn nie znalazłby Porsche na czas? Co gdyby Vegas zamiast torturować Pete'iego porwał Porsche? Jak wtedy wyglądałaby ich relacja? Czyli wytwory mojej wyobraźni po obejrzeniu serialu KinnPorsche